Rozdział 50!

8.9K 468 49
                                    

Cześć! :)

Sama nie wierzę, że udało mi się wrócić tu po prawie roku. Ale cieszę się bardzo, że jednak mi się udało! 

Was wszystkich bardzo przepraszam za moje milczenie... 

Bardzo Bardzo Bardzo Przepraszam. 

Po prostu nie mogłam.

Dziękuje, że ciągle ze mną byliście i z moim opowiadaniem!

Dziękuje za wszystkie wiadomości i komentarze.  

Mam nadzieje, że wciąż jesteście! 

Mam coś dla was!

P.S błędów nie sprawdziłam:(


Dla przypomnienia  najpierw dodaje koniec ostatniego rozdziału. 

Bruno

Parkuje z piskiem opon przed domem Andersona i modlę się w duchu, żebym zdążył na czas. Kurwa jak on jej o tym powie to Laura się załamie... już wystarczająco się w życiu na cierpiała po co ma cierpieć jeszcze bardziej. Wiem, może i powinna znać prawdę, ale ona jej do cholery w niczym nie pomoże! A ja po prostu chce ją chronić. Po za tym boje się, że jeśli dowie się prawdy, do mnie również będzie mieć żal i wtedy jeszcze trudniej będzie jej mi wybaczyć.

Koniec tego. Zabieram ją choćby siłą z powrotem do Bostonu. Nie zostawię jej tutaj. Biegiem pokonuje drogę od bramy wjazdowej do drzwi i kiedy chwytam za klamkę od razu ogarnia mnie złe przeczucie.

– No odpowiedź! – wpadam do środka i widzę Laurę która krzyczy w stronę ojca zapłakana. Staje przez moment za jej plecami zdezorientowany a spojrzenie, które rzuca mi Eryk jednoznacznie mówi co chce zrobić.

– Ani słowa więcej Eryk! Laura zabieram cię stąd, bez dyskusji. – mówię ostrym tonem i chwytam Laurę za łokieć.

– Puść mnie! No mów! – Laura z impetem wyrwa mi łokieć z uścisku i znów zwraca się do ojca.

– Dość tego! – Eryk uderza szklaną z whisky w stolik. – Nie interesuje mnie to, bo nie jesteś do cholery moją córką! – Ja pierdole.

– Co? – Laura ledwo co jest w stanie wydusić z siebie słowo i zasłania sobie dłonią usta.

– To! Nie jesteś moją córką i nie zamierzam się o ciebie martwić. Twoja matka zaszła w ciąże z innym kiedy przez rok nie było mnie w kraju. Nie mogłem się z nią rozwieść, w naszej rodzinie nigdy nie było rozwodów, mieliśmy zbyt dużo wspólnych powiązań... ale ciebie nie byłem i nie jestem w stanie zaakceptować. Zajmowałem się tobą wcześniej bo musiałam. Twoja matka przed śmiercią to na mnie wymogła w zamian za zniszczenie pewnych nie korzystnych dla mnie dokumentów. Miałem się zająć tobą do 20 roku życia... a Twoje 20 urodziny były kilka miesięcy temu... – po tych słowach będzie jeszcze gorzej niż mogłem sobie to wyobrazić.

– Ale...– Laura osuwa się na kolana. Nie mogąc złapać oddechu.

– Kochanie spokojnie, proszę cię. – nachylam się do niej i dotykam delikatnie jej ramion.

– Powinnaś być wdzięczna ojcu, że jeszcze cię ustawił na resztę życia a nie wykopał za drzwi bez niczego tak jak to powinien zrobić, wystarczająco się poświęcił dla benkarta. – Wiliam się odzywa a ja momentalnie wpadam w szał. Odrywam się od Laury i rzucam się na niego z pięściami. Nie pozwolę mu tak mówić do niej! Nigdy!

– Ty skurwysynu. – rzucam go na podłogę i okładam pięściami, nie patrząc gdzie uderzam. – Jeszcze raz tak odezwij się do mojej żony a cię zabije. – William próbuje się bronić ale jest ode mnie słabszy. Zapłaci mi za każdą obelgę w kierunku mojej żony. Czuje na plecach ręce Eryka, ale sprawnie odpycham go od siebie. Charlotte krzyczy mi nad uchem, żebym puścił Williama ale to też nie jest w stanie mnie powstrzymać.

Przyzwyczaj się do mnieWhere stories live. Discover now