Rozdział 47.

7 0 0
                                    

Kto oni? Wszyscy wiemy

Czy możliwym jest, by usłyszana historia, jakakolwiek historia, mogła być na tyle naiwna, że nie sposób uznać ją za czyste kłamstwo? Czy zawiłość jest wprost proporcjonalna do poziomu wiarygodności, czy też odwrotnie, w rzeczywistości to prostota ciągnie za sobą prawdopodobieństwo autentyczności?

Był wieczór, gdy trójka strażników kończyła pracę i porządkując jeszcze jakieś dokumenty, zaczęła rozmawiać. Szkło przez cały czas milczał, dumając o czymś, o czym najwyraźniej wolał nie mówić. Dopiero gdy temat zszedł na treść przesłuchań, stwierdził:

— Martwi mnie Mundus. Nasz wspólnik, nasz przyjaciel. A mówi od rzeczy, jakby nie chciał powiedzieć niczego.

— A może on naprawdę jest trochę... — Opal niepewnie przygryzła wargi. — Dziwnie się zachowuje.

— To wszystko gra. Jest manipulatorem, w tej chwili nie wyjaśni nam niczego nawet pod przymusem. Gra na czas. Niebawem zbiegnie się tu cała gromada ciekawskich z pobliskich watah i, gwarantuję ci to, wielu z nich będzie jego przyjaciółmi... Aż w końcu doprowadzą do tego, że to my, a nie oni, wyjdziemy na zbrodniarzy niepopartych prawem. Trzeba tu jakoś inaczej. — Wilk kilkukrotnie stuknął się w czoło nadgarstkiem, jakby chcąc wbić sobie do głowy jakiś pomysł. — Tylko jak...

— Sama nie wiem. — Ton głosu wadery wskazywał na coś, czego jej kolega nie chciał usłyszeć. Obejrzał się szybko, zwracając ku niej spojrzenie. W oczach Opal dało się dostrzec powątpiewanie.

„Tylko nie to, nie teraz, przecież mamy już tak dużo". Jęknął w duszy, w oczekiwaniu na jej kolejne słowa.

— Nie jestem pewna, czy to, co teraz robimy jest właściwe i w ogóle ma sens. A jeśli coś pomyliliśmy, może pochopnie w ogóle oskarżyliśmy te wilki... Może nasz motylek jest przebieglejszy od nas i sam doprowadził nas na fałszywy trop?

— Wilki? — Basior zamyślił się.

— A nie?

— Masz na myśli ich obu? Rutena i... Azaira Ethala?

— Chyba tak. — Wzruszyła ramionami. — Jeśli jeden mógł to zrobić, dwóch tym bardziej.

— Czekaj... Przecież napisaliśmy już pismo o zwolnienie Azaira z aresztu. — Szkło podniósł wzrok. Coś zaświtało w jego umyśle i przedarło się do strefy świadomego rozumowania. — To ma sens, Opal. Dlaczego wcześniej nie braliśmy pod uwagę tego... Typa, przypomnij mi?

— Jest śledczym w WSC...

— To nic. — Basior machnął łapą. — Tak charyzmatyczny, pełen uroku wilk, o nienagannej opinii, dobrym stanowisku, ktoś, kto nigdy nie wszedł w konflikt z prawem, nawet nie brał udziału w bójce. Śledczy. Zbliżył się do nas, jak sroka do jaskółczego gniazda. To brzmi przecież jak kolejny schemat.

Teraz był niemal pewny. To on, tym razem nie mogło być mowy o pomyłce. Ich pierwszy podejrzany był inny. Zamknięty w sobie, bardziej ponury, momentami przejawiający pewne cechy wilka lekko zaburzonego. Unikał kontaktu wzrokowego, niemal niezauważalnie kiwał się wprzód i w tył. Sprawiał jednak wrażenie ponadprzeciętnie inteligentnego. Wszystko to również można było dopasować do charakterystycznego profilu. Ale oba profile prowadziły do jednego punktu.

W głowie młodego śledczego formował się już kolejny plan, choć był jeszcze bardzo niejasny i zamglony. Żadnego śladu prowadzącego do kogokolwiek innego. Tylko oni. Jedyni oskarżeni, Ruten i Azair Ethal. Po prostu nie było innych podejrzanych, nie mogło być. Mordowali i czerpali z tego chorą satysfakcję, nie szukali zbrodni idealnej, nie mieli celu innego, niż zadać cierpienie. Z jakiegoś powodu, który dla Szkła był nie do pojęcia. Nie dlatego, że nie był w stanie go poznać, ale dlatego, że zupełnie go nie rozumiał.

Motyl NocnyWhere stories live. Discover now