O spokoju w obliczu burzy...

1.5K 200 92
                                    

Diana spodziewała się wielu rzeczy, ale na pewno nie tego, z jakim spokojem wróci do domu i spojrzy w oczy Luci Balana, który wciąż na nią czekał, mimo upływu godziny. Kiedy jednak przekroczyła próg posiadłości i weszła do salonu, gdzie atmosfera przypominała tę rodem ze stypy, nie czuła ani złości, ani tym bardziej wątpliwości.

Podeszła do kanapy, na której siedział Octavian, po czym zajęła miejsce tuż obok. Nalała sobie herbaty do filiżanki i uśmiechnęła się chłodno, spoglądając na braci, którzy wyglądali na wyraźnie zdenerwowanych — a może nawet przerażonych — konsekwencjami swoich pijackich wyznań.

— O czym więc chciałeś porozmawiać? — spytała Diana i upiła łyk ciepłego napoju.

— Chyba wyraziłem się dostatecznie jasno... — prychnął Luca. — Doskonale wiem, skąd się wzięło twoje zainteresowanie rezerwatem. Niezwykle żałuję, że jestem zmuszony złączyć się z rodziną idiotów — spojrzał na Mihaia i Gavrila — ale dopóki nikt nie pozna waszego słodkiego sekretu, pozostaje to najlepszą opcją. Dla wszystkich.

— Czyżby? — powiedziała arystokratka i usiadła głębiej na kanapie.

Kątem oka dostrzegła, że Octavian poruszył się niespokojnie, a jego usta rozchyliły się nieznacznie. Położyła dłoń na jego ramieniu w uspokajającym geście i uśmiechnęła się spokojnie. Ojciec skinął głową niemalże niezauważalnie, a potem rozluźnił się, postanawiając oddać jej inicjatywę.

— Bo widzisz... Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, żeby oglądanie twojego oblicza do końca życia miało mnie w jakikolwiek sposób usatysfakcjonować — kontynuowała Diana, a na twarz Luci wstąpił złośliwy grymas.

— Mogę, od czasu do czasu, w przypływie dobroci, farbować włosy na rudo, jeśli ci to pomoże — odparł bezczelnie, co wzbudziło w Draganescu skrajne zniesmaczenie.

— Obawiam się, że w twoim wypadku nawet eliksir wielosokowy okazałby się niewystarczający. Chyba że postanowiłbyś milczeć do końca swych dni. To dopiero byłoby prawdziwe błogosławieństwo!

Balan zacisnął dłonie w pięści w wyrazie złości, a Diana przyjęła jego reakcję z zadowoleniem.

— Radziłbym uważać na słowa...

— A ja radziłabym uważać, z kim zadzierasz. I gdzie — stwierdziła, rozglądając się wokół. — Zdaje się, że nie jesteś u siebie. Gwarantuję ci, że idioci, od których wyciągnąłeś informacje, nie będą stali z boku, jeśli zdecydujesz się mnie poważnie urazić.

— To nie Wielka Brytania, Diano — zaśmiał się Luca. — Zdaje się, że nasze władze nie mają żadnego problemu z użyciem Veritaserum, czyż nie? Wszyscy wiedzieliby, jak było naprawdę. Nie mówiąc już o tym, że wasz sekret ujrzałby światło dzienne, a tego byśmy nie chcieli, hm?

Diana naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek będzie miała ochotę uderzyć drugiego człowieka — po mugolsku, bez użycia magii. A jednak twarz Balana z każdą chwilą zaczynała coraz bardziej przypominać worek, którego używali Mugole.

— Problem z Veritaserum jest taki, że wpływa na wszystkich, Balan — odparła z udawanym smutkiem, chociaż w środku gotowało się w niej ze złości. — Gdybyśmy faktycznie postanowili uciec się do jego użycia, świat poznałby nie tylko nasz sekret. Nie udałoby ci się ukryć swojego malutkiego szantażu, który, jeśli udowodniony, stanowiłby przestępstwo. Zastanówmy się więc, czy rzeczywiście chcesz okazywać brak szacunku wobec swoich gospodarzy — zakończyła zimno, a on posłał jej pełne wściekłości spojrzenie.

Lochy i Smoki ✔ [Charlie Weasley x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz