Rozdział 4 Jak rozmawiać z bohaterem?

189 9 14
                                    

— Ale na pewno nie ma pan pożyczyć żadnego młota? Tylko na pół godziny. Nie musi być nowy.

— No młoty niby mam. Ale nie wiem, czy pani da radę unieść. Taka z pani drobinka.

— Da radę — wzmiankował Michael, opierając się o wypastowany blat. — Nie takie rzeczy podnosiła.

— No, to jak będzie?

Nikita pochylała się nad ladą małego punktu Greschlers Hardware, który jako część dużej spółki zajmującej się dystrybucją osprzętu, posiadał nieograniczony asortyment narzędzi, choć im zależało jedynie na tym podstawowym.

Pawilon chwilowo świecił pustkami; typowo o tej porze dnia. Na metalowych stelażach, ustawionych pod ścianami połyskiwały pary nożyc i sekatorów z rączkami z gumy. Koło sztucznych zielonych trawników, zwiniętych w rolki, piętrzyły się gliniane donice. Na prostych drewnianych półkach ze sklejki spokojnie, w cieniu litrowych worków z nawozem, spały nowiutkie szlifierki. W powietrzu unosił się zapach metalu, wymieszany z chemią i charakterystyczną wonią tworzyw sztucznych, ale po paru minutach od wejścia, nos przyzwyczajał się do niego, jak oczy do ciemności, gdy zapada zmrok.

Kobieta prowadziła żywą (niech skonam) konwersację z mężczyzną, którego zidentyfikowała jako Gibbsa, po ubrudzonej plakietce, przytwierdzonej do kieszonki granatowej, firmowej koszulki. Lustrowała wzrokiem jego wyprostowaną postawę, pomimo pokaźnego odstającego brzuszyska, okrytego ciemnozielonym fartuchem, kręcone, siwe włosy, uciekające spod kraciastego beretu z daszkiem oraz równie siwe, grube wąsy, zachodzące na wąskie usta, które teraz trzymał w krzywym, nieprzejednanym półuśmiechu.

— Właściwie to nie moja sprawa — drążył sprzedawca, grzebiąc wśród śrubek, wypełniających szufladkę pod blatem. — Nie żebym oskarżał, ale czemu młot? Nic mniejszego nie wchodzi w grę? Komuś... nie mnie... stąd wyglądałoby to na jakąś niezłą zbrodnię.

— To znaczy? — Nikita spojrzała ukradkiem na Michaela, zaciskając usta, by nie zaśmiać się na głos. Ta rozmowa zdecydowanie zaczynała ją bawić.

— No wiadomo jak we wszystkich śledztwach Jessiki Fletcher. Urodziwa dama wraz ze swoim kochankiem. — Tu palcem wskazał na bohaterów. — Planują zabójstwo jej sędziwego wuja, którego śmierć otworzyłaby im drogę do okazałego spadku. — Mężczyzna teatralnym ruchem dłoni gestykulował, jakby malując sobie przed oczami obraz tejże zbrodni, nie zwracając uwagi na klientów, którzy wewnętrznie trzymali się pod boki ze śmiechu.

— Mogę panu obiecać z ręką na sercu — rzekła Nikita, starając się brzmieć poważnie. — Że nie planujemy żadnego morderstwa.

— No, tego by tylko brakowało. Zresztą, tyle się teraz o tym mówi. Jeszcze ta cała sprawa z tą kobietą. Tą, co niby zabiła panią prezydent. Nie minęły dwa miesiące, okazało się, że wyciągnęła ją z opresji. Czasy się niby zmieniły, a ludzie dalej zachowują się, jakbyśmy tu mieli istne średniowiecze. Nie pamiętam nawet, jak się nazywała.

Nikita, wykorzystując fakt, że mężczyzna znów zajął się dłubaniem pod blatem, przewróciła dyskretnie oczami. Posłała Michaelowi znaczące spojrzenie, by powoli kończyli tę pogadankę.

— To znaczy, że... nie oglądał pan wiadomości? — spytał aluzyjnie Michael.

— O nie, ja mam tutaj tylko radio. — Gibbs dumnie poklepał dłonią stary, nieduży tranzystor z antenką, kurzący się na tylnej ladzie. — Ale może to i lepiej. Mordercy zawsze kojarzą mi się z brzydotą. Nie to, co pani.

Michael autentycznie parsknął, udając, że się krztusi.

— Wybaczy pan. Tak miło nam się rozmawia, ale chyba powinniśmy się zbierać — zaczęła kobieta, kulturalnie przymierzając się do odwrotu. — To... moglibyśmy pożyczyć ten młot?

Different Life (w trakcie korekty)Where stories live. Discover now