Rozdział 11

1K 81 366
                                    

—Chyba jestem jedynym, który mógłby się gniewać.

Richie, odwrócił się napięcie, widząc za sobą ukochanego. Nie dostrzegł na jego twarzy złości, czy smutku. Bardziej rozczarowanie. Patrzyli na siebie w ciszy, jakby oboje bali się odezwać. Pierwszy przełamał się Richie.

—Słyszałeś naszą rozmowę, dobrze wiesz, że tego nie chciałem.

—Ale, jednak jej nie odepchnąłeś—stwierdził, szukając jakieś punktu na którym mógłby zawiesić wzrok.

—A czy to takie ważne?!—Tozier, uniósł głos, będąc mocno zirytowany całą sytuacją.

—Przepraszam,—Eddie, spojrzał na Richiego—może, jednak to nie twoja wina—uśmiechnął się słabo.

—Eddie, wiesz, że nigdy bym cię nie zdradził—podszedł do chlopaka, zbliżając ich twarze do siebie. Miał zamiar zakończyć ich rozmowę pocałunkiem.

Niespodziewał się, że Eddie przyłoży mu do ust rękę, cofając się w tył.

—Przepraszam, Richie, nie mam ochoty—mruknął, uciekając wzrokiem.

Eddie, wyglądał na przybitego. Jednak, co mu się dziwić. Przed chwilą obca laska, przystawiała się do jego chłopaka. Nawet nie przystawiała. Ona się już z nim całowała. Tak naprawdę sam nie wiedział, czy powinien wściekać się na Richiego. Niby tego nie chciał, ale potem od razu oddał pocałunek. Nie wyglądał, jakby nie podobał mu się gest dziewczyny.

—Będę szedł do domu, wybacz—Eddie uśmiechnął się smutno, omijając chłopaka.—Widzimy się na spotkaniu frajerów.

A Richie został na moście. Myśląc, tylko o tym czy mocno zjebał. Niby z nim nie zerwał, ale zadeklarował mu, że zobaczą się dopiero jutro,na spotkaniu frajerów. Czyli nie chciał narazie widzieć się z nim sam.

—Się porobiło—mruknął, odchodząc w stronę swojego domu.

***

Matka Eddiego, nie puściła chłopaka do szkoły. Uznała, że wygląda bardzo słabo i jakikolwiek większy wysiłek może nabawić go chorób. Każdy wiedział jaka jest Sonia. A do aż tak wielkiego ryzyka nie chciała dopuścić. Nie miała pojęcia, że jej syn wygląda tak przez całą przepłakaną noc. Cóż, odkąd wrócił do domu, tylko płakał. Sam nie wiedział czemu. Czuł taką potrzebę. Czuł, że potrzebuje odreagować.

Więc płakał.

Potem mu przechodziło.

A potem znów myślał o Richiem.

Nie wiedział, czy chłopak jest winny. Gdyby nie słyszał ich rozmowy, już dawno, by z nim zerwał.

—Spotykam się z kimś

Nie udawał, że jest singlem. Próbował najpierw spławić dziewczynę. To, że nie wyszło to już nie jego wina, prawda?

Problem tkwił w tym, że gdy Richie podszedł do niego z chęcią zainicjowania pocałunku, poczuł nagłe obrzydzenie.

Zupełnie jakby bał się, że na ustach swojego ukochanego, poczuje smak dziewczyny.

Więc, chłopak leżał. Leżał już połowę dnia. Pamiętał oczywiście, że ma dziś wyjście z frajerami, dlatego tylko odliczał do tej godziny. Widząc, że matka wróci późno z pracy, mógł na spokojnie wyjść. Dojście do domu Stana nie zajmie mu długo, więc miał czas.

Liczył, że uda mu się na spokojnie porozmawiać z Richiem.

***

Frajerzy, siedzieli w swoim gronie, śmiejąc się wesoło. Niestety, niektórzy się spóźniali. A dokładniej Richie i Ben. Tamci, jaki dobrzy przyjaciele czekali na ich przybycie. Pierwszy, wbiegł Richie. Próbował jakoś wytłumaczyć swoje opóźnienie, jednak wszyscy się przekrzykiwali. Przywitał się z nimi, dochodząc wreszcie do Eddiego. Chciał złożyć dobry pocałunek chłopakowi, w końcu zazwyczaj tak się witali. Jednak Eddie widząc to, szybko ominął te czynność wtulając się w jego klatkę piersiową. To nie tak, że nie chciał, miał swoje obawy. Richie, niechętnie odwzajemnił uścisk, mając nadzieję, że później o tym porozmawiają.

I już po chwili do pokoju wszedł Ben.

I wszystko byłoby w porządku.

Gdyby nie miał towarzysza.

A dokładniej swojej kuzynki.

Wszyscy, skierowali wzrok na te dwójkę. W tym również padł wzrok Eddiego i Richiego. Oczywiście, nikt poza nimi nie wiedział o zaistniałej sytuacji.

—Mam nadzieję, że moja kuzynka nie będzie problemem.

Bill, uśmiechnął się miło, podchodząc do dziewczyny. Zaczął przedstawiać każdego z nich, co jakiś czas rzucając randomowy fakt.

Kiedy dziewczyna, znała już imiona frajerów, zaczęła podchodzić do każdego z nich, przedstawiając się.

Richie, zdawał sobie sprawę, że Carmel nie wie, że jego partner to Eddie.

Nie zdawał sobie sprawy, jednak z tego, że zazdrosny Eddie to wściekły Eddie.

—Ah, ty jesteś Eddie?—uśmiechnęła się szeroko.—Miło poznać, Carmel.

Szerdeczyny uśmiech dziewczyny, aż przyprawiał chłopaka o mdłości. Patrzył na nią chwilę, wzdychając.

—Spierdalaj—mruknął, na tyle cicho, że usłyszał to tylko Richie i Carmel.

Tozier, zadławił się powietrzem, a dziewczyna wydawała się lekko przygnębiona nastawieniem chłopaka.

—Zrobiłam złe pierwsze wrażenie?—zasmuciła się.—Rany, a chciałam pokazać się dobrze.

Eddie, już miał zamiar wygarnąć dziewczynie, że to wcale nie jest pierwszy raz gdy ją widzi, jednak ona napięcie odwróciła się do Richiego.

Taki miała zamiar, tyle, że Tozier już dawno siedział koło Beverly, żywo o czymś dyskutując.

Zirytowana, wywróciła oczami idąc w stronę chłopaka. Wykorzystała fakt, że siedzi kładąc głowę na jego ramieniu. Objęła go rękami w pasie, uśmiechając się delikatnie. Bev, skrzywiła się, patrząc na dziewczynę lodowatym wzrokiem.

—Mówiłam, że znów się spotkamy przystojniaku—zaśmiała się, jednak tylko jej było do śmiechu.

—Przepraszam?—wtrąciła się Beverly—On ma chłopaka.

Richie, jak na zawołanie uwolnił się z uścisku dziewczyny.

—Nie widzę go tutaj—warknęła, uśmiechając się w już mniej sympatyczny sposób.

—To spójrz w bok—głos, z prawej strony zwrócił jej uwagę. Dziewczyna, od razu spojrzała na prawo, dostrzegając Eddiego.—Teraz widzisz—chłopak, zaśmiał się, patrząc jak dziewczynie mina zrzędnie.

—Nie widzę nic szczególnego—uśmiechnęła się, patrząc na drobnego chłopca.

Wszyscy spojrzeli po sobie, próbując zdać sobie sprawę co właśnie się dzieje. 

To ten moment w którym zaczyna się wojna?

_________________________________________

Mam już dość tego zdalnego nauczania tak fest:(

Win The Bet || Reddie Место, где живут истории. Откройте их для себя