3."Iran słyszałaś coś? Może to twój telefon?"

11K 335 11
                                    

P.O.V Mia

Patrzę na odjeżdżającą karetkę, a moim ciałem wstrząsa dreszcz. Nie dbam o to czym dotrze Will, po prostu wsiadam do samochodu i ruszam z piskiem opon. Ciągle płaczę chociaż wcześniej trzymałam się nieźle. To chyba moment, który przerasta mnie na dobre. Kiedy skręcam w boczną uliczkę chcąc ominąć korek na głównej drodze mój telefon zaczyna dzwonić. Zerkam na niego czekając na zielone światło. Przełączam połączenie na ekran i po chwili słyszę zaspany głos Willa.

-Hej siostra, sorki, że dzwonię o tak późnej porze, ale dowiedziałem się, że jeden z tych bandytów zginął. Przypomniało mi się jak się nazywał.

-Willson? - drżącym głosem podaję jego nazwisko chociaż wiem, że jego odpowiedź będzie twierdząca.

-Dokładnie – przez chwilę zapada cisza – skąd wiesz?

-On – przełykam jedną wyjątkowo ciężką łzę – nie jest żadnym bandytą Williamie. Ryzykował swoje życie tylko dlatego żeby mi nie stała się krzywda. Sprowadziłeś na mnie ogromne niebezpieczeństwo swoim powrotem.

-Ja-a nie wiedziałem – podświadomie czuję, że jest w większym szoku niż ja.

-Po za tym nie został zabity tylko postrzelony – uzupełniam – i właśnie do niego jadę więc pogadamy innym razem. Chwilowo jestem zajęta prowadzeniem samochodu. 

-Spakuję najpotrzebniejsze rzeczy i najpóźniej po południu będę u ciebie – chcę mu już przerwać, ale szybko dokańcza – nie mów mi nawet, że nie trzeba. Jestem twoim bratem i znam cię doskonale więc wiem, że potrzebujesz tego żebym tam z tobą był.

-Szkoda , że przypomniałeś sobie o tym dopiero teraz – mruczę do dźwięku rozłączanego połączenia.

W końcu docieram pod szpital. Przez chwilę szukam wolnego miejsca parkingowego aż w końcu jakieś srebrne Clio odjeżdża, a ja parkuję na jego miejscu. Mimo mojego wcześniejszego zapału coś powstrzymuje mnie od szybkiego wyjścia. A co jeżeli on wcale by tego nie chciał? Może się tym tylko narzucam i wchodzę w jego życie z butami? Przestań pieprzyć, on cię potrzebuje!

Wysiadam ocierając ostatnie łzy z policzków. Nawet jeżeli miała bym tam siedzieć, a każdy patrzył by się na mnie krzywo zrobię to dla niego i wytrwam do końca. Narzucam na głowę kaptur i wchodzę do izby przyjęć. Nie pytam o Alexa – i tak nikt by nie udzielił mi żadnych informacji. Znam niemal na pamięć układ szpitala, każdy jego kąt i zakamarek jeszcze z czasów kiedy przebywała tutaj Selen. Skręcam korytarzem w lewo, idę prosto, potem skręcam w prawo, a następnie w lewo i znajduję się pod salą operacyjną. Na krzesełku siedzi zamyślony Tom, który wgapia się w ścianę podrygując nerwowo nogą. Jest całkiem blady co jest dosyć dziwnym połączeniem patrząc na jego koreańskie korzenie.

-Co z nim? - pytam zwracając tym samym jego uwagę.

-Jeszcze nic nie wiem – wstaje z plastikowego, niebieskiego krzesełka poprawiając wygniecioną koszulkę – siadaj.

-Dzięki – przez chwilę przygląda mi się z jakimś dziwnym wzrokiem, ale chwilę potem otrząsa się i zerka w moje oczy.

-Co z resztą?

-W drodze dzwoniła do mnie Ell, że jadą tutaj więc o ile się nie mylę za jakieś 10 minut powinni być – sięgam do gumki, którą związałam kucyka i wsuwam pod nią kilka kosmyków, które wypadły – chcesz kawy? Pewnie będziemy siedzieć tutaj do rana.

-Poproszę – odpowiada wracając na swoje miejsce. Podnoszę się i kieruję w stronę najbliższego automatu, chociaż kawa tutaj jest tak samo dobra jak w jakiejś dobrej kawiarni. Kiedy podchodzę bliżej zauważam kilka osób przed automatem więc siadam na szarej pufie w kącie uprzednio informując panią, że jestem przed nią. Wyciągam telefon i sprawdzam najbliższe loty z Nowego Yorku do Forest Stone. Wychodzi na to, że Will będzie tutaj nawet wcześniej niż mówił. Lotnisko znajduje się 15 minut drogi od jego mieszkania, a lot był zaplanowany na 23:55 więc będzie tutaj najpóźniej na 10:00. Wkładam telefon z powrotem do kieszeni po czym moją uwagę zwraca wbiegający nagle Tom.

Find me (W TRAKCIE KOREKTY)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt