Rozdział 1 Na wierzbowej ulicy...

159 12 5
                                    

Uwaga! Przed przeczytaniem lub w trakcie zachęcam do posłuchania muzyki, którą będę starała się dopasowywać do klimatu rozdziału.

W domu nr 1426 przy Willow Street zadzwonił telefon. Najpierw ciszej, potem coraz głośniej. Nie był to dźwięk irytujący. Raczej melodyjny lub przywodzący na myśl wiosenny brzask. Minęło kilkanaście sekund, nim urządzenie rozdzwoniło się na dobre i odgłos wypływający z głośniczka wypełnił wszystkie pomieszczenia. Częściowo został wchłonięty przez wyłożoną na podłodze wykładzinę i niknął w głębi posiadłości.

Przez dość długą chwilę nic się nie wydarzyło, więc można byłoby pomyśleć, że nikogo nie ma w domu, ale nagle do treli dzwonka dołączył przytłumiony tupot. Wydawały go stopy delikatnie a prędko stąpające po schodach. Zbliżał się coraz szybciej. Gdy już stał się zupełnie donośny, do salonu weszła kobieta. W korytarzu mignął cień jej sylwetki. Całą postać oblało światło, wpadające przez oszklone drzwi balkonowe. Pośpiesznie potruchtała do stoliczka, poprawiając jednocześnie papierowy kapelusz zrobiony z gazety. Chwyciła słuchawkę telefonu ze stacyjki i wcisnęła świecący się przycisk Odbierz, uprzednio sprawdzając, kto dzwoni.

— Cześć kujonku — zagadnęła, wyglądając przez okno wychodzące na ulicę. Odsłoniła nieco zasłony, by mieć lepszy widok na drugą stronę. — Jeśli znowu dzwonisz do mnie z podjazdu, to mogłeś po prostu rzucić kamieniem w szybę.

— Nie mógłbym, bo wtedy byś odrzuciła.

Kobieta uśmiechnęła się pod nosem. Odwróciła się od okna i oparła o drewniany podłokietnik fotela. Zsunęła zasłonę do połowy.

— Sądzę, że masz nam coś do powiedzenia. Liczę na dobre wieści.

— Nikkie, czy ja kiedykolwiek dzwoniłem ze złymi?

Na to pytanie wyprostowała się, zwiesiła głowę, a jej twarz przybrała wyraz politowania.

— Dobra, nie odpowiadaj — odparł z lekko zabawną rezygnacją w głosie. — Do rzeczy. Nie wiem, czy to, co chcę ci przekazać, można zaliczyć do dobrych wieści, ale dziś o pierwszej macie załatwione zatwierdzanie waszych kąt bankowych.

— W Bank of America?

— Tak, jak ustalaliśmy. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że to najlepszy wybór. W Capital One też dali nam dobrą ofertę, ale dużo niższe oprocentowanie. Z kolei w Wells Fargo sam chciałem składać papiery.

— To co poszło nie tak?

— Nie zajęło mi nawet pięć minut, żeby zorientować się, że urzędas próbował mnie zdefraudować, cwaniak jeden.

— Myślał, że umknie słynnemu "Cieniowi"? — kobieta udała zaskoczoną.

— Dasz wiarę? — głos w słuchawce zachichotał.

 — Szkoda byłoby twoich milionów.

— Moich odzyskanych chciałaś powiedzieć. — Mężczyzna próbował wprawiać wrażenie nieco dumnego i zdecydowanie mu się to udało. Nikita jednak wiedziała, że tylko się z nią droczy, jak to weszło mu w zwyczaj, już kiedy się poznali.

— Z tego, co pamiętam, to cię za to przeprosiłam. — Okręciła się do boku i przysiadła na podłokietniku tak, że słońce idealnie ją oślepiało.

— Wiem, ale muszę mieć choć jedną rzecz, którą mógłbym ci wypominać.

— Więcej by się znalazło.

— Tak, ale tylko za to mógłbym móc cię znienawidzić.

Kobieta skrzywiła się pod wpływem kolejnego jasnego promienia, przebijającego przez szklaną taflę. Podniosła się z siedzenia i przeszła na drugą stronę pokoju, do drzwi tarasowych. Tutaj także, przyciskając słuchawkę do ucha lewą częścią głowy, zasunęła bordowo-brunatną, żakardową zasłonę, odcinając dopływ światła do miejsca ustawienia fotela. Stanęła.

Different Life (w trakcie korekty)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora