Achtundsechzig

1.4K 96 58
                                    

media: Edguy - The Piper Never Dies


Charles chodził taki jakiś przygaszony, właściwie kiedy wróciłem w środę ze szkoły wydawał mi się jakiś inny... bardziej nieobecny? Nie wiem, po prostu wiedziałem, że c o ś jest nie tak, ale nie pytałem. W końcu Charlie nie jest żadnym pieprzonym robotem i też czuję, a nawet bardziej niż powinien, przecież nie bez powodu wygłasza mi swoje monologi, w których dosadnie przypomina mi, że obawia się najbardziej mojej straty. Uznałem, że przejdzie mu tak, czy siak. Jednak to zaczęło zachodzić za daleko! Pytałem się czy wszystko gra, ale zawsze zaprzeczał, a wiedziałem, że kłamie.

– Charlie – mówię kiedy zakładam buty na stopy, mężczyzna przypatruje się mi tak dłuższy – Jak wrócę porozmawiamy, okej? Niepokoi mnie twoje zachowanie – mówię. Charles patrzy na mnie smutnym wzrokiem, wygląda tak jakby nie był zadowolony z tego, że idę spotkać się z Ericem, wiem, że nie przepada za moim ojcem, ja również, ale wierzę, że ma dobre intencje.

– Yhym... Jeśli będzie o czym – mruczy cicho, że ledwo udało mi się go usłyszeć.

Nakładam kurtkę i podchodzę do mężczyzny, próbuję go pocałować, ale ten odwraca twarz, że zamiast na jego miękkie usta trafiam na jego policzek. Właście to w całym zachowaniu Charlesa, brak chęci na pocałunki mnie zaniepokoiła, w końcu to Charles! Gdyby mógł nie wypuszczałby mnie z łóżka i tam ciągle się nade mną pastwił! A teraz? Odmawia jakichkolwiek czułości!

To do niego nie podobne! A od ostatniej kłótni nic takiego się nie stało, by musiał chodzić obrażony!

Spojrzałem na niego smutnym wzrokiem i już miałem udać się do wyjścia, kiedy dłoń Charlesa złapała mój nadgarstek.

Spoglądał na mnie wzrokiem pełnym bólu i cierpienia.

– Charlie...? – pytam niepewnie, wygląda jakby miał się zaraz rozpłakać.

– Idź już, bo się spóźnisz – mówi oschle i puszcza mój nadgarstek, prycha pod nosem. Gdyby poprosił mnie o zostanie, zostałbym, ale najwidoczniej moja obecność dział mu tylko na nerwy.

To bolało.

***

Kilkadziesiąt minut później byłem już na miejscu, Eric uśmiechnął się szeroko na mój widok, ale widząc mój smutek, szybko spoważniał.

– Coś się stało, Oliverze? – pyta – Och, nie... Dowiedziałeś się, prawda? – mówi troskliwym głosem.

– Hę? Ale czego? – pytam zdziwiony, czego miałem się dowiedzieć? Eric zasłonił dłonią usta, tak jakby nieświadomie powiedział o parę słów za dużo.

– Ja... nie powinienem tyle mówić – oznajmia zmieszany.

– Powiedz mi! Proszę powiedz mi Eric! – podnoszę głos zdenerwowany.

– To złamie ci serce.

– Powiedz! – krzyczę.

– No już spokojnie... Dowiedziałem się, że Charles oszukiwał cię przez ten cały czas... Nigdy cię to nie zdziwiło, że zainteresował się tobą po śmierci twojej mamy?

– Nie lubi dzieci, a mama jakoś nie czuła potrzeby mi go przedstawiać, przynajmniej na razie – mówię. Zresztą jak Charles mógł mnie oszukać?

On?

Ten który kłamać nie potrafi? Niby kiedy?

– A co jeśli powiem ci, że to kłamstwo, a zainteresował się tobą, ponieważ... chodziło mu o pieniądze?

Promised Land  //BLWhere stories live. Discover now