Rozdział 3

1.2K 105 333
                                    

—To jak ci idzie z Eddiem?—w telefonie rozbrzmiał śmiech.

—Bardzo śmieszne Mike—mruknął.—Właśnie szykuje się na wyjście z nim, a ty trochę mi przeszkadzasz.

—Czy ja słyszę w twoim głosie trochę niepewności?—chłopak, ponownie się roześmiał.—Tchórzysz?

—Nie ma mowy! Szykuj już 15 dolarów.
Więc przykro mi, ale nie mogę już rozmawiać, więc narka.

—Cześć Richie.

Połączenie zakończono.

Chłopak, westchnął. Zaczynał martwić się, że przegra cały zakład. Nie chciał oczywiście odpuścić, ale czuł, że jak narazie jego szansę się nie zwiększyły. Niczym jakaś magiczna wróżka cnoty, ochraniała mniejszego przed jego planami.

Ubrał czerwoną koszulę, która wpuścił w czarne jeansy. Przeczesał włosy, poprawiając okulary na jego nosie. Włożył czarne trampki i wyszedł z domu.

Kierował się w stronę swojego celu. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Widząc, jak drzwi chłopaka, otwierają się, uśmiechnął się jeszcze szerzej. Oczy lekko mu się zaświeciły widząc mniejszego. Czarna bluzka, która była dość obcisła idealnie podkreślała talie Eddiego. Podobnie było ze spodniami. Eksponowały atuty chłopaka, co tylko nakręcało chłopaka.

—To gdzie chcesz iść dziś Tozier?

—Dzisiaj—Richie, zamyślił się patrząc na niebo—może zoo?

—Zoo?—chłopak, zdziwił się.

—Wiesz, zwierząta są urocze—chłopak, zaśmiał się cicho.

—Niech będzie—powiedział Eddie.—Chodźmy do tego zoo.

***

—Zobacz Eddie!—chłopak, wskazał na dużą fokę.—Wygląda jak twoja mama!

—Kretyn—chłopak, zaśmiał się, a Richie objął go w pasie.

—A teraz spójrz tam—wskazał na małe ogrodzone miejsce—podobne do ciebie.

Zaciekawiony podszedł do ogrodzenia, a widząc zwierzęta spojrzał na Richiego roześmianym wzrokiem.

—Wyglądam ci na surykatkę?

—Dokładnie tak—zaśmiał się chłopak.—Są głośne, krzykliwe, ale jednocześnie troskliwe i niesamowicie urocze. Spójrz na nie tylko! Czy one nie są słodkie?—Tozier, rozklejał się patrząc na te stworzonka.

Eddie, słysząc to lekko się zarumienił. Słowa chłopaka, naprawdę sprawiały, że czuł się lepiej.

—Chyba wiem, gdzie znajdziemy twoją wersję zwierzęcą.

—Niby gdzie?—Richie, jak na zawołanie spojrzał zaciekawiony na mniejszego. Tamten ruszył, przed siebie, a on za nim.

—Tutaj—uśmiechnął się szeroko, spoglądając przed siebie.

Richie, jakby obrażony skrzywił się.

—Hieny? W czym ja ci hiene przypominam?

—Drą mordy, śmieją się,  korzystają z cudzego i ogólnie są wkurzające.

—Jesteś niemiły!—mruknął, przytulając chłopaka od tyłu.

—Zamknij się Richie.

I tak stali wtuleni w siebie, przed hienami.

***

—Nie narzekaj! Było dziś fajnie—zaśmiał się Richie.

—Jasne, póki nie wyrzucili nas bo zwyzywałeś lamę, która napluła ci na buty.

—Ale to ona zaczęła!

Szli przed siebie, oboje uśmiechając się jak głupi. Richie, obejmował chłopaka, a jego dłoń była na jego biodrze. Byli już pod domem chłopaka, gdy już zaczęli się żegnać. Eddie, już przekraczał próg drzwi, gdy postanowił wykonać ruch.

—Richie!

Chłopak, jak na zawołanie zatrzymał się. Odwrócił się w stronę mniejszego, uśmiechając.

—Chciałem ci powiedzieć, że —spuścił głowę, bawiąc się swoimi palcami— jeśli wtedy na polanie chodziło ci o mnie to—chłopak,wziął głęboki wdech, czując jak jego policzki zaczynają się czerwienić—ja też cię lubię.

Poczuł dłoń Richiego, na swoim policzku. Uniósł wzrok, gdy tamten wbił się w jego usta. Pocałunek był o wiele bardziej nachalny od ich pierwszego. Oderwali się od siebie, patrząc głęboko sobie w oczy.

—Chcesz o tym pogadać, u ciebie w domu?

—Jestem już padnięty. Pogadamy jutro Richie!

Złożył szybkiego całusa na jego ustach, odbiegając do domu.

Richie, czuł, że zakład powoli przechyla się na jego korzyść.
_________________________________________

Nie wiem co dziś ze mną jest z tymi rozdziałami, ale liczę, że się podobają

Win The Bet || Reddie Where stories live. Discover now