Rozdział trzydziesty siódmy

6.6K 372 51
                                    

Kennedy

Patrząc tacie w oczy założyłam rękawice. On swoje nadal trzymał, nie odrywając ode mnie wzroku. Gotowa do ''walki" zrobiłam krok w jego kierunku, a on równocześnie zrobił krok do tyłu.

- Co robisz? – powiedział, a ja wymierzyłam pierwszy cios w jego ramię.

Tata się tego nie spodziewał, ale zamiast włożyć rękawice i zrobić to, po co tu przyszliśmy, on rzucił je w kąt i wzruszył ramionami.

- Nie będę się z Tobą bił, Kennedy. – pokiwał głową, a ja wymierzyłam kolejne dwa ciosy. Pewnie ja odczułam je mocniej niż tata, ale z każdym uderzeniem czułam coraz większą ulgę. Zanim się zorientowałam, porządnie się rozpędziłam okładając ojca który tam stał i nic nie robił. W pewnym momencie czułam tylko ogromną złość wydostającą się ze mnie, aż zapomniałam złapać oddechu.

- Kennedy. – upomniał mnie tata.

Ale ja nie mogłam przestać.

- Kennedy! – uniósł głos i jednym zwinnym ruchem chwycił mnie za nadgarstki, po czym obrócił mnie plecami do siebie i zablokował moje ręce obejmując mnie mocno. – Już dobrze, oddychaj.

- Puść mnie! – próbowałam wyrwać się tacie z uścisku, nie kontrolując się już kompletnie. Łzy spływały mi po policzkach niczym wodospady, zupełnie jakbym wcale nie płakała przez ostatnich kilka dni i trzymała je na tą okazję. – Jak mogłeś mi to zrobić? Ufałam Ci! Jak mogłeś?

Wrzeszczałam głośno, sama nie słyszałam swoich myśli.

- Przepraszam, Kenny. Słyszysz? Przepraszam! – tacie udało się mnie przekrzyczeć.

Przestałam mówić i zaczęłam tylko zanosić się płaczem, próbując złapać oddech. Tata mnie nie puszczał, tulił mnie do siebie.

- Tak bardzo Cię przepraszam, córeczko... - głos taty również się łamał.

Potrzebowałam jeszcze chwili na wypłakanie i uspokojenie się. Gdy tata to zauważył, ostrożnie mnie puścił. Zdjęłam rękawice i rzuciłam je na matę, po czym odwróciłam się do niego przodem, ocierając łzy. Tata robił to samo. Nawet nie starał się grać twardego przede mną.

- Powinienem powiedzieć Ci o wszystkim od początku. I tak byś wyjechała, nawet z ochroną. – tata zaczął.

- To dlaczego tego nie zrobiłeś? – spytałam cicho.

- Tak bardzo chciałaś wolności. Chciałem Ci ją dać, ale nie mogłem ryzykować Twojego życia. Nie mogłem, Kennedy. Raz już popełniłem ten błąd i dużo na tym straciłem. Nie wybaczyłbym sobie gdybym stracił Ciebie. – wyjaśnił, wymachując przy tym po swojemu ręką, - Nie spałem odkąd uciekłaś. Martwiłem się o Ciebie dzień w dzień. Wiem, że zasłużyłem na to, ale musisz zrozumieć, że jesteś moim dzieckiem i nawet gdybyś miała mnie znienawidzić do końca życia, zrobiłbym dla Ciebie wszystko. Żebyś tylko była bezpieczna. Kiedyś to zrozumiesz, jak będziesz miała swoje dzieci.

Może to dlatego, że sama spodziewałam się dziecka, ale słowa taty miały sens. Wiedział, że zrobił źle i jego przeprosiny były szczere, co było dla mnie najważniejsze. Zastanawiałam się nad tym co ja zrobiłabym na jego miejscu.

- Ale od teraz koniec sekretów. Jeśli dasz mi jeszcze jedną szansę, to obiecuję Ci -

- Jestem w ciąży, tato. – powiedziałam bez namysłu i byłam sobie za to wdzięczna. Miał rację, dosyć tych wszystkich sekretów.

Tata wytrzeszczył oczy i otworzył usta.

- Jesteś w... - wydusił z siebie łapiąc się za głowę.

DeceptionWhere stories live. Discover now