>Pov. Laughing Jack<
Usłyszałem wrzask, wyjrzałem z kuchni i zobaczyłem iście uroczy widok. Toby trzymał się kurczowo Masky'ego dusząc chłopaka, a Jeff stał na kanapie.
- PAJĄK!!! - wydarli się jednocześnie.
- Naprawdę? Pająka się boicie? - przewróciłem oczami - podszedłem do ów stworzonka i wziąłem go na ręcę. Pająk był całkiem spory i to trzeba było przyznać, chciaż i tak nie dorównywał wielkością do tarantuli czy czegoś tam innego. - Zobaczcie jaki słodziak - wyciągnąłem rękę w stronę chłopaków.
- ZABIERZ TO! - krzykneli. Zacząłem się śmiać jednak mój wesoły nastrój przerwała Anita zbiegająca po schodach.
- Co się stało? - zapytała
- W sumie to nic, nie musisz się przejmować. - warknąłem i szybko wyszedłem na zewnątrz rezydencji. - Tutaj się rozstajemy słodziaku - powiedziałem po czym wypuściłem pajęczaka. Usiadłem na ziemi i oparłem się plecami o ścianę budynku.
- Łoł, ale cię wywiało - obok mnie usiadł nie kto inny jak Candy.
- Przyszedłeś mnie męczyć? - zapytałem przymykając oczy by choć jeszcze przez chwilę rozkoszować się ciszą i "śpiewem" lasu.
- Tęsknisz za nią? - to pytanie totalnie mnie zaskoczyło
- Co?..
- Nie zachowuj się jak idiota, dobrze wiesz o kim mówię.- Czy ja wiem, to była jej decyzja jak będzie chciała to może wróci. Dlaczego teraz o to pytasz?
- Nie wiem jakim cudem mówisz o tym obojętnym tonem, a pytam dlatego że dziwnie zachowujesz się w stosunku do Anity, jakby ci kogoś przypominała i to cię bolało.
- Yhm, wmawiaj sobie. - wyczarowałem lizaka i włożyłem go sobie do ust. Nie miałem najmniejszej ochoty by się z nim kłócić.
- Robimy to co zwykle na odstresowanie? - zapytał.
- Tak
- Idziemy się "zabawić"?
- No, raczej. - to właśnie było cudowne w Candym. Jak chciał to dawał rozwiązanie wszystkich problemów a przynajmniej tych dotychczasowych.
Przeteleportowaliśmy się do miasta, na dworze robiło się już ciemno ca dawało nam idealne warunki.
- Jaki dom wybieramy? - zapytałem rozglądając się do okoła- Pamiętasz tą willę? Bogata rodzina, rozpieszczone dzieci. Zrobiłbym tam przyjęcie.
- Dlaczego by nie? - wzruszyłem ramionami. Przeniesliśmy się na dach wybranego budynku. Uznaliśmy że się rozdzielimy, no bo po co sobie przeszkadzać. Przechadzałem się korytarzem szukając jakiejś ofiary, równocześnie zapoznając się z tym miejscem. Oglądałem obrazy i zdjęcia. Na jednej z fotografii był mały chłopiec w towarzystwie rodziców ale dziecko nie było zadowolne, a raczej przygnębione. Kontynuowałem mój spacer dopóki mojek uwagi nie zwróciły drzwi z mnóstwem naklejek. Wszedłem do środka, na podłodze bawił się jakiś chłopiec na oko 6 lat. Powoli do niego podszedłem i popukałem w ramie. Natychmiast się odwrócił.
- Kim jesteś? - zpytał.
- Twoim nowym przyjacielem który bardzo chętnie się z tobą pobawi! - uśmiechnąłem się szeroko.
- Naprawdę?.. wiesz nikt nigdy się ze mną nie bawi. Rodzice nie mają czasu.
- Masz przecież tyle zabawek, nie powinieneś się nudzić. - przekręciłem głowę lekko na bok.
- Wolałbym nie mieć zabawek ale żeby rodzice się mną interesowali. - wbił wzrok w podłogę.
Kiedy patrzyłem się na tego malca, coś mnie tkneło, nie zdarzało się to często. Nie miałem ochoty go zabijać ale jeśli go zostawię Candy może mnie wyręczyć. Westchnąłem ciężko i usiadłem obok dziecka:
![](https://img.wattpad.com/cover/184329231-288-k76421.jpg)
YOU ARE READING
Lost Candy - Laughing Jack
FanfictionNie każda opowieść zaczyna się kolorowo, Nie każda przeszłość jest w barwach, Nie każda osoba jest sobą, Przynajmniej ja tak miałam, Opowiem ci historię w której nie zawsze było tęczowo, Nic nie jest "jak z obrazka", Czasami z mordercą jest ciekawi...