2.3

203 12 2
                                    

Jego oczy powiększyły się do rozmiarów orbity. W lekkim szoku zamknął mnie w szczelnym uścisku, w którym pragnęłam, za wszelką cenę, zostać.
- Jestem w szoku.
- Naprawdę? - Uśmiechnęłam się, kiedy to z moich oczu sączyły się łzy.
- Witaj, nieznajoma! - Ściszonym, romantycznym tonem zawładnął mną, prowadząc mnie ku salonowi.
- Bałam się przyjechać.
- Bałem się pomyśleć o tobie. - Przetarł łezkę.
- Tęskniłam.
- Tęskniłem.
- Zostawiłam cię.
- A ja ciebie. Nie dane nam było kontynuować miłość, tkwić w niej. Każdy z nas obrał inne drogi, pnął się ku innej górze... Nie mogę się na ciebie napatrzeć. Tyle lat... Tyle chwil bez ciebie, a moja miłość jeszcze tak trwała. Kocham cię. Przepraszam, że ci to mówię, ale tyle lat to gasiłem w sobie, ten żar, który nie mógł utrzymać się we mnie.
- Nie wracajmy do tego. Nie powinniśmy.
- A może jednak? Moja muzo, mój algorytmie, jesteś czymś więcej, niż Pitagoras dla mnie matematyka. - Śmiałam się z jego tekstów, które schodziły poniżej godności. - Nie śmiej się, nie śmiej. - Przytulił mnie czule z namiętną nutą.
- Kocham cię. - Krzyczała moja dusza. - Kocham cię. - Krzyczało moje serce. - Nie kocham cię. - Krzyczał zaś rozum.
Nie chciałam obudzić się ze snu romantyzmu, tak zawzięcie związanego ze mną. Lakoniczne zdania między nami zamieniły się w długotrwałą rozmowę, aż do przyjścia jego żony wraz z dziećmi.
- True już znasz, moją ukochaną też, a to jest Rachel. - Moje poukładane w głowie scenariusze spaliły się na stosie załamania. Byłam na skraju wybuchu płaczu.
Rachel. Nazwał swoją córkę, jak naszą. Zmarłą. Rachel. Rachel. Rachel.
Nie wytrzymałam napięcia. Pożegnałam się z nimi, mimo licznych protestów. Biegłam, ile sił w nogach, by nie złapała mnie ciemność. Bym mogła być jeszcze gdzieś, gdzie mogłam czuć się dobrze.

Życie nie zawsze układa się po naszej myśli. Plany wysnute na przyszłość w ciągu jednego dnia mogą zburzyć się, jak kostki domino. Nie pragnęłam jednak wiele. Chciałam spokoju marności życia... Slotnsyddnxhfydhxhfhfhfhcycydhxhchdudhddhdhdhdhdh

Walnęłam w klawiaturę komputera nie mogąc pisać. Czułam się wyczerpana. Zdenerwowana, zwyczajnie smutna, okropnie bagatelizująca swoje dotychczasowe życie. Musiałam zadzwonić do męża, którego kochałam. Kochałam, ale nie mogłam dużej znieść siebie.
- Cześć, kochanie. - Jego wesoły głos uspokoił mnie. - Jak się czujesz? Mam nadzieję, że spotkanie z Jamie'm było owocne.
- Co to znaczy według ciebie?
- Mam na myśli, że twoje problemy znikną. Że przestaniesz o nim śnić. Że te koszmary znikną. Brigitte i Francesca gorąco cię całują.
- Ucałuj je ode mnie. Powiedz im, że je kocham. Bardzo mocno. Bardzo, bardzo.
- A mnie wciąż kochasz?
- Może... - Zaśmiałam się.
- Ja ciebie też może kocham, może nie kocham. Wracając do Jamiego. Ja cię rozumiem. W stu procentach, a nawet i więcej. Rozumiem, że twoja miłość do niego nigdy nie wygaśnie. Nie okłamiesz mnie, kochanie. - ścisnęłam mocno powieki. - Dużo myślałem. O nas, o tobie, o nim i doszedłem do wniosku, że może to zostać, jak jest. Bez żadnych ceregieli. Możecie się kontaktować, a mimo wszystko zostaniesz przy nas, przy mnie. Kocham cię. A teraz idź się wyśpij. Pogadamy jutro.
- Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy. Kocham cię każdego dnia coraz mocniej. - Rozłączyłam się.
Mój ojciec, lekko przygarbiony, siwy, przystojny wciąż, posiadający nutę starego uroku, wszedł do mojego pokoiku. Przysiadł na łóżku tuż obok mnie.
- Twoja dorosłość zawsze mnie przerażała. Twoja niezależność połączona z licznymi błędami. Nim mi zarzucisz fakt, że wytykam ci błędy to wiedz, że robię to dla twojego dobra. Nigdy cię nie uderzyłem, nie byłem afrykańskim rodzicem, który by, potrafił zdzielić w tyłek z miłości, aby dać nauczkę. Ja chciałem zrobić to, słowami. Nie zranić. Nauczyć. Wytykając ci błędy pragnąłem byś nie popełniłała błędów tej cywilizacji. - Pocałował mnie w głowę, gładząc moje włosy.
- Wiem, tato.
- Eric mówił mi z jakim zamiarem się tu zjawiłaś. Nie złość się na niego. Naciskałem. Uległ. Martwię się. Chcesz znowu wpakować się w to.
- Co masz na myśli?
- Przerabiałaś to przed laty. James nie jest dla ciebie. Masz rodzinę. Jesteś ułożona. Posiadasz więcej, niż mogłabyś mieć. Dzieci i kochający mąż to jest coś więcej.
- Ależ tato! Mam tego pełną świadomość.
- Ja także mam tego pełną świadomość, ale wiedz, że nie dam ci upaść na dno, bo on jest tym dnem. Nie będę ci przypominać, że facet, który podnosi rękę na kobietę nie jest prawdziwym facetem. Może w innych zakątkach świata, może przez tysiącami laty, ale nie teraz. Meghann! Proszę cię o jedno: zapomnij o nim. On nie jest tego wart. Nie chciał twojego dziecka, doprowadził do jego śmierci, siedział za to w więzieniu. Nie kochał cię. W ogóle. Bo tak nie zachowuje się osoba, która kocha. Miał obsesję na twoim punkcie. Chciał cię uzależnić od siebie. Udało mu się. Sprawił, że żyjesz nim, choć minęło tyle lat. Ile to już?
- Nie wiem. Nie liczę. Piętnaście?
- Jakoś tak wyjdzie. Kochanie, jesteś moim oczkiem w głowie. Także Erica. Jest jedynym facetem, któremu w pełni ufam. Uważam, że jest fantastyczny. Nie będę wymieniał jego zalet. Po prostu jedno spojrzenie i wiesz jakim jest człowiekiem. Ręczę za niego głową. Nie byłem do niego przekonany. Przyznaję się. Pierwsze spotkanie było badziewne, mówiąc kolokwialnie. Z czasem jednak, po jego pozorowanej śmierci najbardziej, ogarnąłem się. Jest straszy, ale ma to coś, co sprawia, że mu ufam. Macie dwójkę wspaniałych dzieci. Rachel nie żyje, ale także wliczam ją do twojego życia. Mam aż trzy wnuczki, jedną odwiedzam regularnie na cmenatrzu. Paradoks mojego życia jest taki, że mimo iż jest ona córką Jamesa nie potrafię jej nienawodis. Ona nie jest niczemu winna. Kończąc, chciałabym ci jeszcze powiedzieć, że przed laty spotkałem go. Rozmawiałem z nim o was. Było to na cmenatrzu. Nie chciałem wiecznie uciekać od tego. Chciałem skonfrontować to z nim. Udawał skurchę. Dało się to wyczuć. Ale nie to mnie najbardziej uderzyło. Mówił, że kochacie się mimo wszystko. Ponad wszelakie przeciwności losu. Choć nie byliście i nie jesteście razem łączy was coś nierozerwalnego. Miłość. Powiedz mi, że to nie jest prawda. Często rozmawiacie?
- W ogóle, tato. Dzisaj pierwszy raz.
- Byłaś u niego? - Uniósł brwi.
- Byłam. Musiałam go zobaczyć. Czułam się wyczerpana na ciele i umyśle. Czułam, że jest to moją misją. Ujrzenie jego twarzy.

Niczego nie żałuję (Nauczyciel) I, II, III ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz