6

294 21 12
                                    


Uwaga! W tym rozdziale występują wulgaryzmy!
*************************

Wyrwała się z uścisku przyjaciela i ruszyła przed siebie. Miała w głowie już całą zemstę. Plan już miała od dawna. Wiedziała jak całkiem pogrążyć Lucjusza. Wiedziała o czymś, czego jej mąż nigdy nie dowiedział. A była to rzecz ważna i to ona miała pogrążyć Lucjusza Malfoya całkowicie. Z zacięciem i determinacją aportowała się do Malfoy Manore...


Wściekła wparowała do dworu trzaskając drzwiami. Skrzaty widząc swoją panią tak wściekłą, usuwały się jej z drogi. Jeden najmniejszy nie zdążył się schować i został zauważony przez panią Malfoy.

-  Malinko. Wiesz może gdzie znajdę mojego męża? – powiedziała sycząc przy słowie „mąż”

- T..tak. pani.. Pan M.. Malfoy jest w  swoim ...g.. gabinecie... – odparło przestraszone stworzonko

Narcyza nie mogła patrzeć już jak te biedne stworzenia chodziły przerażone po posiadłości. Tyle lat planowała coś z tym zrobić. W końcu teraz ma do tego okazję.

- Dobrze. Dziękuję Malinko. Idź już i nie bój się mnie. Nie jestem zła na was tylko na mojego męża, z którym muszę zrobić porządek. Powiedz wszystkim pozostałym skrzatom aby przybyły do salonu za trzy godziny, dobrze? Już niedługo skończy się wasza niewola względem mojego męża. Nie pozwolę mu więcej krzywdzić ani was,  ani nikogo innego. – powiedziała pani Malfoy

Stworzonko patrzyło na odchodzącą panią wielkimi oczyma pełnymi zaskoczenia. Nie wiedziało o co chodzi ich dobrej pani. Pobiegło do swoich i przekazało wiadomość od dobrej pani.

***
Tymczasem Narcyza wparowała do gabinetu Lucjusza trzaskając drzwiami głośniej niż Severus wchodzący do klasy. Huk był tak głośny, że pan Malfoy Manore zleciał z fotela, na którym siedział przy biurku. Zdezorientowany Lucjusz podniósł się z ziemi patrząc na żonę. Nigdy, ale to nigdy nie widział jej w swoim gabinecie. Jego żona miała tam zakaz wstępu.

- Co robisz w moim gabinecie Narcyzo? Wiesz, że nie wolno ci tu wchodzić. – powiedział próbując zasłonić swoimi kłakami rozkwaszoną twarz i złamany nos

- Już ja ci powiem co ja tu robię. – wysyczała wściekła blondynka
Zauważyła jego obitą twarz i uśmiechnęła się przebiegle. Podeszła do niego i wyciągnęła go zza biurka gdy chciał za nim usiąść. Wyprowadziła blondyna na środek gabinetu trzymając go mocno za jego długie włosy i całą siłą rzuciła nim o na podłogę. Lucjusz chciał rzucić na nią jakąś klątwę, ale jego różdżka znalazła się w drugiej ręce jego żony... A po chwili on sam był skrępowany magicznymi linami.

- Jak śmiałeś porwać moją córkę chrzestną!! Ty draniu! Ty parszywa gnido! Ty chuju pierdolony ! Jak śmiałeś ją torturować, dobierać się do niej i próbować ją zgwałcić! – wydarła się na niego – Jak śmiesz dręczyć nasze skrzaty. Jak śmiesz krzywdzić te biedne stworzenia, które pomagają nam w najprostszych rzeczach każdego dnia! Nienawidzę cię cholerny gnoju! Nienawidzę cię za wszystko co uczyłeś Hermionie, naszym skrzatom, moim teściom i tej biednej sekretarce z Ministerstwa! To z twojego powodu Anabelle popełniła samobójstwo! A miała zrobić niesamowitą karierę zawodową w Ministerstwie! Nienawidzę cię cholerna gnido! Wynoś się stąd i mojego życia! Nie chcę cię tu widzieć nigdy więcej ty parszywa, cholerna świnio! - kontynuowała Narcyza

Przy okazji i każdym zdaniu kopała Lucjusza albo w obitą twarz, albo zadawała cios obcasem w jego klejnoty.  Po kilku minutach Lucjusz bezróżdżkowo zdołał uwolnić się z więzów. Przez chwilę sapiąc z bólu podniósł się z podłogi i patrzył na nią z furią.

- Jak śmiesz.. jak śmiesz się tak odzywać do Mnie?! Do Pana Malfoy Manore! Nie masz prawa wyrzucać mnie własnej posiadłości! – ryknął Lucjusz

Zataczając się podchodził do Narcyzy z furią.

- Nie masz do tego prawa Narcyzo! To JA jestem panem TEGO dworu i masz się mnie... – wrzeszczał blondyn

Jednak nie mógł dokończyć tego co mówił ponieważ, dostał w ledwo zasklepiony nos z pięści od Narcyzy. W pokoju było słychać cichy dźwięk łamanego nosa, z którego siknęła krew brudząc twarz arystokraty i pięść wściekłej kobiety. Przy tym w dodatku mężczyzna zatoczył się do tyłu. Chwilę później rozległ krótki i szaleńczy  śmiech kobiety. W tej chwili śmiech Narcyzy zabrzmiał dokładnie tak samo jak ten Bellatrix, kiedy szaleńczo i histerycznie się z czego śmiała.

- Nie mam prawa?! Och Lucjuszu jak ty bardzo się mylisz. – powiedziała Narcyza

Lucjusz podniósł się, i chwiejnie podszedł do biurka za którym stał jego żona. Patrzył na nią zdezorientowany nie wiedząc o czym ta kobieta mówi.

- O czym ty mówisz Narcyzo?! Po śmierci mojego ojca ja jestem panem Malfoy Manore! – powiedział Lucjusz

- Nie Lucjuszu. Ty BYŁEŚ panem Malfoy Manore. Teraz to JA i DRACON jesteśmy właścicielami TEJ posiadłości. I to Draco będzie wkrótce głową rodu. – odparła Narcyza

Lucjusz patrzył na nią wściekły. Po chwili przed jego oczami mignął skrawek jakiegoś pergaminu.

- Wiesz co TO jest? To jest testament Abraxsa Malfoya. – powiedziała Narcyza

- Skąd.. Skąd go masz! Mój ojciec nigdy mi go nie pokazał bo go ukrył gdzieś! Więc skąd ty go do cholery go masz!! – ryknął Lucjusz

Podszedł do niej aby jej go odebrać, ale znowu dostał w twarz.

- Milcz gnido! Nie miałeś do niego wglądu ponieważ Abraxs Malfoy powierzył go MNIE na łóżku śmierci! I to ja jestem wykonawcom tego testamentu. I spełniam go zgodnie z  życzeniem mojego teścia. Jego życzeniem, tak jak napisał w testamencie, było abym to JA z DRACONEM została właścicielem Malfoy Manore w momencie, gdy Ty Lucjuszu dokonasz haniebnego czynu odbierając godność jakiejś młodej, niewinnej  kobiecie, która znajdzie się na terenie tej posiadłości. Abraxs przypuszczał że do tego kiedyś dojdzie. Dobrze znał gnidę, którą jesteś ty. Dlatego więc spisał testament taki, a nie inny i powierzył go  mnie abym wykonała ten testament w chwili gdy do tego dojdzie. – powiedziała Narcyza dobitnie

Lucjusz z furią rzucił się na Narcyzę. A raczej próbował ponieważ magia odepchnęła go na środek gabinetu.
Narcyza obeszła biurko stając przed nim. Przed nią w powietrzu unosił się testament Abraxsa Malfoya. Wyciągnęła rękę z różdżką i patrząc na testament i Lucjusza zaczęła mówić.

- Ja, Narcyza Malfoy, z rodu Black, z woli mojego zmarłego Teścia, Abraxsa Malfoya, wypełniam jego testament w takiej chwili, jak przyrzekłam wypełnić. Zgodnie z jego wolą, biorę w posiadanie Malfoy Manore i cały majątek tego rodu oraz wszystkie dobra jakie ten ród posiada, wraz z moim synem, Draconem Malfoy. Również zgodnie z ostatnią wolą mojego Teścia, wydziedziczam mojego męża, Lucjusza Malfoya, za popełnienie haniebnego czynu jakim było odebranie godności młodej i niewinnej kobiecie, która znajdowała się na terenie tej posiadłości! Niech tak się stanie! – powiedziała Narcyza, a po tych słowach rzuciła w blondyna jego różdżką

W tej samej chwili Lucjusz Malfoy magią dworu został wypchnięty poza bramę Malfoy Manore. Oczywiście „zbiegiem okoliczności” wylądował twarzą w brudnej, błotnej kałuży tuż za bramą.  Narcyza przywołała jego rzeczy spakowane kufra. Lewitując je ze sobą podeszła do bramy dworu. Z obrzydzeniem patrząc na Lucjusza przerzuciła jego kufer poza bramę. Pech chciał, że stary i ciężki kufer spadł wprost akurat na tę rękę blondyna, w której trzymał swoją różdżkę.

- I żebym cię tu nigdy więcej nie widziała parszywa, cholerna gnido!!! – wrzasnęła Narcyza

Następną rzeczą jaką Lucjusz widział, były plecy dumnie kroczącej Narcyzy w stronę drzwi posiadłości. Były Lord Malfoy próbował wyszarpnąć dłoń spod kufra. W momencie gdy mu się to udało... Usłyszał trzask łamiącego się drewna. Mocno go to zabolało w sercu ponieważ jego różdżka złamana została przez ciężki kufer i siłę gdy wyszarpywał rękę spod niego...

Obrót życia MiniaturkaWhere stories live. Discover now