𝖜𝖊 𝖊𝖓𝖉 𝖚𝖕 𝖎𝖓 𝖍𝖊𝖑𝖑

171 16 1
                                    

    Matematyka to piekielny przedmiot. Możecie mówić, że przesadzam, droga wolna. Jednak nic, powtarzam - nic, nigdy nie przekona mnie, że sam diabeł nie ma z tym nic do czynienia.

—Panno Jones, co pani tak zajmuje głowę? Jeśli nie jest to lekcja, to niech pani lepiej zacznie uważać —oznajmił profesor Lucian Cagirali.

—Przepraszam— mruknęłam pod nosem, udając, że rozwiązuje zadanie, którego kompletnie nie rozumiałam.

—Dobrze, więc kto rozwiąże zadanie piąte ze strony... —wypowiedź profesora została przerwana przez dzwonek. —Jako pracę domową zróbcie stronę pięćdziesiątą, pięćdziesiątą pierwszą i zadanie szóste ze strony czterdziestej dziewiątej.

—Boże, mam wrażenie, że nauczyciele myślą, że my w ogóle nie sypiamy i mamy dwadzieścia cztery godziny na robienie tych prac domowych— prychnęła Melissa.

—Bóg tu nie pomoże— oznajmił Thomas, pakując książki do swojego żółtego plecaka.

—Trafne spostrzeżenie Panie Lee— zaśmiał się Cagirali. Złapałam tylko porozumiewawcze spojrzenie z moją dwójką przyjaciół i żegnając się krótkim „do widzenia" z profesorem, jak najprędzej opuściliśmy salę.

—Okej, co to było?— zaśmiała się Melissa, zgarniając swoje brązowe włosy na lewy bok.

—Szczerze? Nie wiedziałem, że Cagirali potrafi się śmiać— oznajmił Tom.

—Matematycy...—podsumowałam.

—Okej, nie wiem czy słyszeliście, ale podobno w szkole jest jakieś tajne koło, czy tam bractwo. To nieważne. Najważniejsze jest to, że przypadkiem usłyszałam, że wszystko dzieje się w sali sześćdziesiąt sześć i my pójdziemy to sprawdzić. Dziś, północ. Nie ubierajcie się pstrokato, weźcie latarki— oznajmiła Melissa konspiracyjnym głosem.

—Dobra, co ty pierdolisz?— prychnął Thomas.

—No mówię ci! Tajne bractwo. To miasto to taka dziura, pierwszy raz pojawia się jakaś plotka, która nie została obalona lub potwierdzona w ciągu tygodnia! Musimy tam iść. —Podekscytowała się Mel.

—Yy...— spojrzałam na Thomasa— niech będzie. Jakby ktoś nas przyłapał, to upiłaś nas i zabrałaś ze sobą żeby nas udupić. Co tak właściwie w połowie jest prawdą.

—Jasne... Jak zawsze.

—Mówię poważnie, pamiętasz co było ostatnio w tym starym pubie? „Mówię ci Skarlett, tam są duchy". To była jakaś melina, a jeden z żuli szedł za nami pół drogi tylko po to żebyśmy dały mu, jak to on mówił? „Grosik na winko"? „No dajcie mnie ten grosik na winko", pamiętasz to jeszcze? —zapytałam.

—Serio Mel, przystopuj z horrorami— zaproponował Thomas.

Nigdy— zaśmiała się. —Przesadzacie.

—My?— szepnęłam do Thomasa, kiedy wchodziliśmy do sali historycznej.

Już o północy ja, Melissa i Thomas staliśmy pod drzwiami naszej szkoły. Wszyscy byliśmy ubrani na czarno, a Mel prócz tego wyposażyła się w latarkę.

—Nie wzięliście? —oburzyła się, wyciągając swoją grubą latarkę przed moją twarz.

—Dwudziesty pierwszy wiek. Mamy telefony.

—Serio? Wow, dzięki, że mówisz. Latarki miały nadać klimatu!— oznajmiła. —Idioci.

Wkradliśmy się przez, o dziwo, otwarte drzwi wejściowe. Szczerze mówiąc, miałam nadzieje, że nie uda nam się nawet wejść do środka. Godzina dwunasta w nocy, a „wrota" mojej ulubionej placówki otwarte na oścież.

—Dziwne— przyznałam, a po plecach przebiegł mi dreszcz.

—Cholernie dziwne— ucieszyłam się Mel.

—Psycholka— podsumował jedyny obecny tu chłopak. Wzruszyłam ramionami, aby pokazać Thomasowi, że upartej Koreanki nie przegadasz. Weszliśmy do głównego korytarza, który przysięgam, w życiu nie wyglądał bardziej przerażająco niż teraz. Tak dla jasności, widziałam tam jak dyrektor szkoły zabawiał się z nauczycielką angielskiego - okropny widok. Od razu ruszyliśmy w stronę sali sześćdziesiąt sześć.

—Czy szóstki nie są przypadkiem liczbami diabła? —zapytał szeptem Thomas.

—Są, ale chyba tylko trzy szóstki. Zresztą wątpię, że to ma jakieś znaczenie— stwierdziła Mel.

—Więc co, pani detektyw, podejrzewa? —zapytałam.

—Myślę, że jeśli cokolwiek tam znajdziemy, to albo kujony uczące się po lekcjach, albo pana dyrektora z Profesor Amstrong. W każdym razie, może być ciekawie.

Sala sześćdziesiąt sześć znajduje się po prawej stornie korytarza. Szóste drzwi od zakrętu. „Sześć, sześć, sześć - super. Może już zacznę malować pentagramy" - pomyślałam. Koordynatorka całej tej akcji jako pierwsza weszła do pomieszczenia, w której miała odgrywać się cała ta szopka.

—Maya? Nathaniel? Co wy tu do kurwy robicie? — zapytałam zdziwiona obecnością siostry i jej kolegi. Bardzo bliską siebie obecnością, tak dla jasności.

—Yy...Chyba to samo co wy?— zaśmiała się sztucznie.

—Masz szesnaście lat, panuj nad sobą albo wszystko powiem tacie i mam...

—Witam— w środku pomieszczania, ni stąd, ni zowąd pojawiła się wysoka postać mężczyzny. Nie byłam w stanie dojrzeć jego twarzy, jedyne co widziałam to oczy pobłyskujące czerwienią.

—Skończymy w piekle...— powiedział przerażonym głosem Nathan. Trudno było się z nim nie zgodzić.


Dzień dobry!
Sama nie wiem, czy pomysł na tą książkę wypali. Anyway dajcie mi znać co o o tym myślicie i czy rozdział wam się podoba. Chciałabym powiedzieć, że wiem kiedy kolejny rozdział, ale nie mam zielonego pojęcia. Od razu mówię, że książka będzie wolno pisana, a ja nie jestem wytrwałym człowiekiem, więc może nie zostać skończona. Mimo wszystko mam nadzieję, że nie zrezygnujecie z jej czytania. Dziękuję, że to przeczytaliście.

Amelia

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Amelia

PS
To nie jest fanfik Lucifera. Obejrzałam jedynie pierwsze pięć odcinków tego serialu. Wszystkie prawdopodobieństwa są przypadkowe. Serial ten posłużył mi jedynie jako zdrowa inspiracja. A teraz serio już pa.

hurts like hell.Where stories live. Discover now