Rozdział 1

755 45 2
                                    

|2144 słowa|

Nawet nie siliłem się na to, by prosić szofera o podwiezienie mnie do nowej szkoły. Nie miałem ochoty wysłuchiwać jego dennych pogadanek na temat tego, jak traktuje mnie Nayeon i jak powinienem był się zachować, gdy ta na mnie krzyczy. Kiedyś liczyłem na to, że powie mi coś, czego nie wiem, ale się przeliczyłem. Gdybym tylko powiedział jego szefowej, że facet zatruwa mi życie, ucieszyłaby się, lecz gdyby wiedziała, o czym mówi, szofer mógłby się pożegnać z ciepłą posadą szofera, a na jego miejsce przyszedłby ktoś, kogo nie obchodzą tego typu sprawy rodzinne.

W końcu jednak trafiłem do placówki, która miała stać się moim światem na następne trzy lata. Spodziewałem się alei wysadzonej wiśniowymi drzewami, prowadzącej od bramy, przez cały dziedziniec, aż po same główne wejście i się nie zawiodłem. Różowe płatki kwiatów lawirowały na wiosennym wietrze, przez co miałem ochotę zatańczyć razem z nimi ten spokojny taniec. Chciałbym móc tak beztrosko opadać na kostki brukowej, jednak gdy zauważyłem, że przedmioty moich obserwacji są bestialsko deptane przez uczniów, zrezygnowałem z tego pomysłu i poprawiłem niebieską marynarkę mundurku, a zaraz po tym zacisnąłem czarny krawat, który wyróżniał się na tle białego kołnierzyka.

Nadszedł czas na zrozumienie, dlaczego mój starszy brat stał się gwiazdą tej rudery. Kto wie, może wkradnę się w jego łaski i zostanie moim pośrednikiem do znalezienia kogoś wartościowego, z kim mógłbym zamieszkać po zakończeniu szkoły.

Próbując przecisnąć się przez tłum rozwrzeszczanych nastolatek, rzucających się na formularze różnych klubów, spostrzegłem w oddali Jimina, który ku mojemu zaskoczeniu stał sam na uboczu, poprawiając co jakiś czas swoje okulary. Poczułem, jak serce mi się ściska, jednak nie mogłem pozwolić sobie na współczucie. Pewnie czekał na kogoś, więc nie będę mu przeszkadzał. Sam za to zgodnie z naklejonymi strzałkami skierowałem się do sali gimnastycznej, gdzie miał zacząć się apel, rozpoczynający rok szkolny. Wolałbym od razu przejść do ogromu lekcji organizacyjnych, ale pogadanka od dyrektora, jego zastępcy i ubiegłorocznego przewodniczącego szkoły widocznie była ważniejsza.

Nim jednak dotarłem do zamierzonego miejsca, zatrzymałem się przy tablicach, na których został rozwieszony przydział do klas. Miałem znaleźć się w klasie „c" i co ciekawsze żadnej osoby nie kojarzyłem. Byłem na to przygotowany, ponieważ moi znajomi z gimnazjum wybrali ambitniejsze szkoły. Nawet nie wiedziałem, czy utrzymam z nimi kontakt, ale skoro od zakończenia szkoły nie odpisali na moje wiadomości, to coś musiało być na rzeczy.

– Klasa „c"? – zapytał chłopak, który przed chwilą stanął obok mnie. Spojrzałem na niego tylko kątem oka, żeby mieć pewność, że przyszedł w pokojowych zamiarach.

– Ta – mruknąłem z zamiarem odejścia, jednak zatrzymałem się, widząc Jimina, który szedł samotnie przez korytarz z opuszczoną głową. To było naprawdę dziwne. Nie potrafiłem zrozumieć jego zachowania, przecież był gwiazdą tej szkoły. Z definicji, którą znałem, ten chłopak powinien być otoczony wiankiem dziewczyn, a wyglądał na tak ponurego, że nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Nie chciałem wejść mu w drogę. Wolałem obserwować na uboczu.

– Jestem Min Yoongi. Będziemy chodzić do tej samej klasy – powiedział, sprawiając, że moje myśli rozpłynęły się w powietrzu, przez co poczułem się trochę zdezorientowany.

– Jeon Jungkook.

– Do jakiego klubu będziesz należał? Słyszałem, że mamy obowiązek wybrania jakiegoś, bo coś tam. W sumie to nie wiem, ale wybrałem koszykówkę – mówił podekscytowany, jednak nie bardzo mnie to interesowało, dlatego westchnąłem.

– Miałem w planach nie zapisywać się do żadnego, ale skoro taki przymus... Chętnie wybrałbym się z tobą na tę całą koszykówkę, ale słyszałem, że mój brat należy do drużyny, więc wolałabym zrobić coś, czego zawodnik tego sportu nigdy by nie tknął.

|| Dead Inside | jjk + pjm ||Where stories live. Discover now