12. Jestem w swoim najlepszym czasie.

7.8K 391 148
                                    

Wiecie co robić, by maraton się dziś odbył. To od was zależy, co i kiedy dodam

Harry musiał ponarzekać, kiedy Louis praktycznie siłą wyciągnął go z domu. Jak to mówił szatyn "Nie możemy nie wykorzystać tak cudownej pogody". To była prawda, pogoda była piękna, jednak gips na nodze Harry'ego za każdym razem był męczarnią dla nich obu.

- Ponownie Lou, gdzie chcesz zabierać swoją kalekę? Ja nic nie zrobię z tą nogą! Tylko będę kulą i to dosłownie - przestał marudzić, kiedy poczuł silną dłoń na swoim udzie, to zawsze go relaksowało w dziwny sposób.

- Przecież i tak się skończy na tym, że będę cię nosił. Z resztą podjedziemy autem najbliżej jak możemy i cię tylko kawałek przeniosę. Potem posiedzimy w przyjemnym miejscu - obiecał omedze.

- Dobrze, że jesteś silnym alfą - splątał ich palce - Moim alfą - dodał z błyszczącymi oczami.

Do ich ślubu zostało okrągłe dwa tygodnie, niedługo mieli jechać na pierwsze przymiarki garniturów, co będzie ciężkie w kwestii spodni dla omegi z wiadomych  przyczyn.

- Tylko twoim - przyciągnął na chwilę ich ręce i pocałował wierzch dłoni młodszego.

Kierowanie jedną ręką nie było dla niego większym problemem, uwielbiał swój samochód za wszystkie nowinki techniczne, które mu w tym pomagały. Puścił uścisk Harry'ego dopiero, kiedy zaparkował na specjalnie wyznaczonym do tego miejscu na środku lasu.

- Jesteśmy w lesie - zauważył młodszy, będąc dość mocno zdziwionym.

Louis był naprawdę cudowną alfą po tamtym wydarzeniu. Hrry ufał mu jeszcze mocniej, jeśli można tak powiedzieć.

- Brawo Sherlocku - zaśmiał się starszy i otworzył drzwi omedze.

Jak tylko Harry wysiadł, wziął też swój plecak z bagażnika, a następnie zablokował auto. Harry podtrzymywał się pojazdu i chętnie oddychał pełną piersią. Tego mu brakowało. W tle słyszał śpiew ptaków, co koiło jego nerwy.

- Aż chce się przemienić - wydął dolną wargę.

- Niestety, z tą nogą nie dasz rady - uśmiechnął się smutno szatyn - Ale zdążymy jeszcze we dwójkę poszaleć po lesie.

- Liczę na to - złapał się ramienia starszego - Jestem ciekaw, jak twój wilk wygląda naprawdę!

- Jak wilk Harry - zaśmiał się, po czym wziął go na ręce - Niech w końcu zdejmą ci to ustrojstwo.

- Jeszcze dwa tygodnie, przy dobrych wiatrach - złapał się mocno alfy - Ale szczerze? Uwielbiam, kiedy mnie nosisz w ramionach.

- Też to lubię, ale moje plecy czasami mówią co innego. Gips trochę dodatkowo waży - przyznał, mimo wszystko bez problemu nosił omegę.

- W takim razie, w domu chętnie wymasuję twoje plecy - obiecał, całując krótko kark swojego partnera. Z uśmiechem, zauważył że ten dostał gęsiej skórki.

- Liczę na to kochanie - mruknął tylko alfa.

Doszli do miejsca gdzie była mała, pusta plaża przy rzeczce. Było tam zupełnie pusto i cicho, jakiekolwiek dzięki dawała tylko szumiąca woda i ptaki.

- Lou - zielone oczy zabłyszczały, kiedy  odwrócił głowę w jego ramionach - Skąd znasz to cudowne miejsce?

Louis posadził go bezpiecznie na kocyku, Harry kompletnie nie wiedział, skąd się tam znalazł ten materiał - Odkryłem to miejsce, kiedyś na spacerze z siostrami - przyznał, wracając wspomnieniami do tamtego czasu - Czasami zabierałem je z domu na trochę, żeby rodzice mieli chwilę wytchnienia.

Surprises of the futureWhere stories live. Discover now