XXVII - Scarlett

143 23 2
                                    

Scarlett: Tak bardzo nie chce tego Halloween

Scarlett: Znowu się skończy na tym, że Anne Bishop będzie mnie zabijać wzrokiem, bo śmiałam odrzucić jej syna

Scarlett:
T O będzie straszne

Andy: Dramatyzujesz, nie musisz z nami spędzać tyle czasu, żeby do tego doszło

Aj zapomniałam, co chciałam napisać. Uważanie na matematyce i pisanie nie idzie ze sobą w parze. Ale też funkcja kwadratowa sama się nie rozwiąże. Dylemat, na czym się bardziej skupić.

Scarlett: Nie o to chodzi. Będąc w Seattle mam osoby, przez które Aureli nawet do mnie nie podejdzie, ale ja wiem, że coś się wydarzy

Nolee: Kogo?

Amy: "ludzkich przyjaciół"?

Scarlett:
Nie wiem, Rävgor... Aless

Scarlett: Żaden z nich nie pozwoli, żeby coś mi się stało. Ich duma im na to nie pozwoli

– ... i wynikiem jest pięćdziesiąt trzy.

Spojrzałam na zeszyt. Ehm tak, źle dodałam i wyszło mi pięćdziesiąt dwa, a nie trzy. Skreśliłam zły wynik i napisałam poprawny. Zaczęłam przy okazji rysować na marginesie, czekając na odpowiedź z czatu.

Ta lekcja zaczęła mi się dłużyć.

– Ktoś zna odpowiedź na to zadanie? – Poczułam na sobie wzrok nauczyciela. – Scarlett?

Spojrzałam na tablicę, a później do zeszytu. Niby je zrobiłam, ale trochę nie widziałam, co robię. Zresztą jak zawsze.

– Wyszło mi równanie sprzeczne – powiedziałam niepewnie.

– Zgadza się.

Szkoda, że wiem, że najbliższy sprawdzian nie pójdzie mi tak dobrze, jak moja odpowiedź.

Connor: Dajcie jej spokój z pytaniami

Connor: Co jak co, ale Aureli się na niej uwziął, jeśli chodzi o zdobywanie uwagi

Zeszłoroczne Halloween miało zły koniec. To był też mój pierwszy raz w Arizonie. I ostatni. Nie chcę do tego wracać. Oby w tym roku tak nie było.

Scarlett: Mam czas, dziś jest dopiero wtorek, a Halloween jest we czwartek. Postaram się przygotować do tego mentalnie

Jennifer: Mówiłam to samo rok temu

Przed rozwiązywaniem zadania na tablicy, uratował mnie dzwonek. Jeszcze tylko geografia i ta reszta przedmiotów, które są po lunchu. Aż żyć się chce. Tam przynajmniej będzie Margo. Nie będę sama narzekać, że chce już iść.

I w sumie wszystko szkoło znośnie. Żadnych niespodzianek, ćwiczeń wymagających większego myślenia i innych taki. Już myślałam, że w spokoju zjem, żeby przeżyć resztę dnia. Ale nie.

Peper: Wyjdź ze szkoły

Scarlett: ??

Peper: Po prostu to zrób

To była dziwna wiadomość. A byłam o krok od przekroczenia progu stołówki. Z wielką niechęcią wróciłam się do wyjścia. Ku mojemu zdziwieniu, nie chciałam wierzyć w to, co widziałam.

To mi dużo dziś rujnuje.

– Co wy tu robicie?

Andy uśmiechnął się krzywo.

– Nastąpiła zmienia planów – mruknął tylko.

Spojrzałam wzrokiem na całą dziesiątkę, stojącą na parkingu przed wejściem do szkoły. Dokładnie przy moim samochodzie. To nie jest dobry znak. Co by tu zrobić?

– Uwierz, mam też to nie jest na rękę – dodała Amy.

– Nie na rękę jest wam bycie w Seattle czy pod moją szkołą? Widzę w tym różnice – spytałam trochę cynicznie. Przynajmniej Aureliego nie ma. Właściwie tylko to mnie pocieszało.

– To był przypadek. Rodzice poinformowali nas, że przez ten portal, który już zniknął trafimy w okolicę miejsca gdzie jesteś. Każdy przeszedł od siebie, żeby nie było – wyjaśniła Eliza – To nie jest tak, że nie mamy własnego życia i cię śledzimy.

Dzięki za wyjaśnienie.

Muszę ich stąd zabrać. Trochę nie chcę mi się tłumaczyć kim są i skąd się wzięli, jak ktoś ich zobaczy, kto mnie choć trochę zna. Byłoby to dość problematyczne w tym momencie. Najbezpieczniej byłby, gdyby znaleźli się w domku w lesie. Wątpię, żeby tworzenie portali było mocną stroną, któregoś z nich. A samochód mam za mały.

– A to miał być spokojny dzień – jęknęłam.

– Czy to już wagary? – okey, to pytanie zbiło mnie z tropu.

Przekręciłam głowę i ujrzałam Jeremy'ego. Świetnie, niech jeszcze więcej osób się tu pojawi.

– A co cię to interesuje?

– Nic a nic. Po prostu to chyba mało do ciebie podobne – krzyżował ręce na piersi i przejechał wzrokiem po czarownikach – Ich też nie kojarzę.

Już miałam coś odpowiedzieć, ale dostrzegałam kilka metrów od siebie złotawą powłokę w przestrzeni, przez którą przeszedł Aureli.

Czy ten dzień może być gorszy?

– Bywa.

Chyba nie spodobała mu się ta odpowiedź. Chociaż z dwojga złego, lepiej, że to Jeremy mnie znalazł, a nie Rävgor.

Chwila nieuwagi, a ten złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął na bok.

– Wiem, że to nie moja sprawa, ale co na prawdę oni tu robią?

– Magiczne sprawy związane z Halloween. A jeśli pytasz co dokładnie w tym miejscu robią, to właściwie wiem tyle, co ty.

– Okey – mruknął niepewnym głosem i mocno się wychylił w bok, że zobaczyć co się dzieje – Niech zgadnę, tym słynnym Aurelim jest ten, który właśnie przyszedł przez portal?

Też się odwróciłam. Oprócz wyraźnej wyższości z postawy od Aureliego, ciężko było wywnioskować, że on to on. Chociaż aktualnie wdał się w dyskusję z Niciem, który robił krok w tył za każdym razem jak ten pierwszy się odezwał.

– Zdajesz sobie sprawę, że robi to z was rasistów? – spytał śmiertelnie poważnie.

To brzmi strasznie jakby się nad tym zastanowić. Nie ma szans, że odpowiem na to pytanie.

Wróciłam do reszty grupy, żeby rozdzielić kłótnie. Nie chcę doszło do użycia magii, a tym bardziej potencjalnych świadków, którzy mogliby coś zauważyć.

– I ty też tutaj. Jak się cieszę – mruknęłam cicho.

– Widzę, że twoja relacja z tym typem zaczyna na ciebie za bardzo działać – odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.

– Moja reakcja z kim?

– Twoim bohaterem, który mi groził – odparł, robiąc krok w moją stronę.

Aaa. Aless. No tak.

– Raz, chciałeś mnie dotknąć. Pomijając twoje umiejętności, cenię sobie przestrzeń osobistą. Dwa, ty się serio dziwisz?

– O relacji z kim on mówi? – spytał Connor, podchodząc do mnie.

– Z Alessem. – W tym momencie spojrzałam na Elizę, jako na jego fankę numer jeden z jakiegoś powodu – Tak z tym jakbyś pytała.

– Socjopatyczny idiota – powiedziała Aureli.

– W sumie... – zaczął Jeremy, ale chyba specjalnie nie skoczył, żeby nie stawać po jego stronie.

– Nawet jeśli, nic ci do tego.

– Nie musisz bronić swojego chłopaka, sam może mi pogrozić za to, że oddycham.

– No nie moja wina, że widzi w tobie zagrożenie. Obiecał mojej mamie, że będzie mnie pilnował – pogrążam się właśnie. Będzie później wyjaśnić, że nic mnie z nim nie łączy.

– To prawda. Nieźle mu to wychodzi – dopowiedział Jeremy. Podejrzane. Czemu się ze mną zgadzasz? – Jak chcesz możemy go zawołać akurat jest w szkole. Rozwiąże ewentualne problemy.

Aureli zmierzył go wzrokiem i zrobił krok do tyłu. Biedny ma traumę związana z Alessem.

– Dobrze, że to wyjaśniliśmy – powiedziałam i dodałam do siebie – Teraz muszę wykombinować jak was stąd zabrać.

– Portal? – spytał Jeremy.

– Wyczarowanie stabilnego portalu nie jest taki proste – wtrąciła Cade – Nie ufam stąd na tyle nikomu, żeby przejść przez portal, który by wyczarował.

Wszyscy właściwie jej przytaknęliśmy. Co by nie mówić, ostatnio miałam trudności z wyczarowaniem ognia. Bawienie się w portale to jeden z najgorszych pomysłów.

Po chwili Jeremy się niekontrolowanie zaśmiał.

– Ja przepraszam, przypomniało mi się coś głupiego – starał się powstrzymać śmiech – Mam pomysł. Ale Aless miał rację, nie dasz rady tego zrobić – skierował wzrok bezpośrednio na mnie.

Co?

– Nie mam pojęcia, o co ci chodzi.

Nikt nie miał zamiaru się odezwać. Fajnie.

– Jak mówiłem, skoro Aless tak powiedział, to pewnie tak jest. On zazwyczaj ma rację. Co do tego, co robi, Rävgora, rad życiowych, które za pierwszym usłyszeniem nie mają sensu... Nawet nie będę próbował ci tego wytłumaczyć.

Zaczął powoli odchodzić z tajemniczym wyrazem twarzy. Nie mam pojęcia, o co mu chodzi, ale zaczynam dużo rozumieć, co do tego relacji z Rävgorem. Nawet chyba za dużo.

– Wow... Tego się nie spodziewałam. Naprawdę zamierzasz odejść bezpowodzenia, o co ci chodzi?

– Tak. To i tak nie ma sensu. To coś ponad nas. I inne takie.

Z każdym następnym słowem irytował mnie coraz bardziej. O co mu do cholery chodziło?

– Nie wiele trzeba, żeby być ponad ciebie. Pod względem wzrostu i intelektu.

– Ja przynajmniej umiem kontrolować to, z czym się urodziłem – powiedział z dumą i odwrócił się z irytującym uśmiechem.

Zaczynał mnie denerwować. I nim się obejrzałam wokół moich rąk zaczęła się pojawiać amarantowa aura.

– Wiesz, wystarczy powiększyć samochód od środka – mruknął pod nosem. Jego słowa utkwiły mi w głowie i zaczęły wyobrażać wnętrze niczym z limuzyny. Nic nie zrobiłam więcej.

– Jak ty... – zaczęła Nolee. Zauważyłam, że zagłonda do środka przez szybę.

Podeszłam do samochodu i otworzyłam drzwi. To za dużo. Tylna część wyglądała tak jak to przed chwilą swoje wyobraziłam. Jak?

– Nie ma za co – usłyszałam za sobą Jeremy'ego – Aless faktycznie miał rację.

– Powiedz to jeszcze raz, a uwierz, że coś ci zrobię.

– Podziękuję za to. Wolę przeżyć, bo inaczej ojciec mnie zabije, że nie gram w futbol.

To ten sam głos frustracji, jaki słyszę od Rävgora jak tylko wspomniana o ojcu. Od dobrych kilku lat. Wszędzie to rozpoznam.

– Zapraszam zatem do środka – powiedziałam do zdezorientowanej grupy. Jakby jeszcze nie przywykli, że zdarza mi się robić takie rzeczy. – Ty czekasz.

– Tak? – zapytał Jeremy, kiedy już wszyscy wsiedli do środka.

– W czym Aless miał rację?

Westchnął cicho.

– Jak był raz u nas, usłyszałem jego rozmowę z Rävgorem. Rozwodził się nad tym, że chciałaby cię nauczyć wykorzystać twój potencjał do magii, ale wie, że główna jej siła są twoje emocje. Im silniejsze tym magia jest taka. To pewnie kwestia praktyki, ale to nie może być przypadek. Dodatkowo jesteś osobą, która szybko jest w stanie nad sobą zapanować, żeby nie wybuchnąć, co pewnie przeszkadza w magii na tym etapie – odpowiedział z niepewnym wzrokiem.

Znaczy, mogło coś w tym być. Dziwne magiczne rzeczy się dzieją, kiedy nawet trochę tracę kontrolę nad sobą czy się za mocno zirytuje.

Czyli Aless miał rację.

– Chcesz jechać z nami? Jeszcze trochę będzie trzeba podkoloryzować moją relację z Alessem, żeby Aureli dał mi spokój.

O wampirze, wilkołaku i wiedźmieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz