Ziam - Przypadek

383 11 0
                                    

Było już późno. Słońce całkowicie zaszło za horyzont, a ja siedziałem na cmentarzu wpatrując się pustym wzrokiem w nagrobek. Chodziłem tam codziennie. Nadal nie pogodziłem się ze śmiercią mojego narzeczonego. Moja rodzina nie chce mnie znać... Zawsze wyzywali mnie od nieudaczników. Szalę przeważył mój homoseksualizm. Zaraz po tym wyrzucili mnie z domu; dla nich mogłem zdychać gdzieś na ulicy. Przyjaciół też nie mam za dużo, a właściwie mam tylko jednego – Louisa. Ja wiem, że on próbuje mnie wspierać, ale to nie jest łatwe, gdy myślisz o sobie jak o totalnym zerze.

To właśnie dzisiaj mijają dwa lata od jego śmierci. Mój ukochany Niall. Dlaczego nie mogłem go wtedy zatrzymać? Gdyby nie wsiadł wtedy do tego samochodu nadal byłby tu ze mną. Teraz pozostały mi po nim tylko wspomnienia. Nawet nie zauważyłem, kiedy z moich oczu poleciały łzy. Zawsze się to tak kończyło.

Ruszyłem biegiem ku bramie cmentarza. Przez łzy widziałem niewiele. Wszystko było zamazane. Gdy wybiegłem nie zauważyłem nadjeżdżającego auta.

Usłyszałem pisk opon i poczułem jak coś we mnie uderza, ale ku mojemu zdziwieniu nie było to mocne uderzenie. Kierowca zdążył trochę wyhamować. Mnie jedynie odrzuciło lekko na bok, ale nic mi się nie stało. Zaraz po tym otworzyłem oczy i ujrzałem kogoś nad sobą. Był piękny. Wyglądał jak prawdziwy anioł. Szybko skarciłem się za tę myśl, bo parzcież to niemożliwe, by ktoś był piękniejszy od Nialla. Może zaczynam już wariować? Wtedy usłyszałem ten miękki, łagodny głos.

– Hej, wszystko w porządku? – Czy to w ogóle możliwe, by był prawdziwy? Ja byłem wstanie jedynie wydać z siebie jakieś dziwne dźwięki.

– Pytałem się, czy coś cię boli? – ponowił swoje pytanie.

– Emm tak wszystko w porządku. J–ja p–przepraszam, ja nie chciałem to wszyst... – nie pozwolił mi dokończyć. Może to i lepiej, bo jakbym znowu miał się zacząć jąkać, to chyba bym się spalił ze wstydu.

– Cieszę się, że żyjesz. Już się bałem, że ci coś zrobiłem. Poczekaj tu, wezmę telefon z auta i zadzwonię na pogotowie. – Usłyszałem jego kroki.

Nie przemyślałem tego, ale postanowiłem zerwać się do ucieczki. Zaraz moich uszu dosięgnęły jego krzyki, w których nawoływał bym wrócił, ale się nie zatrzymałem. Do domu nie miałem daleko. Po niecałych dziesięciu minutach dobiegłem do swojego mieszkania.

Fakt, że dzisiaj prawie zginąłem pod kołami samochodu z mojej nieuwagi, uświadomił mi, że powinienem przestać żyć przeszłością. On na pewno chciałby, żebym był w końcu szczęśliwy. Postanowiłem się położyć. Nie byłem zmęczony. Pewnie dlatego, że w moich żyłach nadal krążyła adrenalina. Mimo wszystko jestem asystentem prezesa w jednej z większych korporacji w Wielkiej Brytanii , więc muszę jutro przed dziewiątą stawić się w pracy.

***

Minęło kilka dni od mojego małego wypadku. Każdy z nich był tak samo monotonny. Wstaję rano, idę do pracy, siedzę na cmentarzu, wracam do domu. Był niedzielny wieczór, gdy ktoś zapukał do moich drzwi. Nie spodziewałem się nikogo, bo niby kto chciałby przyjść mnie odwiedzić. Otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się Louis.

– Co cię tu sprowadza? – powiedziałem zdziwionym tonem.

– Ciebie też miło widzieć Bambi, czuję się świetnie, dzięki, że pytasz – odpowiedział z irytacją w głosie.

– Też się cieszę, że cię widzę, ale czy coś się stało? Zawsze uprzedzałeś, gdy będziesz miał zamiar przyjść – odparłem zmieszany.

– Bo kogoś poznałem. Mówię ci, wyglądał jak bóstwo i jak do niego zagadałem, to dał mi kosza. A w związku z tym oficjalnie wyciągam cię na balety. – Kluby? Chociaż w sumie czego się mogłem po nim spodziewać– jest moim kompletnym przeciwieństwem.

Zbiór one shotówDove le storie prendono vita. Scoprilo ora