Rozdział trzynasty - Livio

4.7K 419 71
                                    

Wybaczcie obsuwę. ;*

***

Bolało mnie serce na widok łez spływających po policzkach Eleny. Ścierałem je, delikatnie gładząc skórę swoimi kciukami. Gdybym tylko mógł, zabrałbym od niej cały ból. Była mocno zdezorientowana, gdy zrozumiała, że wiem o Agacie.

Oczywiście, że Don mnie o tamtej sytuacji poinformował. To między innymi dlatego podjął decyzję o tym, że Elena ma mieć prywatnego ochroniarza. Miałem ją nie tylko chronić, ale być przy niej blisko na wypadek, gdyby znowu się załamała.

Kiedy ją poznałem, w życiu nie powiedziałbym, że była świadkiem śmierci koleżanki. Była wtedy taka beztroska i radosna. Nie zachowywała się jak dziewczynka, która obwinia się za czyjąś śmierć, ale nie przebywałem z nią dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie mogłem wiedzieć, jak zachowuje się przed snem.

– Zabiłam ją. Zabiłam ją. Zabiłam ją – mamrotała pod nosem, próbując mi się wyrwać z objęć.

Nie pozwoliłem jej na to. Przycisnąłem jej twarz do torsu, przeturlałem nas na łóżko i objąłem ją ramionami, ciasno do siebie przyciągając. Gładziłem po plecach, mówiąc do niej uspokajająco:

– Byłaś tylko dzieckiem, kochanie. To nie twoja wina. Nie możesz się obwiniać. Nikt tego nie robi.

– To moja wina. Ona nie chciała. Bała się. Namówiłam ją. Śmiałam się, że się boi – załkała, kurczowo zaciskając palce na mojej koszuli.

Trzęsła się, zanosząc się coraz większym płaczem. Ściskało mnie w dołku, że nie potrafię uchronić jej przed tymi przytłaczającymi emocjami. Wiele bym oddał, żeby się uspokoiła i zostawiła przeszłość w przeszłości. Nie powinna tego rozpamiętywać. Minęło przecież kilka lat.

Rozumiałem ją jednak. Sam nieraz wspominałem Gosto. Chociaż zasłużył sobie na śmierć, to i tak żałowałem, że nie załatwiłem tego inaczej. Żałowałem, że nie uchroniłem jego rodziców przed widokiem martwego, zakrwawionego ciała syna. Jego matka zabiła się kilka dni później, a ojciec jeszcze bardziej się stoczył, chociaż wcześniej nie sądziłem, że to jest w ogóle możliwe.

– To nie jest twoja wina, Eleno – szepnąłem w jej włosy. – To nie jest twoja wina – powtarzałem raz po raz, przyciskając ją do siebie i kołysząc, aż się nie uspokoiła.

W końcu, gdy oddech jej się unormował, położyłem ją obok siebie na łóżku i odgarnąłem z jej twarzy mokre od łez kosmki krótkich włosów. Pogładziłem kciukiem jej policzek, zahaczając koniuszkiem palca o dolną wargę. Natychmiast westchnęła przez sen, przyciskając twarz do mojego ramienia.

Obróciłem się na bok, przodem do niej i przyciągnąłem ją do siebie. Jej spokojny oddech owiał mi skórę na szyi. Uśmiechnąłem się, czując przebiegające po moich plecach dreszcze. Pocałowałem ją czule w skroń, mamrocząc:

– Kocham cię i zawsze będę przy tobie.

Zostawiłem Elenę samą w sypialni i zszedłem na dół. Musiałem przejrzeć dokumenty i zdjęcia, które do tej pory uzbierałem. Zrobiłem sobie kawę i rozłożyłem wszystko na stole. Upiłem łyk, spoglądając z góry na blat.

Wpatrywałem się w zdjęcia zamordowanych żołnierzy Cosa Nostry. Każdy z nich wziął udział w akcji, w której zginął Aldo Borsa. To właśnie Borsowie mogli za tym wszystkim stać. Spojrzałem na zdjęcie, na którym są w towarzystwie Genco – jednej z rodzin Camorry, z którą nigdy nie mieliśmy żadnych problemów. Nie mogłem być jednak pewny, że nie mieli nic wspólnego z morderstwami naszych ludzi. Mogli się dobrze ukrywać, próbując coś dla siebie ugrać.

Zakazani | Krew Bellomo #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz