¹⁴

436 39 10
                                    

   Przed wejściem do domu musiałem odpalić fajkę, by choć trochę złagodzić moje podenerwowanie. Schowałem się za domem, w martwym polu, w którym nie było widać mnie z żadnego okna. Nie wyrobiłbym dłużej bez porządnego zaciągnięcia się, a mimo mojej pełnoletności, nie chciałem, by mama dowiedziała się o tym, że palę. Była przeciwniczką każdego rodzaju nałogów, a ja nie chciałem sprawiać jej przykrości.

    Kiedy skończyłem, po wkroczeniu do domu od razu wziąłem smycz i poszedłem się przespacerować z Jimem. Musiałem się trochę przewietrzyć, żeby nie było aż tak czuć ode mnie dymu. Poza tym, potrzebowałem trochę pomyśleć i pobyć w samotności. To było za dużo jak dla mnie.

    Przy Tylerze czułem się dość dziwacznie, lecz to "dziwacznie" wydawało się być czymś dobrym, czymś co mogło oznaczać, że się zakochałem. Coś niejasnego mnie w nim przyciągało, coś czego nie potrafiłem opisać, ani wyjaśnić w żaden znany mi sposób. Nie tylko uroda, która sama w sobie była inna i niecodzienna... Jego sposób bycia... Najdziwniejsze było to, że nigdy wcześniej nie podobał mi się żaden mężczyzna. Jednak w brunecie nie od razu zobaczyłem typowego chłopaka, pałającego swoją "męskością", nie zobaczyłem również kogoś "kobiecego". On był po prostu sobą, mieszanką najlepszych cech wyrwanych zarówno z chłopców, jak i z dziewczyn. Żył w swoim odrębnym świecie i wydawał się balansować na granicy obu płci. Właśnie to dodawało mu pewnego uroku, który po prostu zwalał mnie z nóg...

✱ ✱ ✱

  Siedziałem w szkolnej ławce i bazgroliłem coś w zeszycie. Jak zwykle ciężko było mi się skupić na lekcji i mimo że starałem się wsłuchać w głos nauczyciela, to kompletnie nic do mnie nie docierało. Pragnąłem iść już do domu i położyć się do łóżka, ale wiedziałem, że potem czeka mnie jeszcze trening. Mijał już czwarty dzień od wizyty u Tylera, a ja ciągle o tym myślałem. Przez to wciąż chodziłem struty, mało co mnie cieszyło, a znajomi zaczęli wyzywać mnie od nudziarzy. Nic nie mogłem poradzić na to, że w środku umierałem...

   Bieg lekcji przerwało niespodziewane pukanie do drzwi sali. Niby nic niezwykłego. Czasem zdarza się, że ktoś pomyli klasy, albo zajęcia przerwie inny nauczyciel. Jednak tą osobą, nie był żaden uczeń, ani pracownik szkoły. W progu zobaczyłem panią Kelly z dość pogodną miną. Poprosiła profesora, by wypuścił mnie na chwilę, a ten się zgodził. Naprawdę zdziwiło mnie, że przyszła w czasie zajęć. Miałem wrażenie, że niezbyt za mną przepada...

Dzień dobry. – przywitałem się szybko – Coś się stało? – zapytałem z lekkim zaniepokojeniem, ale ona tylko się uśmiechnęła i mnie przytuliła – Ale co..?

Tyler zaczął jeść. – odparła nagle – Od dwóch dni samodzielnie przyjmuje posiłki.

Naprawdę? – odsunąłem się, robiąc wielkie oczy – O mój Boże! To wspaniale! – krzyknąłem podekscytowany i znów przybliżyłem się, by ponowić radosny uścisk.

To wszystko dzięki tobie, Josh. – odparła i powoli się oddaliła – Robi to, by znów cię zobaczyć.

Chce, żebym przyszedł? – spytałem.

On o tym marzy. – szepnęła z uśmiechem – Obiecałam mu, że to zrobisz, więc chyba nie masz wyboru. – zaśmiała się.

To kiedy mogę go odwiedzić? – zapytałem podniecony.

Nadal jest trochę słaby – poinformowała z lekkim zmartwieniem – ale myślę, że za tydzień, dwa.

Tydzień? – oburzyłem się – Dwa?

Feel Different || JøshlerWhere stories live. Discover now