Marinette kochała takie wieczory jak ten. Właściwie dla tak niepoprawnych romantyczek jak ona, noc stanowiła swego rodzaju azyl. Ucieczkę, od problemów, które dosięgały ją wraz z pierwszymi promieniami słońca, ilekroć te ostatnie zaczynały muskać jej skórę. Zazwyczaj tak było, a Marinette kochała wieczory jak ten, gdy stojąc na balkonie beztrosko mogła zamknąć oczy i pozwalając by otulił ją ciepły powiew letniego powietrza, wdychać zapach nocy. Zazwyczaj tak było, lecz nie dziś.
- Marinette! - przerażony głos chłopaka nakazał jej skupienie. Dziewczyna odruchowo przyśpieszyła nerwowo rozglądając się na każdą z stron. Wyczuła go jeszcze zanim mogła zobaczyć. Powietrze wokół nagle zgęstniało, a jej źrenice rozszerzyły w geście przerażenia. Marinette odskoczyła, odbijając się dłońmi od spękanej ziemi, jej nogi dosłownie o centymetry, minęły się z wysuniętymi w jej stronę szponami bestii, która wyraźnie się na nią uwzięła.
Stwór po raz kolejny tego wieczora ostro zarył pazurami o ziemię, tworząc w ślad za sobą głębokie bruzdy. Zaryczał wściekle.
- Jesteś cała? - zapytał z ledwie skrywaną troską w głosie Czarny Kot, łapiąc ją za ramiona. Zupełnie tak, jakby niezależnie od odpowiedzi, na własne oczy musiał się przekonać, iż rzeczywiście nic jej nie było. Mirinette fuknęła.
- Uwziął się na mnie - odpowiedziała nawet na chwilę nie spuszczając oka z bestii, która wyraźnie dochodziła już do siebie.
- Hmm jesteś pewna, że to nie jest kolejny zaakumowany nieszczęśnik, który się w tobie zakochał? - siląc się na luźny ton, Adrien spojrzał w stronę, w którą spoglądała dziewczyna.
- Co? Jasne, że nie!
- Spokojnie, spokojnie My Lady - odparł już znacznie luźniej, wymachując rękoma w pojednawczym geście.
- Upłynęło sporo wody w Sekwanie, kiedy po raz ostatni, to słyszałam - rzuciła melancholijnie Marinette, uskakując w stronę opustoszałych stoisk. Był to całkiem dobry ruch, ponieważ stwór, który właśnie ruszył do natarcia musiał wybrać za kim podąży.
Nawet nie poczuła zdziwienia, gdy spoglądając przez ramię ujrzała pędzącego w jej stronę stwora. Natomiast Czarny Kot, który właśnie zrównał się z nieszczęśnikiem i okręciwszy się wokół osi swojego kija, pchnął go siłą pędu na drewnianą konstrukcję straganu, był czymś bez wątpienia nowym.
Mimowolnie Marinette parsknęła śmiechem.
- Przepraszam - wyszeptał chłopak, a ona poczuła jak zalewa ją poczucie winy.
- Nie, nie przepraszaj Kocie - natychmiast odpowiedziała, równocześnie przykładając dłoń do jego policzka. Ten drobny gest wystarczył by zamknął oczy i okrywając jej dłoń swoją, wtulił twarz w jej drobne ciało. Marinette poczuła jak jej serce boleśnie obija się o żebra, gdy nozdrza wchłonęły jego przyjemny zapach - Mamy sporo do pogadania - odparła czule głaszcząc go po szyi.
- Yhm - mruknął zadowolony w jej otwartą dłoń, a ona po raz kolejny tego wieczora poczuła jak uginają się pod nią nogi.
Szczęście tych dwojga, nie mogło jednak trwać zbyt długo.
Dokładnie w tej chwili stwór, który właśnie zdołał wygramolić się spod warstwy tego, co jeszcze pozostało z straganu, cisnął w ich stronę belką, która zapewne do niedawna stanowiła główną podporę konstrukcji. Nim jednak zdążyła ich dosięgnąć, rozpadła się na dwie równe części, uderzając z głuchym łoskotem po obu ich bokach. Puszczone w ruch jojo, w chwilę później wróciło do otwartej dłoni właścicielki.