Rozdział 32

863 67 326
                                    


—Pocałunek?

—Richie, ja naprawdę zaraz ci to wyjaśnię—Eddie, spojrzał na chłopaka wzrokiem, któremu na ogół już by uległ, ale zdecydowanie nie mógł się teraz dać.

—Eddie, naprawdę możemy porozmawiać?—Mike, wtrącił się w rozmowę, a zaraz napotkał się ze wściekłym spojrzeniem Richiego.

—Powiedział ci kurwa, że nie ma zamiaru z tobą rozmawiać. Jeśli potrzebujesz wyjaśnimy to inaczej.

Mike, stał w bezruchu, obserwując okularnika. Richie na twarzy wypisane miał tyle emocji, że trudno było spodziewać się jego słów.

—Tak myślałem—posłał Mike'owi kpiący uśmiech, następnie z całych sił chwytając Eddiego za nadgarstek. Pociągnął chłopaka za sobą, zostawiając rywala w tyle.

—Richie, to boli—mruknął, ale okularnik wzmocnił tylko ucisk.—Richie, to naprawdę boli!

Poczuł jak chłopak, odrzuca jego nadgarstek, przez co uderzył plecami o pierwsze lepsze drzewo.

—A wiesz co mnie boli? Twoje pierdolone zachowanie. Jest ktoś u ciebie w domu?

—Moja matka znowu pojechała—zaczął, jednak czując ponowny ból wokół nadgarstka, syknął.

—Tam sobie to wyjaśnimy—warknął, ciągnąć chłopaka.

Po twarzy Eddiego zaczęły spływać łzy. Czuł się winny całej sytuacji, ale nie mógł nic zrobić. Wiedział, że to tylko i wyłącznie jego wina. Za to Tozier szedł zabijając każdego spojrzeniem. Wyglądał jakby był wściekły na cały świat.

Przez całą drogę żaden z nich nie zaczął rozmowy. Eddie, bał się odezwać  czując, że wyższy może w każdym momencie wybuchnąć. Stanęli przed domem chłopaka, a okularnik wyczekiwał, aż ten otworzy drzwi. Drżącym dłońmi, wyjął klucze. Co chwilę wydawał z siebie ciche pociąganie nosem, lub głęboki westchnięcie. Było mu ciężko, to oczywiste. Ale bardziej bał się samej rozmowy.

Wszedł pierwszy, a za nim Richie, który mocno trzasnął drzwiami. Kaspbrak, skierował się do salonu, siadając na kanapie. Doskonale wiedział, że Richie też jest już w pokoju, zwyczajnie bał się unieść wzrok.

—Okłamałeś mnie.

—Richie, przepraszam—łzy, spłynęły po jego policzkach, a sam nie mógł złapać oddechu nawet na chwilę.

Tozier, czuł jak serce pęka mu na małe kawałki, widząc cierpienie mniejszego.
Mimo to nie miał zamiaru zachowywać się jak gdyby nigdy nic.

—Przepraszasz? Jak mam ci niby ufać, skoro mnie okłamujesz? Słyszałeś o czymś takim jak szczerość?

—Jesteś ostatnią osobą, która może mnie pouczać o zaufaniu!—Eddie, uniósł głos, będąc wyraźnie sfrustrowany całą sytuacją.—Załóż się z kimś o to, czy co tam chcesz!

—Będziesz wypominać mi jeden błąd do końca życia?—Tozier, zmarszczył brwi. Nie rozumiał czy chłopak ma zamiar używać tego jako argumentu w kłótniach.—Chociaż się staram dla ciebie, a ty nie umiesz tego docenić i lecisz lizać się z jakimś ledwo poznanym chłopakiem, który leci na ciebie tylko dlatego, że masz ładny tyłek i słodką buzię!

—Jeden pocałunek, Richie! To nic złego.

—Mogłem się domyślić już po tym co gadałeś w nocy—mruknął cicho, jednak mniejszy usłyszał to od razu.

—O czym ty mówisz? Pytałem cię o to co odwalałem i nic nie wspomniałeś o tym, że rozmawiałem z tobą.

—A czy to takie ważne?

Win The Bet || Reddie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz