O flircie, który nic nie znaczy...

2.6K 237 104
                                    

— Chyba sobie ze mnie żartujecie — warknęła Diana, patrząc się z niedowierzaniem na swoich braci, którzy wyglądali jakby wygrali właśnie na loterii, podczas gdy ona zastanawiała się, czy postradali zmysły. — Chcecie, żebym wykorzystała zainteresowanie Charliego... Nie, nie, wyjaśnijcie mi to jeszcze raz, bo nie mogę uwierzyć, że jesteście aż tak głupi!

— Diana, czego nie zrozumiesz?! — jęknął Mihai. — Możesz go w sobie rozkochać, przy okazji wyciągając informacje o tym, jak zajmować się jajem. A potem możesz znaleźć sposób, żeby zwrócić jajo!

Draganescu opadła na kanapę, a powietrze uszło z jej ciała z długim westchnieniem. Nie spodziewała się, że którykolwiek z jej braci okaże się aż tak pozbawionym moralności osobnikiem, żeby zaproponować wykorzystanie uczuć drugiej osoby — niewątpliwie żywej osoby.

Nie mogła powiedzieć, aby perspektywa spędzaniu czasu z Charliem Weasleyem wydawała jej się nieprzyjemna, a wręcz przeciwnie — na samą myśl dreszcz ekscytacji, do którego oczywiście nigdy nie przyznałaby się na głos, biegł wzdłuż jej kręgosłupa. Od kilku dni walczyła z sobą, by nie skorzystać z jego propozycji odnalezienia go w rezerwacie, ale za każdym razem coś ją powstrzymywało.

Na jej nieszczęście akurat, gdy zbierała się do wyjścia z domu, ubrana w wygodne spodnie i luźną bluzkę, musiała wpaść na swoich przygłupich braci. A oni, jak to mieli w zwyczaju, zaczęli używać mózgownic w najmniej odpowiednim momencie, bombardując ją pytaniami o nietypowy strój i zamiary, w jakich planowała opuścić zamczysko.

— Czy ty zdajesz sobie sprawę, że Charlie to osoba, a nie rzecz? — fuknęła wściekle, a Mihai podrapał się po głowie.

Tymczasem Gavril usiadł obok niej i położył swoją na dłoń na jej, znacznie mniejszej. Wbił błagalny wzrok w siostrę, a ona zamknęła oczy, nie chcąc wierzyć w to, co właśnie się działo. Nie miała wątpliwości, że ojciec byłby na nich absolutnie wściekły za samo zasugerowanie czegoś podobnego. Zmusiłby ich do znalezienia innego sposobu — takiego, który nie zakładałby krzywdzenia niewinnego człowieka.

Mimo wszystko Diana nie potrafiła powstrzymać cichutkiej myśli, namawiającej ją do posłuchania braci. Miałaby pretekst, aby udać się do rezerwatu. Miałaby nawet pretekst, żeby uśmiechać się jak idiotka, gdyby Charlie faktycznie okazał się nią zainteresowany. Durna, pomyślała wściekle i otworzyła oczy.

— Diana... Nie mamy lepszego planu, przecież wiesz — jęknął z rozpaczą Gavril.

Zanim zdołała się powstrzymać, zdzieliła go otwartą dłonią po głowie, a on skrzywił się z bólu.

— Słowo daję, kiedyś przez was poumieramy — wymamrotała, po czym wstała i podeszła do okna, wychodzącego na rezerwat.

Naprawdę nie chciała uciekać się do tak paskudnych zagrywek. Tym bardziej, że Charlie wydawał się osobą, której faktycznie zależało na smokach. Troszczył się o nie ze względu nie tylko na swoją pracę, a głęboką sympatię i szacunek do tych majestatycznych stworzeń. Nie zasługiwał na bycie narzędziem w grze spowodowanej głupotą jej braci.

Ale... Może istniał sposób, by zdobyć jego zaufanie i wyznać mu prawdę bez konsekwencji? Mihai i Gavril okazali się idiotami, ale wciąż nie zasługiwali na zesłanie do jednego z czarodziejskich więzień. Byli jak dzieci we mgle, a ona nie miała serca zostawić ich samych. Chociaż powinna.

— Nie mówcie ojcu, gdzie poszłam, dobrze? — poprosiła smętnie i wyszła z pomieszczenia, czując jak z każdym krokiem ucisk w żołądku stawał się coraz większy.

***

Brama rezerwatu wyglądała całkiem niepozornie. Diana wielokrotnie przyglądała się jej z powątpiewaniem, szczególnie, gdy była dzieckiem; pojedynczy, drewniany szlaban nie wydawał się odpowiednim zabezpieczeniem przed ogromnymi, ziejącymi ogniem smokami. Dopiero później zrozumiała, że cały teren został objęty czarami ochronnymi, które zapewniały bezpieczeństwo nie tylko okolicznym wioskom, ale także wszystkim innym.

Lochy i Smoki ✔ [Charlie Weasley x OC]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora