- 7. Szczere wyznanie -

322 42 31
                                    

✧˖*°


     Praca w soboty była najgorsza.

     Znużony Chanyeol wystukiwał na klawiaturze rytm piosenki, którą w porze obiadowej usłyszał w radiu. Naciskał klawisze zupełnie przypadkowo, byle tylko nie zwrócić na siebie uwagi przełożonych kompletną bezczynnością. Co jakiś czas zerkał na zegar, jakby po dwudziestym razie wciąż nie mógł uwierzyć, że dawno wybiła już druga po południu, a on nadal siedział za biurkiem, mimo skończonych godzinę temu, wyznaczonych mu zadań. 

     Z dnia na dzień nienawidził szefostwa coraz bardziej. Każdy z tych siwych starców żył zamierzchłymi czasami, w których to nikt nie mógł wyjść z pracy przed prezesem, jeść obiadu w samotności zamiast ze współpracownikami, czy nawet odmówić pójścia na małe co nieco po skończonej zmianie. Oczywiście tym małym czymś zawsze była butelka lub dwie soju, a czasem nawet i trzy czy cztery, jeśli szef akurat miał taki kaprys. Odmawianie kolejek najczęściej kończyło się długą pogadanką o kulturze pracy, a niezjedzenie wystarczająco satysfakcjonującej porcji mięsa podczas barbecue nakładaniem jego potężnej ilości na talerz przez któregoś ze staruszków. To nic, że nie jesteś głodny. To nic, że nie masz ochoty na alkohol. Jedz i pij albo pożegnaj się z podwyżką. 

     Chanyeol spojrzał kątem oka na usytuowanego najwyżej w hierarchii mężczyznę, który popijał właśnie kawę z nowo zakupionego ekspresu. Pomimo tego, że facet zawsze miał zawziętą minę, jakby dokładnie rozważał każde zapisane w dokumentach słowo, większość pracowników dobrze wiedziała, że tak naprawdę nawet nie czytał tego, co razem tworzyli godzinami. Siedział tu tylko z powodu samotności i braku zajęcia, jak przystało na bezdzietnego, starego, gburowatego kawalera bez przyjaciół. Dręczenie innych i psucie im dnia pewnie było jego rozrywką. 

     Będzie się jeszcze za to smażył w piekle, pomyślał Chanyeol, spoglądając na zegarek po raz kolejny. Tym razem, o dziwo, wskazówki nawet się poruszyły. 

     Lada chwila wybije trzecia.

     Jeszcze parę minut, a będzie spóźniony. Znowu. Jego siostra, Rose, pewnie wytarmosi go za i tak już sporo odstające uszy. Znowu. A mała Nari będzie miała z tego niezły ubaw. 

     Przynajmniej ją tym uszczęśliwi. 

     – Przestań tak hałasować, Chanyeol. Niektórzy jeszcze pracują – burknął jeden z rówieśników, łypiąc na niego spod okularów. Jedyny chłopak w tym pokoju, który naprawdę wierzył w to, co robił. Wybryk natury, który oczywiście musiał siedzieć akurat obok Chanyeola. I zrzędzić. Codziennie. 

     Co z tego, skoro w weekendy pracujemy prawie że za darmo, chciał odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Westchnął tylko przeciągle, na moment zakładając ręce na piersi. Nadal wpatrywał się w monitor, choć myślami zdążył przenieść się gdzieś indziej. 

     Do swojego pokoju, dokładniej mówiąc. Leżał na najwygodniejszym materacu świata, głaszcząc Gi, słuchając jej przyjemnego mruczenia. 

     Kiedy tylko wyobraził sobie tę scenę, przed oczami, jak na zawołanie, stanął mu obraz Baekhyuna wchodzącego niepewnie do pokoju z woreczkiem na lód w kolorowe misie. 

     Tego widoku nie da się wymazać z pamięci. 

     – A ciebie co tak cieszy, Chanyeol? – dobiegł do niego głos przełożonego. Już po chwili poczuł na ramieniu jego ciężką rękę, która na sekundę zacisnęła się dużo mocniej, niż powinna, jakby mężczyzna w ten sposób chciał mu dać do zrozumienia, że posunął się za daleko. No, tak. Jak Chanyeol w ogóle śmiał się uśmiechnąć w jego biurze?! Dostał na to pozwolenie? 

sane  [ChanBaek]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora