Rozdział 4

165 10 2
                                    

Zbliżała się noc. Zamknąłem drzwi i otworzyłem okno i usiadłem na parapecie spojrzałem na pusty pokój i zeskoczyłem. Biegłem w stronę lasu lecz gdy tylko straciłem dom z pola widzenia zwolniłem. Wchodziłem juz do lasu, przemieniłem się i powolnym krokiem dążyłem do tajemniczego miejsca. Byłem w pół drogi gdy nagle usłyszałem czyjś głos z oddali. Zacząłem biec lecz w pewnym momencie było słychać tylko huk i padłem na ziemie. Słyszałem jak się zbliżali, wstałem i kulejąc ruszyłem dalej zostawiając za sobą ślady krwi. Doszłem do skały usiadłem i odmieniłem się. Złożyłem ręce w pięści. Słyszałem kroki które natychmiastowo ucichły, zatrzymali się jeden powiedziałem do drugiego. Nie ma go a dałbym głowę że trafiłem. Na szczęście było ciemno i nie zauważyli śladów ale gdy usłyszałem słowa szukajmy dalej sparaliżowany strachem wziąłem głęboki oddech. Nie mogę tu tak siedzieć wstałem i kulejąc poszłem przed siebie z nadzieją że mnie nie znajdą. Doszłem do polany usiadłem przy stawie i wpatrywałem się w księżyc. Bylem jak w transie siedziałem tak z dobre 15 minut. Usłyszałem szelest dochodzący zza drzew. W mojej głowie była tylko jedna myśl oby to nie byli oni.

6.20 co mn napadło żeby pisać o takiej godzinie. Pomysł ten sam od 2 dni i akurat teraz napisane. No cóż tak już mam.

Ps. Wiem jestem niemożliwy 😅😘

Blask księżyca    •Zakończone•|poprawa Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz