- 30. Stawonogi i pieniążek -

252 36 55
                                    

✧˖*°

     Chanyeol nienawidził, gdy ktokolwiek budził go ze snu. Przez to nienawidził swojego budzika, przez to w niektóre poranki miał ochotę wykopać Jongina za drzwi, przez to pałał do swojego szefa (który raz czy dwa dzwonił do niego w środku nocy z powodu awarii systemu) taką niechęcią, że emocje nie mieściły się już w jego rozgniewanym sercu. Na całym świecie istniały tylko trzy osoby, których za żadne skarby nie potrafiłby znienawidzić. I choć dwie z nich znajdowały się na tej liście praktycznie od dnia jego narodzin, osoba numer trzy pojawiła się na niej stosunkowo niedawno. 

     Tej nocy, po długim, wyczerpującym dniu i przegranej walce, jedyne czego chciał, to głęboki, nieprzerwany sen. Ciężko było nie denerwować się na Baekhyuna, który skutecznie zakłócił go o drugiej w nocy.

     – Chanyeol... – rzucił po raz pierwszy, szturchając wielkoluda w ramię i pociągnął głośno nosem, nie pozwalając wciąż męczącemu go katarowi z niego uciec. 

     Wyższy mruknął cicho w poduszkę, że słucha, choć na dobrą sprawę jeszcze nic w stu procentach do niego nie dolatywało. 

     – Channie, obudź się.

     Kolejna próba dała równie marne skutki. Chanyeol wciąż trzymał głowę w poduszce, zasłaniając ramieniem oczy przed światłem wpraszającym się do sypialni z korytarza. 

     – Proszę cię, to sytuacja awaryjna. No weź, obudź się, no – jęczał dalej, teraz już raz po raz szturchając go w ramię. Chanyeol wreszcie na niego spojrzał... a przynajmniej próbował na niego spojrzeć, wciąż mrużąc mocno oczy. 

     – O co chodzi...? – zapytał, a jego ciężka głowa opadła z powrotem na poduszkę. 

     – Znalazłem r-robaka – wyrzucił z siebie Baekhyun.

     Głos mu drżał, tak samo jak ręce, którymi za nic w świecie nie potrafiłby teraz pokonać małego żyjątka. Wystarczyło, że zbliżył się do tego brudnego ohydztwa na półtora metra, a nogi zamieniały mu się w dwie ogromne galarety. 

     Dobre dziesięć minut wpatrywał się w to czarne coś o zbyt wielu odnóżach, zanim zdecydował się podjąć jakiekolwiek kroki. Z początku chciał załatwić to sam. W końcu jego ojciec zawsze mu powtarzał, że faceci powinni dawać sobie radę ze wszystkim, a proszenie o pomoc w pozbyciu się pająka spod kołdry było niczym jawna oznaka słabości. Dlatego i tym razem złapał za karton z chusteczkami i wyciągnął ze środka chyba z dziesięć sztuk. Wpatrywał się w ten czarny punkt na ścianie, co chwilę robiąc krok do przodu tylko po to, by z cichym jękiem znów się wycofać. Koniec końców i tak wylądował przy wielkoludzie, czerwieniąc się ze wstydu. 

     – Nie mogę się nim zająć z rana? – zapytał z nadzieją w głosie Chanyeol. 

     Wreszcie otworzył szerzej oczy... No, dobra. Jedno oko. 

     – Żartujesz sobie?! Do rana to coś może złożyć jaja i się już ich sami tak łatwo nie pozbędziemy! – Kiedy nie otrzymał od chłopaka żadnej konkretnej reakcji (miał nadzieję, że do tej pory pozbędą się już intruza, ot co), kontynuował: – Channie, błagam cię, no... To coś chodzi po ścianach, może wleźć praktycznie wszędzie. Wychodzi tylko w nocy, jutro w świetle dnia już tego nie znajdziemy... No, chyba, że do rana któryś z nas go przypadkiem zje i sprawa załatwi się sama – burknął, zakładając ręce na piersi. 

     Chanyeol westchnął tak głęboko, że coś zakuło go w żebrach, nim wreszcie usiadł na brzegu łóżka, przecierając dłońmi zmęczone, och, jakże zaspane oczy. Widok drżącego ze strachu Baekhyuna był wystarczającą odpowiedzią na wiszące w powietrzu pytanie dlaczego, do jasnej anielki, sam się tego robala nie pozbędzie

sane  [ChanBaek]Where stories live. Discover now