✧˖*°
Chanyeol nienawidził, gdy ktokolwiek budził go ze snu. Przez to nienawidził swojego budzika, przez to w niektóre poranki miał ochotę wykopać Jongina za drzwi, przez to pałał do swojego szefa (który raz czy dwa dzwonił do niego w środku nocy z powodu awarii systemu) taką niechęcią, że emocje nie mieściły się już w jego rozgniewanym sercu. Na całym świecie istniały tylko trzy osoby, których za żadne skarby nie potrafiłby znienawidzić. I choć dwie z nich znajdowały się na tej liście praktycznie od dnia jego narodzin, osoba numer trzy pojawiła się na niej stosunkowo niedawno.
Tej nocy, po długim, wyczerpującym dniu i przegranej walce, jedyne czego chciał, to głęboki, nieprzerwany sen. Ciężko było nie denerwować się na Baekhyuna, który skutecznie zakłócił go o drugiej w nocy.
– Chanyeol... – rzucił po raz pierwszy, szturchając wielkoluda w ramię i pociągnął głośno nosem, nie pozwalając wciąż męczącemu go katarowi z niego uciec.
Wyższy mruknął cicho w poduszkę, że słucha, choć na dobrą sprawę jeszcze nic w stu procentach do niego nie dolatywało.
– Channie, obudź się.
Kolejna próba dała równie marne skutki. Chanyeol wciąż trzymał głowę w poduszce, zasłaniając ramieniem oczy przed światłem wpraszającym się do sypialni z korytarza.
– Proszę cię, to sytuacja awaryjna. No weź, obudź się, no – jęczał dalej, teraz już raz po raz szturchając go w ramię. Chanyeol wreszcie na niego spojrzał... a przynajmniej próbował na niego spojrzeć, wciąż mrużąc mocno oczy.
– O co chodzi...? – zapytał, a jego ciężka głowa opadła z powrotem na poduszkę.
– Znalazłem r-robaka – wyrzucił z siebie Baekhyun.
Głos mu drżał, tak samo jak ręce, którymi za nic w świecie nie potrafiłby teraz pokonać małego żyjątka. Wystarczyło, że zbliżył się do tego brudnego ohydztwa na półtora metra, a nogi zamieniały mu się w dwie ogromne galarety.
Dobre dziesięć minut wpatrywał się w to czarne coś o zbyt wielu odnóżach, zanim zdecydował się podjąć jakiekolwiek kroki. Z początku chciał załatwić to sam. W końcu jego ojciec zawsze mu powtarzał, że faceci powinni dawać sobie radę ze wszystkim, a proszenie o pomoc w pozbyciu się pająka spod kołdry było niczym jawna oznaka słabości. Dlatego i tym razem złapał za karton z chusteczkami i wyciągnął ze środka chyba z dziesięć sztuk. Wpatrywał się w ten czarny punkt na ścianie, co chwilę robiąc krok do przodu tylko po to, by z cichym jękiem znów się wycofać. Koniec końców i tak wylądował przy wielkoludzie, czerwieniąc się ze wstydu.
– Nie mogę się nim zająć z rana? – zapytał z nadzieją w głosie Chanyeol.
Wreszcie otworzył szerzej oczy... No, dobra. Jedno oko.
– Żartujesz sobie?! Do rana to coś może złożyć jaja i się już ich sami tak łatwo nie pozbędziemy! – Kiedy nie otrzymał od chłopaka żadnej konkretnej reakcji (miał nadzieję, że do tej pory pozbędą się już intruza, ot co), kontynuował: – Channie, błagam cię, no... To coś chodzi po ścianach, może wleźć praktycznie wszędzie. Wychodzi tylko w nocy, jutro w świetle dnia już tego nie znajdziemy... No, chyba, że do rana któryś z nas go przypadkiem zje i sprawa załatwi się sama – burknął, zakładając ręce na piersi.
Chanyeol westchnął tak głęboko, że coś zakuło go w żebrach, nim wreszcie usiadł na brzegu łóżka, przecierając dłońmi zmęczone, och, jakże zaspane oczy. Widok drżącego ze strachu Baekhyuna był wystarczającą odpowiedzią na wiszące w powietrzu pytanie dlaczego, do jasnej anielki, sam się tego robala nie pozbędzie.
YOU ARE READING
sane [ChanBaek]
FanfictionBaekhyun boi się zarazków, zwierząt i dotyku innych ludzi. Mimo tego, że potrafi przestraszyć się zwykłej plamy na obrusie, na co dzień radzi sobie całkiem dobrze... do czasu, aż na piętro wyżej nie wprowadza się nowy lokator, który nie dość, że wyc...