Rozdział siódmy

7.9K 308 37
                                    

- Dasz radę jechać na te zakupy? - Hero stał przede mną gdy opierałam się plecami o auto i dochodziłam do siebie.
- Dam, już jest lepiej. - powiedziałam, chociaż sama nie do końca wierzyłam w swoje słowa.
- To wskakuj. - otworzył mi drzwi.
- Hero? - zatrzymałam go gdy szedł na swoją stronę auta, - Nie mów nikomu o tym, ok? Nie chcę litości i cackania się.
- A komu niby miałbym o tym powiedzieć? - uniósł brwi.
Skinęłam głową i wsiadłam do auta. W drodze do sklepu byłam nadal roztrzęsiona, przez co nie byłam nawet w stanie w pełni docenić widoku Seattle.

•••

W sklepie on pchał koszyk, a ja wrzucałam do niego wszystko z listy. Cały czas czułam na sobie jego spojrzenie. Fakt, zrobiłam scenę z tym tunelem, ale nie musiał mnie aż tak pilnować. Moje ataki paniki były sporadyczne, w na prawdę ekstremalnych sytuacjach, takich pod wysokim napięciem.
Stanęliśmy w kolejce do kasy. Gdy ja spojrzałam na niego, on uciekał wzrokiem udając, że wcale mnie nie obserwował.
- Nic mi nie jest, na prawdę. Nie musisz mnie pilnować. - powiedziałam opierając dłonie o wózek.
- Landon wie o Twoich atakach? - spytał nadal na mnie nie patrząc.
- Cała rodzina wie. Mam je odkąd skończyłam trzynaście lat. - odparłam patrząc w dół na swoje dłonie.
Kasjerka skasowała nasze zakupy, za które zapłaciliśmy i udaliśmy się z nimi do auta.
- Poczekaj w samochodzie, muszę wybrać pieniądze z bankomatu. - Hero zamknął bagażnik i zostawił otwarte auto.
Wsiadając do auta, po drugiej stronie ulicy na przystanku autobusowym zauważyłam dziewczynę, która była okrążona przez trzech chłopaków. Wyglądało jakby jej grozili. Dziewczyna miała długie brązowe włosy, które bardzo się kręciły, a jej cera miała kolor złocistej czekolady. Widać było, że się ich bała a oni nie mieli zamiaru odpuścić. Często słychać o sytuacjach w których grupa rasistów robi krzywdę osobie o ciemniejszym kolorze skóry.
Hero nie było widać, musiał być w środku budynku, a ja nie mogłam pozwolić na to, żeby oni jej coś zrobili. Wyjęłam telefon z kieszeni i zaczęłam dzwonić do niego idąc w kierunku przystanku, ale on nie odbierał. Schowałam telefon i podeszłam do nich stając między dziewczyną a ciemnowłosym chłopakiem, który był ubrany w strój jakiegoś klubu piłkarskiego, którego nie znałam. Było ich trzech i jak dla mnie wszyscy wyglądali tak samo.
- Przeszkadzam w czymś? - spytałam patrząc typowi prosto w jego szare oczy. Spodziewałam się, że będę się bała gdy tam podejdę, ale stojąc przed nim i jego kolegami nie czułam strachu, tylko adrenalinę.
- Właśnie próbowaliśmy przetłumaczyć dzikusce, że nie ma prawa być w tej części miasta. Ani ona ani jej chory braciszek. - chłopak mówiąc to patrzył na dziewczynę przez moje ramie.
- A o tym decydujesz Ty, bo? - spytałam krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Chłopak się zaśmiał. - Czy Ty wiesz, kim ja jestem, mała?
- Nie wiem i jakoś mnie to nie interesuje. Jak wszystkich tutaj, więc lepiej odczep się od niej i idź się czepiaj takich swojej wielkości. - słowa wychodziły ze mnie zanim zdążyłam je przefiltrować, ale to i tak nie robiło na nim wrażenia. Razem z resztą chłopaków zaczęli się śmiać.
- Tak? Bo co mi zrobisz? Podrapiesz mnie paznokciami? Lepiej odejdź, zanim stanie Ci się krzywda, księżniczko. - chłopak zmierzył mnie wzrokiem i wyciągnął do mnie rękę chcąc dotknąć mojego policzka.
Chwyciłam jego dłoń tuż przed swoją twarzą i wykręciłam jego nadgarstek tak, jak nauczył mnie tata na naszych treningach. Nie sądziłam, że mi się to uda, ale gdy to zrobiłam, miałam ochotę piszczeć ze szczęścia.
Chłopak zgiął się wpół i zaczął syczeć z bólu, a mina jego kolegów była bezcenna.
- Wyraziłam się niejasno? - mówiłam głośno, prawie krzyczałam, - Trzymaj łapy przy sobie i znajdź sobie inne zajęcie niż dotykanie kobiet wbrew ich woli. Tak Cię matka wychowała?
Ścisnęłam jego nadgarstek jeszcze raz i z całej siły odepchnęłam go od siebie, a on wpadł na swoich kolegów, którzy ledwie go złapali przy samej ziemi.
Nigdy wcześniej nie byłam w takiej sytuacji, bo nie wychodziłam z domu bez taty albo wujka Monteza, a w ich obecności ludzie bali się na mnie spojrzeć. Czułam, jak przepływa przeze mnie siła, o której nie miałam pojęcia i dopiero teraz zrozumiałam o czym przez te wszystkie lata mówił mój ojciec gdy mnie trenował.
Odwróciłam się do dziewczyny, która była tak samo w szoku jak ja.
- Nic Ci nie jest? - spytałam.
- Nie, tylko... Jak Ty to zrobiłaś? Smith piszczał jak baba. - w brązowych oczach dziewczyny pojawił się blask.
- Ty suko. Co Ty sobie myślisz?
Słysząc te słowa odruchowo odwróciłam się do chłopaka, a on już był pięścią w drodze do mnie. Chciałam znów zatrzymać jego dłoń zanim mnie dotknęła, ale tym razem zrobił to Hero, który właśnie podbiegł i to prosto na chłopaka. Wykręcił rękę chłopakowi, aż ten odwrócił się do niego tyłem.
- Damski bokser, co? Wypierdalaj stąd zanim wyłamie Ci tą rękę tak, że już jej nie poskładasz. - Hero pchnął go, a ten upadł na ziemię i cofnął się.
Chłopak miał łzy w oczach, ale nie byłam pewna czy to z bólu czy dlatego, że mu się nie udało popisać przed kolegami. Koledzy pomogli mu wstać i namówili go na wycofanie się.
- To jeszcze nie koniec, suko. Jeszcze mnie popamiętasz. - chłopak rzucił odchodząc.
- Nie mogę się doczekać! - krzyknęłam odruchowo chcąc za nim iść, ale Hero mnie przytrzymał w pasie.
- Uspokój się już, Rocky.
- Gdybyś go nie przegonił to zbiłabym mu ten głupi uśmiech z pyska! - powiedziałam głośno.
- Wierzę. - Hero bardzo starał się powstrzymać śmiech.
- Nie ciesz się, stary. Może i jest mała ale gdyby chciała to położyłaby ich wszystkich. - dziewczyna kiwnęła głową.
- W co Ty się znów wpakowałaś, Fabi? - Hero rozłożył ręce a dziewczyna się do niego przytuliła. Widocznie się już znali.
- Ja w nic, Smith ma na pieńku z moim głupim bratem. - dziewczyna odparła i stanęła obok mnie, - A Ty widzę w końcu poszedłeś po rozum do głowy i kopnąłeś Samanthę.
Dziewczyna wypowiedziała imię Sam jakby z niej drwiła. Z początku nie zrozumiałam do czego nawiązywała.
- Fabienne. - dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę, - Już lubię Cię bardziej od jego poprzedniej.
I wszystko było jasne.
- Kennedy. - uścisnęłam jej dłoń, - Ja i on nie jesteśmy parą. Jesteśmy współlokatorami.
Hero stał tam jak słup i obserwował nas zamiast wytłumaczyć koleżance, że nic nas nie łączy. Nie wiem dlaczego tego nie zrobił.
- Od tego się zazwyczaj zaczyna. - Fabienne puściła mi oczko.
- Dobra, podrzucić Cię gdzieś czy czekasz na autobus? - Hero spytał poirytowany.
- Czekam na autobus. - pokazała mu język.
- To zdzwonimy się jeszcze. Candy, idziemy. - powiedział rozkazująco.
- Dzięki za pomoc i koniecznie musisz nauczyć mnie tego chwytu. - Fabienne mnie objęła bez wahania.
- Nauczę na pewno. Miło było Cię poznać. - odwzajemniłam uścisk i stanęłam obok Hero.
- Zobacz jaka kochana, James. Na pewno nie chcesz zmienić partnerki? - Fabi poruszyła brwiami, a on wywrócił oczami.
- Narazie, Fabi. - rzucił i ciągnąc mnie za nadgarstek ruszył w kierunku auta.

DeceptionDonde viven las historias. Descúbrelo ahora