5. Zostań

23 3 2
                                    

- Ja wiem, że to brzmi absurdalnie - westchnęłam, dopijając resztkę czerwonego wina z butelki.

To chyba właśnie dlatego lubiłam od czasu do czasu usiąść z rubinową cieczą. Lekki szum w głowie sprawiał, że granica krytycyzmu stawała się nieco rozmyta i łatwiej było mi rozważać sprawy, przed którymi buntowała się moja racjonalna część.

Zdecydowanie ostatnie wydarzenia wymagały znieczulenia na rzeczywistość.

- Eva powiedziała wtedy... tam... o niewykorzystanych zdolnościach. To chyba znaczy, że nie mogę już ignorować tego co się dzieje dookoła mnie, ze mną. Ale cholera jasna, to trudne!

Oparłam głowę o ramię przyjaciela. To nie tak, że nie ufałam Piotrowi, bynajmniej. Czułam się w jego obecności bezpiecznie i pewnie - nie mogłam niestety tego powiedzieć o sobie samej. Tłumiłam w sobie lęk, udając, że nic takiego nie miało miejsca. Cholera jasna.

Gestem wskazałam stojącą na moim biurku półlitrówkę. Każdym neuronem odczuwałam, że byłam jeszcze zbyt trzeźwa na to wyznanie... a z drugiej chciałam, by został w tym miejscu, cała sytuacja nas przerastała...

Na wszystkich Noblistów świata, robię się sentymentalna.

- Szukałam jakiegoś potwierdzenia w nauce - wyszeptałam. - Wiesz, neuronauki znają niejeden przypadek sytuacji, w których człowiek nie może ufać swojemu postrzeganiu świata. Chciałam się upewnić, że nie zwariowałam...

Westchnęłam.

- Jedyne co znalazłam, to mało wiarygodne opisy zjawisk paranormalnych, bez żadnego naukowego potwierdzenia. Wtedy pomyślałam, że coś się ze mną dzieje, że powinnam iść do neurologa, chciałam pisać do Olivera Sacksa... a potem pojawiła się Eva, twierdząca, że to nie istnieje tylko w mojej głowie. Że intuicja, prekognicja i wpływanie na ludzi naprawdę mają miejsce.

Mówiąc te słowa spostrzegłam, że chłopak gwałtownie się wyprostował. Czułam na sobie świdrujące mnie na wylot spojrzenie szarobłękitnych oczu Piotra. Na chwilę zapadła pomiędzy nami cisza, przerywana jedynie tykaniem zegara. Raz, dwa, trzy, cztery.

- Nie wierzysz mi.

- Wierzę, ale...

Ciepła, męska dłoń ujęła moją, szczupłą i chłodną. Serce przyspieszyło bieg.

- Ale?

- Nie wiedziałem, że ty też.

-„Też"? - wydukałam.

O Darwinie. Nienawidzę poczucia niepewności, a z tylu głowy tworzyły się coraz to kolejne warianty tego, co zaraz usłyszę. Uważa mnie za wariatkę, fankę pseudonaukowych teorii spiskowych. Zaczynałam żałować, że dopuściłam do siebie myśl, że wszystko to mogło być czymś innym niż objawem wytwórczym choroby psychicznej.

- Nie byłem pewien jak to przyjmiesz, zwłaszcza, że znam twoje podejście do spraw, których nie da się naukowo zbadać, ale... ale też to zauważyłem. Zbyt często udaje mi się wpływać na ludzi, wiedzieć, co zaraz powiedzą, mimo, że nie ma to żadnego racjonalnego wytłumaczenia.

Zatkało mnie, czego jak czego, ale tego się kompletnie nie spodziewałam. Przecież te słowa zupełnie zmieniały postać rzeczy!

- Ja... ja chyba nadal jestem na to za trzeźwa. Poczynisz honory?

Chwilę później w naszych dłoniach spoczywały kieliszki napełnione ognistą cieczą. Przechyliłam naczynie. Alkohol palił mi gardło, podobnie jak paląca jest dla mnie myśl, że wszystko co wiem o świecie zostaje wywrócone do góry nogami.

Mój ulubiony detektyw miał w zwyczaju mawiać, że jeśli odrzucimy wszystko to, co niemożliwe, to co pozostanie - choćby najbardziej nieprawdopodobne by się zdawało - musi być prawdą. Nie było to dla mnie zbyt pocieszające, ale wobec zbyt wielu niewiadomych, postanowiłam zdać się na tę zasadę, razem z zastosowaniem brzytwy Ockhama.

- Wiesz dobrze, że z trudem mi to przychodzi. Jednak jeśli niezależnie od siebie obserwujemy to samo i ktoś jeszcze potwierdza nasze obserwacje, to bardziej prawdopodobne jest, że to prawda niż, że mamy identyczne urojenia.

Szare oczy Piotra lśniły odbitym światłem. Mojego Piotra, przeszło mi przez myśl. Jego wzrok był poważny, tak szalenie odmienny od tego, jakim poznałam w pierwszych dniach gimnazjum.

- Tylko... wobec tego kim jest Eva? I czego od nas chce? I w ogóle co się wydarzyło!

- Nie wiem. Też szukałem jakiejkolwiek informacji, ale to wygląda jakbyśmy na nieokreślony czas zniknęli z czasu i przestrzeni. Trochę jak zmarszczka.

- To nie zwiastuje nam nic dobrego, prawda?

- I to jak jasna cholera - zasępił się. - Anka, zdajesz sobie sprawę z tego, że takie coś nie udało się żadnemu z czołowych fizyków współczesnych?

- O kurwa.

Nie miałam w tym temacie nic mądrzejszego do dodania. Bagno, w które zostaliśmy wpakowani, z każdą zebraną informacją wydawało się być coraz głębsze. Sięgnęłam po butelkę.

- No właśnie. Do tego ta dziwna aplikacja... nigdzie w internecie nie ma informacji na jej temat. A to oznacza, że jest napisana specjalnie dla nas.

- Czyli mamy problem.

Oparłam się z powrotem o oparcie sofy, szukając jednocześnie dłoni chłopaka. Czułam coraz silniejsze uderzenia w klatce piersiowej, zdradzające to, jak bardzo nie potrafię zachować obojętności. Wciąż jeszcze nie do końca docierała do mnie świadomość naszej sytuacji, choć jeszcze dwa dni temu moim największym problemem zdawała się być matura z chemii.

- Boję się - dodałam szeptem.

Objął mnie ramieniem i przytulił do siebie. Pachniał męskimi perfumami, swojsko i bezpiecznie. Drugą ręką gładził mnie po włosach, starając uspokoić, jak małe dziecko.

- Ja też - wyszeptał. - Ale przysięgam, że zrobię wszystko, byś była bezpieczna.

***

Aż mi przykro jest pakować moje małe bubu w taki bajzel (oni jeszcze nie wiedzą jak duży), aaa, za bardzo ich polubiłam.

RunawaysWhere stories live. Discover now