Zguba

301 26 10
                                    

-Mark proszę Cię. Nie zagłębiaj się w to.-odpowiedziałam i spojrzałam na niego. Swoim wzrokiem wypalał dziurę we mnie.

-Perełko powiedz mi.

-Nawet jak odpowiem Ci, że to moja krew to co to zmieni? Nic. Więc po co drążyć temat?

-Czyli to twoja krew. Kurwa.-powiedział i zacisnął rękę w pięść.

-Mark. Spokojnie.

-To ojca robota?

-Tak. No i co Ci dadzą moje odpowiedzi?

-Nie wiem kurwa mać. Zabije go.

-Uspokój się.

-Jak mam kurwa być spokojny jak na tej pierdolonej poduszce jest twoja krew?!-wykrzyczał. Widziałam w jego oczach furię.

-I tak już nic nie zrobisz z tym faktem.

-Kurwa, ale mogłem. Siedziałem jak te pierdolone ciele i nic nie zareagowałem.

-Nie wiedziałeś więc jak mogłeś? Nie obwiniaj się.

-Kurwa byłem dla Ciebie okropny, a ty jeszcze do mnie szłaś Perełko.-wyszeptał w jego oczach pojawiły się łzy. Podeszłam do niego i przytuliłam.

-Spokojnie. Nie obwiniaj się. To nie twoja wina. Jest już dobrze.-wyszeptałam. Całej akcji przyglądały się dusze oraz Peter. Odsunęłam się od Marka po chwili.

-Chodź. Musisz coś zjeść.-powiedziałam i pociągnęłam go do stołu. Na stole leżały jabłka, mandarynki, banany, jakieś chrupki i batony. Peter wziął banana, a Mark mandarynkę. Chciałam wziąć jabłko, ale mi dziwnie pachniało.

-Skąd wzięliście jedzenie?-spytał Mark.

-Z szpitala. W jakimś pokoju było jedzenie, więc wzięliśmy to co najświeższe.-odpowiedział Armin. Popatrzyłam na Petera i się uśmiechnęłam. Był uroczy jak jadł. Do salonu wszedł Steve. Uśmiechnął się do mnie. Poczułam ukłucie w sercu, dziwne uczucie w brzuchu i przyjemne mrowienie w palcach. Poczułam jak zalewa mnie od środka radość. Uśmiechnęłam się do niego. Po jakimś czasie zeszli się wszyscy i każdy wziął coś do jedzenia.

-Nie jesz?-spytał Mark i wskazał na stół z owocami.

-Nie. Nie jestem głodna.-skłamałam. Byłam głodna i chciałam coś zjeść, ale te owoce dziwnie pachniały, więc wolałam ich nie ruszać.

-Na pewno?

-Tak.-odpowiedziałam. Nie chciałam mu mówić o moim głodzie.

-Dobra. Ja idę na zwiady. Nie wiadomo czy jakieś zjeby przeżyły.-powiedział Fabio i stanął przy drzwiach czekając na moją odpowiedź.

-Uważaj na siebie i mów gdy coś zauważysz.-powiedziałam.

-Oczywiście szefowo.-powiedział, uśmiechnął się i zniknął.

-Coś czuje, że te jego zwiady to będzie totalna katastrofa. Idę za nim.-powiedział Chris i szybko opuścił budynek.

-Tylko się nie zruchajcie po drodze!-krzyknęła Miranda.

-Chyba Cię coś boli.-powiedział Chris.

-Kup kółko i jebnij se w czółko, kup głaz i jebnij się jeszcze raz.-zrymował Fabio.

-A Ci kurwa dam kup kółko i jebnij se w czółko.-powiedziała zła Miranda.

-Uspokójcie się.-wtrąciłam.

-Słyszałaś co ten dekiel mi powiedział?

-Tak słyszałam Miranda. Nie reaguj.

-I tak zareaguje!-krzyknął z daleka Fabio.

-Nosz kurwa jego mać! Jebnę go.

-Sylia uspokój Mirandę. Fabio skup się na patrolowaniu, a ty Chris go pilnuj.-powiedziałam. Nikt się nie odezwał.

-Cisza jak makiem zasiał.-skomentował Armin i uśmiechnął się.-Nieźle Ci idzie rozdawanie zadań.

-Dzięki.-mruknęłam. Prawie wszyscy zdążyli zjeść. Za oknem było już ciemno, a na niebie pojawiały się gwiazdy.

-To teraz każdy idzie do łóżka?-spytał Peter.

-Tak.-odpowiedziała Wanda.

-Ktoś będzie musiał patrolować teren.-wtrącił Bucky.

-Zostawcie to nam.-powiedział Armin.-I tak nie będziemy spać, więc możemy patrolować.-dodał. Nikt nie wyraził sprzeciwu i wszyscy udali się do łóżek.

-Mogę tak się położyć?-spytał Peter i położył głowę na moim ramieniu.

-Tak słońce.-potwierdziłam. Peter się uśmiechnął.

-To dobranoc Jennifer.-powiedział cicho i zamknął oczy.

-Dobranoc Peter. Miłych snów.-wyszeptałam. Po kilkunastu minutach zasnął, a ja nie mogłam. Nie chciało mi się spać i nie odczuwałam zmęczenia. Postanowiłam, że sprawdzę czy wszyscy śpią i nic im nie grozi. Wyszłam cicho z łóżka uważając, żeby nie obudzić Petera. Założyłam buty i wyszłam z pokoju zamykając drzwi. Poszłam do salonu. Na podłodze leżeli Clint i Mark na materacach. Kanapa i fotel były rozłożone. Usłyszałam czyiś krzyk w głowie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok spoczął na Buckym. To był jego krzyk. Podeszłam do niego. Miał zamknięte oczy i spał. Przyłożyłam rękę do jego czoła. Zobaczyłam co mu się śni. Nie chciałam, żeby to mu się śniło. Z mojej dłoni zaczęła się wydobywać fioletowa mgła, która weszła w głowę Buckiego. Krzyk w mojej głowie ustał. Odsunęłam rękę i poszłam dalej. Na kanapie nie było Steva.

Gdzie jesteś Steve?

What Is Love?Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ