ɪɪɪ.

1K 153 58
                                    


Jeongguk stanął przed wielkimi, dwuskrzydłowymi drzwiami do łaźni i przełknął nerwowo ślinę.

Kiedy usłyszał, że obowiązek doglądania tajemniczego stworzenia spadł na niego, poczuł najpierw panikę i lęk, a potem odrobinę ekscytacji. Naprawdę nie chciał mieć z tym wszystkim nic wspólnego, jedyne czego zawsze się trzymał to nie wściubianie nosa w nieswoje sprawy. Sądził, że dzięki temu jest bezpieczny i los wynagrodzi mu brak wścibskości świętym spokojem, ale wygląda na to, że wspomniane „cudze sprawy" same znalazły sposób na wplątanie go w to bagno.

Mimo to, w momencie w którym znalazł się tak blisko nieznanego, poczuł lekki dreszcz ekscytacji. Nie miał wcześniej okazji przyjrzeć się dobrze istocie. Moment, w którym ich sieci wyciągnęły ją z wody wydawał mu się teraz niekonkretnym zlepkiem szumu morza, kołysania łodzi i zdezorientowanych okrzyków. Wszystko działo się gwałtownie, pamiętał tylko chaos, swój lekkomyślny przejaw bohaterstwa i bolesny finał, wymierzony przez kapitana.

Pamiętał też oślepiający blask mokrych łusek, błękitne kosmyki przyklejone do czoła i wielkie, błyszczące, przerażone oczy.

Istota, nawet będąc przestraszona, wywarła na nim miażdżące wrażenie. Kłamałby, gdyby nie przyznał, że zwyczajnie się bał. Opowieści służby dotychczas nadzorującej istotę wcale mu nie pomagały. Nie pomagała też świadomość, do czego musiało dojść, by w końcu cały obowiązek doglądania stworzenia spadł na niego.

Na jego sercu ciążyły więc strach i ciekawość. Ale i nutka współczucia.

Kiedy stanął przed wejściem do łaźni, spróbował oczyścić umysł. Wchodził tam sam. Nie pomagało mu się to uspokoić, ale starał się obrócić ten fakt w głowie na swoją własną korzyść. Według ochmistrza – jeśli przyjdzie sam, istota na pewno nie poczuje się zagrożona, nie będzie miała powodu do agresji. Poza tym, strażnicy warowali przy wejściu do łaźni dzień i noc. Jeśli coś usłyszą, na pewno nie zawahają się przybiec mu na pomoc. Na pewno.

Wspomnieni strażnicy otworzyli przed nim drzwi, jako że sam Jeongguk trzymał niemałą tacę z jedzeniem dla istoty. Jeden z nich skinął na niego ponaglająco żeby się nie ociągał. Wszedł do środka, a jego skórę od razu uderzyła gorąca para wypełniająca całe pomieszczenie. Słodki zapach rozpylanych w łaźni kwiatowych perfum zawrócił mu przez sekundę w głowie. Przeszło mu przez myśl, że przesiadywanie tutaj całymi dniami również przyprawiłoby go o podły nastrój.

Łaźnie te były jednymi z wielu znajdującymi się w pałacu, oraz jednymi z mniejszych należących do księcia. Jednak nadal o imponujących rozmiarach. Kolumny z bladego kamienia okalały pomieszczenie, a tuż za nimi ogromne okiennice wychodziły widokiem na kwieciste ogrody, oczywiście na co dzień niedostępne dla nikogo poza księciem oraz ludźmi wykonującymi jego rozkazy.

Słońce wlewało się swobodnie do środka, wkradając się w każde ozdobne żłobienie na ścianach i kolumnach, oraz odbijając się blaskiem od polerowanych kafli. W podłodze znajdowało się kilka zbiorników. Pierwszy od drzwi i kilka przy równoległej ścianie były mniejsze, płytsze. Natomiast na samym środku ogromnej sali znajdował się ten większy i głębszy, w którym to właśnie umieszczona została istota.

Zanim zrobił kolejny krok naprzód, próbował wyostrzyć wzrok by ją dostrzec. Ku jego niezadowoleniu nie zobaczył jej. Obszedł zbiornik dookoła, zachowując rozsądną odległość od zdobionego liściastym wzorem brzegu. Szukał jakiegokolwiek załamania w wodzie, ale go nie zalazł. Woda była przejrzysta, ale żeby zobaczyć, w który miejscu kryje się istota, musiałby podejść bliżej, a do tego się nie kwapił.

Czuł się jak dziecko we mgle, nie wiedział gdzie odstawić tacę. Czy powinien zostać i upewnić się że istota zauważyła przyniesione jedzenie? W tym momencie miał ochotę tylko zrobić to co do niego należy i jak najszybciej się ulotnić.

turn you gold.「ᴊᴊᴋ ₓ ᴋᴛʜ​」Where stories live. Discover now