Rozdział dwunasty - Elena

4.4K 399 53
                                    

– Dobrze się z nimi bawiłem – odezwał się w końcu, spoglądając przed siebie; jego twarz wyrażała napięcie. – Imprezy były przednie. Na chwilę zapominałem o tym, co działo się w domu...

Po tych słowach nastała cisza. Zaczęłam nerwowo oddychać, a moje serce owiał chłód. Gorączkowo zastanawiałam się nad tym, co takiego działo się w jego domu, że próbował od tego uciec. Tylko jedno przychodziło mi do głowy – przemoc. Nie chciałam go jednak wypytywać. Uznałam, że poczekam cierpliwie, aż mi o wszystkim opowie.

Im dłużej czasu z nim spędzałam, tym więcej pozytywnych cech w nim widziałam. Był czuły, szarmancki i miałam wrażenie, że – gdyby tylko mógł – dałby mi gwiazdkę z nieba.

– To było na jednej z wielu imprez – szepnął z bólem w głosie. – Schlaliśmy się i naćpaliśmy. Gosto zauważył jakąś dziewczynę przy barze i zaczął do niej podbijać. Miałem wtedy piętnaście lat... – Zwinął dłonie w pięści i mówił dalej, nie rozluźniając ich: – Ona nie była nim zainteresowana, ale Gosto miał to gdzieś. Zawsze dostawał to, czego chciał. Tej nocy też to dostał, ale ona... – Pokręcił głową. Po jego policzku spłynęła samotna łza, którą od razu starłam kciukiem. – Ona nie chciała, Eleno. Gosto zgwałcił ją za klubem, a potem wrócił do loży i zaczął się tym chwalić. To przelało szalę goryczy. Już wcześniej pałałem do niego nienawiścią, ale wtedy zapragnąłem go zatłuc gołymi rękami. Powstrzymałem się przed tym jednak. Poszedłem za klub i... – Zacisnął zęby tak mocno, że aż zazgrzytały.

Wzdrygnęłam się, czując narastającą wściekłość. Jak można być takim skurwielem, żeby odbierać dziewczynie prawo do odmowy? Jak można tak kogoś sponiewierać? Spięłam wszystkie mięśnie, ale nie odezwałam się ani jednym słowem. Czekałam, aż Livio skończy.

– Wyglądała strasznie. – Załamał mu się głos, ale pokręcił głową, jak tylko chciałam go przytulić. – Pobił ją i zgwałcił. Nie przeżyła tego. Miała zaledwie czternaście lat, Eleno. Czternaście! Tyle samo co ty, gdy cię poznałem. – Obrzucił mnie szybkim spojrzeniem, a potem z powrotem przeniósł je na morze. – Zadzwoniłem po karetkę. Przyjechali i ją zabrali. Wtedy jeszcze żyła, ale potem dowiedziałem się, że zmarła, zanim zdążyli dojechać do szpitala.

Zamilkł, nerwowo poruszając nogą. Na zmianę zaciskał i rozluźniał szczęki, a w jego oczach błyszczały łzy. Pragnęłam go dotknąć, dodać mu otuchy, ale chwilę wcześniej tego nie chciał, więc zmusiłam się do bezczynnego siedzenia.

– Co było dalej? – zapytałam cicho, gdy dalej milczał.

– A jak myślisz? – wycedził, wbijając we mnie rozzłoszczone spojrzenie. – Gosto dostał to, na co zasłużył – warknął. – I nie żałuję tego, chociaż teraz uważam, że powinien był dłużej cierpieć.

Poczułam chłód na karku, ale nie wzdrygnęłam się. Może Livio nie należał wtedy do Cosa Nostry, ale ja byłam w niej od urodzenia i wiedziałam, że wszyscy jesteśmy przesączeni przemocą. Już dawno zaczęłam odróżniać złe przestępstwo od tego w dobrym celu. Nie miałam zamiaru oceniać Livio przez pryzmat tego, czego się dopuścił.

– Co zrobiłeś? – zapytałam, spoglądając na jego szybko poruszającą się klatkę piersiową.

– Pojechałem do niego do domu. Wszedłem, jakby nigdy nic – odpowiedział od razu beznamiętnym tonem. – Gosto myślał, że przyjechałem się z nim naćpać, ale ja miałem inny plan – wyznał. – Gdy szykował dla nas działkę, wyciągnąłem ze spodni scyzoryk i wbiłem mu go w jego szyję. Zostawiłem Gosto na podłodze salonu, żeby się wykrwawił. Kilka godzin później znaleźli go jego rodzice.

– Nikt cię nie podejrzewał? – wyszeptałam, mimowolnie przysuwając się bliżej niego.

Nie przytuliłam go jednak. Dalej nie wiedziałam, czy tego chce.

Zakazani | Krew Bellomo #1Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon