- 31. Świąteczne zamieszanie, część pierwsza -

269 27 49
                                    

✧˖*°

     Jongin podjechał pod dom Kyungsoo nieco ponad godzinę przed czasem, tak jak planowali. Zaparkował na jedynym, wolnym miejscu przecznicę dalej (cholerne święta, wszędzie tyle ludzi, że ledwo da się gdzieś wcisnąć nos) i pisząc mu szybką wiadomość po drodze, wspiął się po schodach na trzecie piętro.

     Kyungsoo w tym czasie zakładał na siebie jeansy i w samym t-shircie próbował wreszcie zdecydować, który sweter nada się na świąteczny obiad u siostry chłopaka jego byłego przyjaciela. 

     Odkąd tamtego pamiętnego dnia wyszedł z mieszkania Baekhyuna, poczucie winy zaczynało rosnąć. To wszystko, co powiedział, to wszystko, co do tej pory zrobił, te wszystkie beznadziejne decyzje, które podejmował pod wpływem kłębiących się w nim negatywnych emocji, paradoksalnie sprawiały, że miał ich w sobie coraz więcej. Po tylu latach walki z samym sobą, wreszcie zaczynał mieć dość.

     Huragan myśli ucichł na moment, gdy Jongin zapukał do drzwi. Dyo nieświadomie zacisnął dłonie mocniej na trzymanym swetrze, gryząc przy tym wargę. Serce zabiło mu mocniej i, cholera, sam już nie wiedział, dlaczego. Denerwował się spotkaniem z Baekhyunem, poznaniem nowych ludzi czy wręczeniem temu szczylowi prezentu, nad którym pracował przez ostatnich kilka tygodni?

     Gdy tylko otworzył drzwi, zawadiacki uśmiech zniknął z twarzy Jongina.

     – Nie zakładaj tego – rzucił, ignorując wszelakie formułki grzecznościowe i wszedł do środka.

     Dyo przewrócił na niego oczami; trzasnął drzwiami dużo głośniej, niż było to konieczne, ale nawet tym nie udało mu się zwrócić na siebie uwagi młodszego. Nie, kiedy tamten grzebał już w jego szafie w poszukiwaniu czegoś ładniejszego. Chociaż miał ochotę przełożyć mu za to przez łeb, usiadł tylko na brzegu łóżka i z kiełkującą radością w sercu, przyglądał się jego poczynaniom. Koniec końców, to dziwne, czasem okropne zachowanie Jongina z łatwością poprawiało mu humor. Po części przez to, że dzięki niemu nie czuł się jak najgorszy skurwiel na świecie. Trochę przez to, jak komfortowo od zawsze czuli się w swoim towarzystwie. Kai mógł bez słowa grzebać mu w szafce pełnej jego osobistych rzeczy, a Dyo czasem dla zabawy czytał sobie prywatne wiadomości na jego telefonie. Można by powiedzieć, że mimo tego wszystkiego, co stało się w Busanie, nadal ufali sobie w tym samym stopniu.

     – Masz – powiedział Jongin i wcisnął niższemu do ręki kremowy sweter z kilkoma drobnymi, bordowymi paskami.

     Ubranie zupełnie przypadkowo pasowało kolorystycznie do tego, co tego dnia nosił młodszy. Kyungsoo dość szybko to dostrzegł i, wbrew przypuszczeniom Jongina, wcale nie miał mu tego za złe. Z błąkającym się w kącikach ust uśmiechem przełożył materiał przez głowę.

     – Hyung... – zaczął niepewnie Jongin, gdy po krótkim kontakcie wzrokowym dostrzegł coś bardzo niepokojącego. – Znowu płakałeś?

     Starszy odwrócił się na pięcie i w milczeniu zaczął układać porozrzucane przez nich ubrania. Raz po raz to oblizywał, to zagryzał spierzchnięte wargi, gorączkowo myśląc nad odpowiednim wyjściem z sytuacji. Problem tkwił w takim malutkim, mało znaczącym szczególe, że Jongin znał go zdecydowanie za dobrze. Nawet gdyby teraz spróbował wymigać się porządnym kłamstwem, jak na przykład uczuleniem na... na cokolwiek w zasadzie, młodszy nie dałby się na to nabrać. Bo fakt, że Dyo miał uczulenie jedynie na kwitnące trawy i zboża, zapamiętał już w pierwszym miesiącu ich znajomości. W zimę ta wymówka przecież by nie przeszła.

     Kiedy tak zastanawiał się nad swoim marnym losem, Jongin pociągnął za materiał swetra, by znów zwrócić na siebie jego uwagę.

     – Nie sądzisz, że już czas? – zapytał łagodnym tonem.

sane  [ChanBaek]Where stories live. Discover now