Rozdział 2

78 13 0
                                    

Wybiła czwarta. Dźwięk uderzeń zegara wibrował przez chwilę w powietrzu, zanim rozmył się całkowicie. Odłożyła książkę. Okropne nudy, ale chyba najlepsze ze skromnego repertuaru, jaki miała do zaoferowania biblioteczka przy biurku. Zaburzało jej w brzuchu. To, co niosła Tatjana i co wylądowało na podłodze, to chyba miało być jej śniadanie. W każdym razie nowego nie dostała. Podskoczyła na dźwięk otwieranych drzwi. Ukraina.

- Chcesz coś zjeść? Tatjana mi powiedziała, że nie dostałaś śniadania.

- Nie, nie chcę. - pokręciła głową, ignorując głośną reakcję jej żołądka na słowo "zjeść". Mężczyzna w drzwiach zaśmiał się cicho, i rzucił na łóżko małe zawiniątko.

- Nie jest zatrute. - Uśmiechnął się do niej ciepło. Wyszedł, jak zwykle zakluczając za sobą drzwi. Rozwinęła serwetkę. W środku było jajko na twardo oraz kawałek chleba z serem i szynką. Chleb zjadła, jajko zagrzebała w śniegu na balkonie. Przezorny zawsze ubezpieczony. W końcu nie mogła być pewna, że na kolację dostanie coś więcej, niż dzbanek wody.

Znowu zabił zegar. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... Sześć. Spała godzinę. Podniosła się z łóżka i podeszła do okna. Drgnęła, gdy drzwi się znowu otworzyły.

- Feli?

Serce jej podskoczyło do gardła. Odwróciła się od nudnego ogrodu. Niestety, w drzwiach nie stała jej ukochana Litwinka. Westchnęła, znowu widząc Dimitriego. Przypominał jej wielkiego, troskliwego... Cielaka. Mruknęła pytająco.

- Zjadłaś?

Skinęła głową.

- A co...?

- A nic. Głodzenie się to najgorszy sposób na samobójstwo.

- Co.

Uśmiechnął się niewinnie i wszedł do pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Poza tym chyba nawet w takiej sytuacji nie możemy umrzeć...

Dimitri co ty pier... Pieprzysz? - pomyślała.

- Nie zamierzam się zabić... Jeszcze nie. - Nie spuszczała z niego wzroku. Z wyraźną ulgą pokiwał głową.

- To dobrze. Nie trać nadziei, dobra?

Wyszedł. Czekała no odgłos przekręcanego klucza. Cisza. Chciał ją wywabić z pokoju? Skrzywiła się. Jeśli kiedykolwiek wyjdzie, to w nocy. Raczej nie wyjdzie wcale. Nie miała ochoty na kolejny siniec na szyi. Spojrzała w lustro na szafie. Przesunęła palcami po fioletowym odcisku dłoni Anyi. Zabolało. Znowu ktoś wszedł do pokoju. Spojrzała na odbicie Rosji. Stała za nią. Cały czas się uśmiechała, mrużąc oczy.

- To jak, Polsha? - Przechyliła głowę. - zamierzasz może przeprosić za swoje wcześniejsze zachowanie?

Zmierzyła jej odbicie wzrokiem. Nie zamierzała przepraszać. Nic nie zrobiła. Zegar na korytarzu odmierzał sekundy. Anya złapała ją za włosy i szarpnięciem przyciągnęła do siebie. Zacisnęła palce na jej nadgarstku. Poczuła jak Rosjanka gładzi ją po policzku. Cały czas patrzyła w lustro. Podążyła za jej spojrzeniem.

- Felitsiya, pochemu ty zlishsya..?

Brak odpowiedzi.

- Polsha.

Nadal cisza.

Znowu szarpnęła ją za włosy. Były zdecydowanie dłuższe, niż gdy odebrano jej wolność.

- Otvet na moy vopros. Po russki, rzecz jasna.

- Nie. - Śmiało patrzyła jej lustrzanym odbiciu w oczy. Błąd. Lustro z brzękiem rozbiło się na drobne kawałki. Podniosła się z podłogi, z całej siły zatrzymując w gardle jęk bólu. Mięśnie jej ramion drgały. Kilka gęstych, czerwonych kropli spadło na drewnianą podłogę. Bolało, ale i tak mniej, niż palące w piersi upokorzenie. Kiedyś rzuciła by się kuzynce do gardła. Teraz nie mogła zrobić nic. Nie chciała ryzykować. W końcu po odebraniu jej ziem, każdy z zaborców mógł ją zabić. Rosja znowu złapała ją za włosy. Odchyliła jej głowę do tyłu. Po bladych policzkach Polski spływała krew.

Maki (nyo Lietpol) Où les histoires vivent. Découvrez maintenant