×2×

109 13 0
                                    

Raven:

W Rzymie było cudownie... A Tokio... Muzeum Sztuki Cyfrowej, góra Fudżi i piękne budynki w centrum miasta...

Widok z Wieży Telewizyjnej i Widokowej był cudowny. Pod wieczór przeszliśmy się po mieście. Tokio po zmroku jest naprawdę piękne... Wiele kolorowych świateł, wysokie oświetlone budynki, gangi motocyklowe patrzące się centralnie na ciebie, rzeka... Zaraz... Czy oni się patrzą na nas?

– Wszystko dobrze aniołku? – spytał czule Brett.

– Nie patrz za siebie tylko idź... – powiedziałam lekko stanowczo.

– O co chodzi? – spytał już szeptem.

– Jakiś gang nas obserwuje, a w tej chwili Przyziemni nie są w stanie nas zobaczyć. To nie mogą być Przyziemni...

– To są Wampiry... – odparł, wyczuwając ich krew – Musimy się stąd wynosić...

– Weź przestań... Chcę się trochę rozruszać... – powiedziałam, szyderczo się uśmiechając – Jeśli nas zaatakują pierwsi, to oni złamią Porozumienia i mamy prawo ich zabić... – dodałam, ciągnąć chłopaka na jakieś odludzie.

– Nocny Łowca z Wilkołakiem... – zaczął jeden z nich.

– Widać, że jesteście tymi, którzy byli przeciw Porozumieniom-– odparłam patrząc jak nas otaczają. Było ich około dziesięciu – Nie sądzicie, że jest was za dużo? Dziesięciu na dwóch? – spytałam mówiąc dziecięcym głosem, tak, jakby mnie to coś obchodziło...

– Oh Aniołku... – zaczął Brett – Szkoda, że ich więcej nie ma – powiedział ironicznym tonem – By się można było pobawić... – dodał pokazując swoje oczy błyszczące jak topniejace złoto, z wielkim szyderczym uśmieszkiem. Nigdy go nie widziałam od tej strony...

– Jak już się z nimi rozprawimy to zabieram tą Yamahe – powiedziałam pokazując na lśniącą czarną Yamahe r8 pod siedzeniem Wampira...

Po tych słowach wszystkie Wampiry zaczęły się śmiać. Jeszcze nie wiedzą co ich czeka...

– Czas się zabawić... – powiedziałam wyjmując swoją katane, na co Brett wystawił swoje kły i pazury. Po chwili blade jak ściana krwiopice zaczęły nas atakować...

Jeden z nich podbiegł do mnie z prędkością światła. Ruszyłam lekko ręką i przez swoją głupotę Wampir nadział się centralnie na ostrze katany. Idiota... Został zabity przez "niewinną" nastolatke z mieczem w ręce...

Następni dwaj idioci chcieli obejść Bretta od tyłu. Chyba zapomnieli, że to Wilkołak i usłyszał ich już dawno... Niebieskooki nie chcąc ich zabijać wbił im swoje szpony w ręce, po czym Wampiry upadły na ziemię. Szybko do nich podeszłam odcinając im te puste łby... Soczyście czerwona krew rozbryzła się na wszystkie strony. A ofiar zostało już tylko siedem...

Nie sądziłam, że będzie tak łatwo. Nawet Brett stwierdził, że to było zbyt nudne. Coś zaczęło źle na niego wpływać. Nigdy się tak nie zachowywał...

– No kurde, chciałam się jakoś rozruszać... – odparłam lekko zawiedziona.

– To co teraz? – spytał chłopak chowając swoje kły.

– Tak jak mówiłam, zabieram tą maszynę... – powiedziałam wsiadając na lśniący czarny motor – Co powiesz na Amsterdam? – spytałam równocześnie grzebiąc w skurzanej kurtce martwego Wampira, by znaleźć kluczyki.

– Co zamierzasz zrobić z motorem? – odpowiedział niebieskooki pytaniem na pytanie, wsiadając na czarno-białą Yamahe r6.

– Wiem gdzie możemy je zostawić... – powiedziałam wyczarowójąc nam portal. Wsadziłam klucze do stacyjki i odpaliłam zajebiście głośno mruczący silnik... – Teraz możemy ruszać... – odparłam wjeżdżając w magiczne przejście.

Znaleźliśmy się obok jednego z licznych kanałów w Amsterdamie z krystalicznie czystą wodą. W nocy światło księżyca pięknie się odbija na wodzie...

– Dokąd ruszamy? – spytał chłopak przeczesując włosy.

– Musimy znaleźć Muzeum...

Coś nie dało mi dokończyć. Za rogiem ulicy zobaczyłam dwa walczące ze sobą cienie. Jak najszybciej zeszłam z motoru i pobiegłam w stronę toczącej się walki.

Zauważyłam ledwo żyjącego Nocnego Łowce, a nad nim lewitował wielki demon. Skóra czarna jak węgiel, sama skóra i kości, skrzydła jak u nietoperza... Właśnie miał ten ostatni raz zamachnąć się swoimi szponami i zadać ostateczny cios swojej ofierze, gdy w ostatniej chwili zdąrzyłam trafić w niego kulą Zimnych Płomieni zamieniając go w lodową rzeźbę. Nefilim był totalnie zdezorientowany widząc innego Nefilim z niebieskimi kocimi oczami. Po chwili wróciła do mnie myśl, że on zaraz może umrzeć. W mgnieniu oka usiadłam obok niego i obejrzałam rany. Wielkie i liczne zadrapania na klatce piersiowej i rękach. Na twarzy wielka intensywnie krwawiąca dziura...

– Może trochę zaboleć... – powiedziałam do chłopaka przywołując jeszcze więcej swojej magii.

Przez chwilę był przerażony faktem, że moje oczy z kocich całkiem się zlały na granatowo. Jednak po tym zaczął krzyczeć, jakby z niego skórę ździerano. Ból jednak nie trwał długo... Po tym jak skończyłam go uleczać, zaczął ciężko oddychać, a po jakimś czasie był w stanie usiąść.

– Dziękuję... – wydusił z siebie, patrząc z przerażeniem na demona skutego lodem – Jestem Zack Lovelace* – powiedział po tym jak był w stanie stać na własnych nogach. Wystawił do mnie rękę uśmiechając się jak dziecko.

Był wysoki, miał blond włosy i piwne oczy.

– Raven – przedstawiłam się również wyciągając do niego rękę i przyjaźnie się uśmiechając – Na twój styl walki doradziłabym ci zmianę broni – dodałam pokazując na jego katane leżącą na ziemi – Widziałam twój walczący cień i radziłabym ci zmianę broni na dwa sztylety. Będzie ci dużo łatwiej i będziesz mógł atakować dwoma rękoma – dodałam przyciągając jego katane za pomocą magii.

– Dziękuję... – powtórzył, chwytając swój miecz do ręki – Co zrobisz z demonem? – spytał opierając się o niego. Spojrzał mu prosto w oczy, które nagle się poruszyły i gniewnie na niego spojrzały, na co chłopak panicznie odskoczył, a ja zaczęłam się śmiać.

– Albo go zabije albo zabiorę ze sobą – stwierdziłam, sprawiając za pomocą magii, że zniknął – Musze już iść – powiedziałam w końcu do blondyna – Uważaj na siebie Zack – dodałam odchodząc.

– Żegnaj Raven. Wezmę sobie twoje rady do serca!... – odparł, w czasie gdy ja znikałam z jego pola widzenia.

– Rozruszała się? – spytał Brett z lekkim uśmieszkiem – Słyszałem jakieś krzyki, po czym wyszłaś zza rogu z wielkim uśmiechem na twarzy.

– To tylko jeden demon... – powiedziałam podchodząc do motoru – Wyglądał jeszcze dziwniej niż te, które widziałam kiedykolwiek na oczy. Teraz tym bardziej musimy się udać do Marcusa.

– Kim jest Marcus? – spytał zdezorientowany Wilkołak.

– Największy Mag Amsterdamu. I przyjaciel Magnusa... – dodałam, po czym odpaliłam motor i ruszyłam w stronę Muzeum Huntera...

^^^^^^

Stoimy właśnie pod wielkim szarym budynkiem. Weszliśmy po kilku schodach i zapukałam do drzwi. Otworzył je wysoki mężczyzna z białymi włosami i zielonymi oczami. Z początku nie wyglądał na te dwanaście tysięcy czterysta pięćdziesiąt dwa lata...

– Raven Hale-Anderson... – powiedział z wielkim uśmiechem na ustach - Czym mam ten zaszczyt cie tu gościć?

– Hale?!... - spytałam zdziwiona równocześnie z Brettem. Hale?...

____________________

*Zack Lovelace - postać przeze mnie wymyślona. W " Darach Anioła" i "Shadowhunters" nie ma takiej postaci. Nazwisko to w tym przypadku nie ma nic wspólnego z historią rodziny Lovelace. Na jego temat będzie więcej informacji w późniejszych rozdziałach

~•=÷=•~

Księżycowy Róż 🌙🌹 [✔]Where stories live. Discover now