ROZDZIAŁ 7

92 16 78
                                    

CASIE

— Zasady są proste. Każdy z osobna będzie przechodził tor, przy okazji mogąc wykazać się umiejętnościami jego zegarka — tłumaczy nam prowadzący, gdy przechodzimy do przestronnego, białego korytarza znajdującego się na wzniesieniu. Od razu moją uwagę zwracają duże szyby, które rozciągają się na całej objętości dwóch równoległych ścian.

— Tor? — Chłopak z uśmiechniętą chustą unosi brew.

— O, dobrze, że już się wyrywasz, bo akurat twoja kolej — odpowiada mężczyzna, wskazując na jasną, smukłą windę, która miejscami pobłyskuje na fioletowo.

— Ale... — mówi już prowadzony w stronę celu.

— Będzie super, obiecuję. — Tamten jedynie pokazuje mu kciuka, nim drzwi się zamkną, wydając charakterystyczny dźwięk.

No i chłopak biedny, nieświadomy zjeżdża, Bóg wie dokąd.

— Tu jest dobry podgląd na wszystko. — Prowadzący wskazuje na jedną z szyb. — Obserwujcie uważnie, potem to może wam się przydać.

Zerkamy po sobie, po czym zgodnie, bez słowa udajemy się we wskazane miejsce. Muszę przyznać, że widoki stąd robią wrażenie — niecodzienne, zróżnicowane mechanizmy pobłyskujące różnobarwnymi światłami, kręte ścieżki, a to wszystko na tle głęboko granatowego nieba. Z takiej wysokości to zestawienie tworzy swojego rodzaju intrygujący klimat.

— Już jest — zauważa chłopak, który jeszcze nie tak dawno był bliski upadku. Na samą tą myśl przechodzą mnie dreszcze.

Kiwam głową i szybko przenoszę wzrok na „wybrańca" prowadzącego. Ciekawe co sobą zaprezentuje... Tym razem dokładniej przyglądam się torowi, który ma przejść. Zaraz, chwila.

Nie mówcie mi, że on ma przebrnąć przez te wszystkie przeszkody. To jakiś absurd! Od razu widzę przed oczami, co mogłoby się stać z owym zawodnikiem, gdyby te elementy nie były jedynie częścią gry. Wyglądają śmiertelnie poważnie.

— Czy to nie jest mimo wszystko trochę zbyt trudne? — wyrażam swoje wątpliwości na głos. Ten brzmi zupełnie inaczej niż zazwyczaj... To musi być sprawka "gry".

— No nie wiem, gość ma przy sobie zegarek, który umie Bóg wie co. Jeśli będzie spamować nim co chwila, to powinno być wręcz banalne. — Pan „robię bezmyślne rzeczy, bo chodzenie po schodach jest męczące" zakłada ręce za głowę.

— Tak właściwie to każdy z was może użyć w tym wyzwaniu zegarka cztery razy. — dołącza się prowadzący, na co tamten odwraca głowę zmieszany. Zaczynam się śmiać, a on odpowiada, by jakoś wyjść z niezręcznej sytuacji:

— W tej chwili ta informacja bardziej by się przydała jemu niż nam. — Wskazuje wzrokiem za szybę.

Możemy użyć zegarka cztery razy, podczas tego odcinka, zaraz... Patrzę na swój nadgarstek. Zwracam uwagę na świecące na fioletowo paski dookoła tarczy. Liczba się zgadza, jednak jeden z nich już jest zgaszony. A więc to znaczy, że już mam trzy szanse? Pierwszą wykorzystałam, ratując nieznajomego.

No, i teraz odpowiedz sobie w duchu, Casandro, czy warto jest być dobrym człowiekiem.

— Patrzcie, już się zaczyna! — woła wspomniany prowodyr mojej stratnej pozycji. Jego oczy wręcz zdają się błyszczeć.

Chyba jednak było warto.

Mój wzrok znów kieruje się na tor. Na chłopaka wciąż czeka pierwsza przeszkoda. Jest to coś w rodzaju słupów w odcieni stali, z których elementy wysuwają się jak szuflady. Są do nich przyczepione kolce. Zawodnik szykuje się do sprintu i... przebiega!

To kwestia czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz