Rozdział szesnasty - Elena

4.2K 384 143
                                    

– Naprawdę musisz już jechać? – zawodził Nico. Uczepił się mojej nogi i wpatrywał we mnie błagalnym wzrokiem.

– Muszę, szkrabie. – Poczochrałam go po głowie, a następnie pocałowałam w czoło. – Zobaczymy się, jak znowu przyjadę do Palermo.

– Obiecujesz?! – pisnął, klaszcząc.

– Obiecuję. – Uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym przeniosłam wzrok na Livio.

Stał kilka kroków od nas i przyglądał nam się z błyskiem w oku.

– Leć do domu, młody, tata zaraz wróci – powiedział do syna, a gdy ten zniknął za drzwiami, podszedł do mnie i objął moją twarz swoimi dłońmi. – Wrócę do Werony najszybciej, jak się da, kochanie – obiecał, wbijając we mnie poważne spojrzenie.

– I co wtedy? – zapytałam drżącym głosem. Nie chciałam się z nim jeszcze rozstawać.

– Przyjadę, porozmawiam z twoim ojcem o interesach, a potem porozmawiam z nim o nas. Powiem mu, co do ciebie czuję – wyznał, gładząc mnie kciukami po policzkach. – W porządku? Możemy się tak umówić? Zaczekasz na mnie?

– W porządku – wyszeptałam, starając się do niego uśmiechnąć, ale jestem pewna, że wyszedł mi z tego tylko grymas. Po policzku spłynęła mi łza, którą Livio szybko starł.

– Nie płacz, kochanie. Werona to nie koniec świata. Zobaczymy się za kilka dni. – Przytknął ciepłe wargi do mojego czoła i przyciągnął mnie bliżej siebie, ciasno oplatając ramionami. – To tylko kilka dni, a nie wieczność, kochanie – wymamrotał mi wprost do ucha.

– Tylko kilka dni – powtórzyłam, kiwając ledwie zauważalnie głową. – Muszę jechać.

Odsunęłam się, ale zamiast odwrócić się w stronę samochodu, przycisnęłam usta do warg Livio i wplotłam dłonie w jego włosy.

Całowałam go natarczywie, jakby próbując pokazać mu, jak bardzo już za nim tęsknię, mimo że jeszcze nie opuściłam Sycylii. Chciałam mu przekazać, że jest dla mnie ważny i że też mi się nie podoba ta rozłąka, bo nie podobała – ani trochę. Wolałabym zostać z nim w Palermo, ale ojcu zależało, żebym wróciła. Musiałam to uszanować. Nie mogłam mu na odległość zwalić na głowę informacji, że jesteśmy z Livio kimś więcej niż córką dona i jej ochroniarzem.

– Daj znać, jak dotrzesz na miejsce, dobrze? – poprosił, splatając nasze dłonie, gdy się od siebie odsunęliśmy.

– Dam. – Uśmiechnęłam się, po czym z bólem serca puściłam jego rękę i odwróciłam się w stronę samochodu.

Zanim do niego wsiadłam, zatrzymałam się, słysząc Livio:

– Wzięłaś łańcuszek?

Zamiast mu odpowiedzieć, wsunęłam dłoń pod kaszmirowy sweterek i wyciągnęłam zza materiału łańcuszek. Odwróciłam się przodem do Livio, trzymając pomiędzy palcami pierwszą literę jego imienia.

– Nigdzie się bez niego nie ruszę.

– Trzymam cię za słowo, Eleno – powiedział poważnie, poruszając nogą w przód, ale nie podszedł do mnie, tylko zamarł w bezruchu i przeczesał palcami nerwowo włosy. – Jeśli teraz do ciebie podejdę, to cię już nie wypuszczę – wyjaśnił z bólem. – Do tygodnia wrócę do Werony.

– Okej. – Uśmiechnęłam się, próbując ukryć smutek, po czym schowałam łańcuszek pod sweterek i wsiadłam do auta.

Kierowca zamknął za mną tylne drzwi, usiadł za kierownicą i bez zbędnego wyczekiwania ruszył. Przymknęłam powieki, jak tylko straciłam z oczu Livio. Przerażało mnie, jak bardzo już za nim tęsknię, ale to nic... Uśmiechnęłam się lekko do siebie, zacisnęłam palce na łańcuszku i nie wiedzieć nawet kiedy, zasnęłam.

Zakazani | Krew Bellomo #1Onde histórias criam vida. Descubra agora