- 37. Akceptacja kluczem do sukcesu -

223 24 26
                                    

✧˖*°

     Baekhyun od bardzo dawna już nie czuł się aż tak zakłopotany, jak na kilka chwil przed rozmową z własną matką. 

     Ostatnim razem, kiedy jego serce biło tak szybko, a na czole pojawiło się kilka kropel potu, przypadkiem powiedział swojemu współlokatorowi, że chciał się z nim umówić. I chociaż wtedy jego otwartość i prostolinijność (chyba raczej sypnięcie słowem bez wcześniejszego przemyślenia, ale mniejsza z tym) dała całkiem porządne, godne podziwu rezultaty w postaci trwałego związku i pierwszej miłości, tym razem, przy tej konkretnej rozmowie, jedyne, co mógł zyskać to poparcie matki i, być może, akceptację ojca. 

     To pierwsze było raczej murowane, w końcu tę rozmowę już raz odbyli. 

     Pani Byun była znakomitą osobą. Wyrozumiałą, wrażliwą i otwartą na świat. Miała podobne poczucie humoru do swojego męża, z tym, że jej żarty raczej nie raniły ludzi wokół. Jego ojciec z kolei... Cóż, chociaż był równie dobrym człowiekiem, jak jego matka, czasami zapominał, że nie każdy był taki sam, jak on. Że być może są na świecie osoby (jego syn, na przykład), których konkretne słowa bardzo dogłębnie ranią i zostawią drobne skazy na całe życie. Nazywanie go świrem nigdy mu przecież nie pomogło w pokonaniu problemów. Standardowe porady typu "ogarnij się", "wyjdź wreszcie do ludzi" i "zachowuj się normalnie" wcale nie sprawiały, że Baekhyun nagle, magicznie się zmienił. 

     Pan Byun był mądrym mężczyzną, który spędził większą połowę życia z nosem w książkach. Dzięki temu właśnie zapałowi, pracowitości i inteligencji, jego rodzina wiodła spokojne, dostatnie życie. A w ostatnich latach nawet i całkiem bogate. Ale tak jak znał się na biznesie, finansach i marketingu, tak nie miał zielonego pojęcia o psychologii. Szkoda, bo gdyby podszkolił się w tej jednej konkretnej dziedzinie... być może jego relacje z synem byłyby teraz znacznie lepsze. 

     Nie można mieć jednak wszystkiego i Baekhyun doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Był wdzięczny ojcu za wsparcie finansowe, które od dziecka aż po dziś dzień od niego dostawał i za to, że mimo wszystko nigdy nie dał mu zbytniego poczucia wyobcowania we własnym domu. Sprawiał, że było mu odrobinę ciężej, owszem. Ale nadal, do tej pory bardzo często pokazywał mu drobnymi gestami, że go kochał, że w niego wierzył i ufał, że prędzej czy później Baekhyun sam wreszcie odnajdzie odpowiednią drogę i upora się z własnymi problemami. Skoro jego jakże cenne porady nie podziałały... Innego wyjścia już nie widział. 

     Baekhyun westchnął cichutko, wciąż stojąc w korytarzu ze dwa metry od wejścia do kuchni połączonej z salonem. Chował się tam przez dobre pięć minut, cały czas robiąc to krok wprzód, to jeden wstecz. 

     Porozmawia. Nie porozmawia. Może. Nie może. Chyba. Na pewno. Wie. Nie wie. 

     Rany, naprawdę nie chciał z nimi jeszcze o tym rozmawiać. Sam dopiero odnajdywał się w sytuacji, wciąż walcząc o jako tako normalne życie. Nie potrzebował teraz ich porad, cennych uwag i stwierdzeń, które jak zwykle mogły namieszać mu w głowie. Baekhyun w końcu bywał zbyt podatny na ich wpływy i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. 

     – A co ty się tu tak czaisz, Byun Baek? – Usłyszał za sobą głos kuzynki, a na jego dźwięk aż podskoczył odrobinę w miejscu. 

     Obrzucił ją zdegustowanym spojrzeniem, na moment znowu zatrzymując wzrok na kwiatkach w jej włosach. Pomału więdły bez wody, bez słońca, wyglądając coraz gorzej i gorzej. 

     Hyesu to nie przeszkadzało, bo chociaż nie raz i nie dwa widziała się już w lustrze, nadal trzymała je na głowie. 

     – Rany, ciszej trochę... Nie widzisz, że się skradam? – warknął na nią. Sam wcale nie był lepszy, bo zamiast powiedzieć to szeptem, zaledwie ruszając ustami, użył praktycznie tego samego tonu, co ona. Co tu dużo mówić... Hyesu wydobywała z niego wszystko to, co najgorsze. Zawsze i wszędzie. 

sane  [ChanBaek]Where stories live. Discover now