XII

73 8 0
                                    

Wreszcie dotarliśmy do budynku. Zeskoczyłam z grzbietu mojego konia i zapukałam do drzwi. Nikt nie otworzył.  Nagle usłyszałam jakieś krzyki, szybko wsiadłam na konia i ruszyłam za krzykami. Moi kompani ruszyli za mną. Minęłam niszczejący budynek i zobaczyłam dwie stajnie, i dwu piętrowy domek ze spiczastym dachem. Za jednego z budynków wyszła kobieta prowadząca konia:

 Za jednego z budynków wyszła kobieta prowadząca konia:

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Kobieta była zamyślona. Chyba nas nie zauważyła.  Podeszłam do niej, zmierzyła mnie wzrokiem.
- Szukam Cameron'a Motez'a.
- Po co? - Zapytała niezbyt uprzejmie. 
- Skierowała nas tu Naomi.
- CAMERON!!!!!  - Wydarła się nagle. Z stajni było słychać strzał z broni, potem z budynku wyszła ona:

- ¿Por qué tardaste tanto? - Kobieta z spluwą w dłoni westchnęła głośno na pytanie swojej koleżanki

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

- ¿Por qué tardaste tanto? - Kobieta z spluwą w dłoni westchnęła głośno na pytanie swojej koleżanki. 

- Sabes que no me gusta hacer esto. Susana era una yegua muy hermosa. 

- Estaba vieja y enferma. Hiciste lo correcto. Tenemos invitados. No hablan a nuestra manera. - Zmierzyła nas wzrokiem od góry do dołu
- W czym wam mogę pomóc? - Zapytała z brytyjskim akcentem.
- Szukamy noclegu.
- Szukacie w dobrym miejscu. Widzicie ten szpiczasty domek? Pierwsze piętro jest wasze. Możecie tu mieszkać do momentu aż stwierdzicie, że macie dość.
- Dzięki, tak w ogóle to ja jestem Lilith, ta czarno włosa to Alex, a ten chłopaczek to Feliks.
- Cameron Montez, miło was poznać.
- Myśleliśmy, że Cameron to facet.
-  Przykro mi, że was rozczarowałam. Swoją drogą to jak mnie tu zaleźliście?
-  Natalia nas tu przyprowadziła.
- Macie na myśli Naomi?
- Tak.
- Konie możecie rozsiodłać i zaprowadzić na pastwisko lub do stajni. Jak wolicie. Czujecie się jak u siebie w domu.
- Eres demasiado bueno, Montez. -  Powiedziała ta prowadząca konia.
- Tal vez. - (Może)
- Jak długo podróżujecie? - Zapytała się Montez
- Zbyt długo. Po Meksyku wracamy do swoich domów. Wyruszyliśmy jakiś czas temu dla naszej zmarłej przyjaciółki Vaness'y.
- Nie męczą was te podróże?
- Owszem bywają męczące, ale są tego warte.
- Skoro tak, to miłej zabawy. Chętnie bym z wami jeszcze pogadała, ale mam jeszcze dużo pracy. Muszę sprzątnąć w stajni. - Weszła do budynku z którego wcześniej wyszła.
- Sieroty chodźcie rozsiodłać konie. Musicie wybaczyć Montez. Ona nie jest dziś w nastroju, ale wieczorem gdy się napije to przypuszczalnie ożyje.
- Dlaczego jest nie w humorze??
- Musiała zastrzelić Susane, starą klacz z którą szkoliła od źrebaka.
- Dlaczego? Nie mogła znaleźć innego rozwiązania?
- Nie było innego wyjścia. Teraz ruszajcie się, niby mamy cały dzień, ale chcę zrobić coś więcej niż zaprowadzenie konia na pastwisko. Napić się jeszcze trzeba.
- Jak ty się nazywasz? - Zapytała Alex 

Bogini PiekiełWhere stories live. Discover now