Rozdział 25

777 77 85
                                    

—Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.

Eddie, obudził się późną nocą. Nie można było zaliczyć jej jeszcze do poranku, ponieważ było chwilę przed czwartą.

Pierwsze co ujrzał przed swoimi oczami, to spokojnie poruszającą się klatka piersiowa Richiego. Cichy oddech chłopaka i różne pomruki przed sen wypełniały namiot. Eddie, odczuwał wyraźny chłód na swoich plecach. Powoli wyswobodził się z uścisku chłopaka, odsuwając się. Przysiadł, odczuwając jak robi się coraz zimniej.

Wiatr, dalej doprowadzał do przeróżnych odgłosów, jednak chłopak nie czuł już takiego strachu. Zapewne przez słowa Richiego. Od razu, gdy chłopak je wypowiedział jego serce przeszło dziwne ciepło.

Ciepło, które odczuwał na polanie podczas ich pierwszego pocałunku.

Westchnął, zastanawiając się jak inaczej mogłoby się wszystko potoczyć. Gdyby Richie, powiedział mu o całym zakładzie w innej sytuacji, jego rekacja różniłaby się w jakimś stopniu na pewno. Oczywiście, byłby wściekły. Ale mógłby docenić w jakimkolwiek stopniu szczerość chłopaka. Wiedząc, że dowiedział się tylko przez jego nieuwagę, czuł się jeszcze gorzej.

Myślał, czy mógłby teraz zachowywać się całkowicie inaczej. Siedzieć na jego kolanach, pewny, że jest na swoim miejscu. Całować usta chłopaka, pozwalając, by ich ręce błądziły po swoich ciałach. Ale nie mógł. Nie umiał zobaczyć w chłopaku wszystkiego co wcześniej.

I tak wpadł na ten głupi zakład z jego strony.

Uważał, że jeśli po takim okresie będzie widział w nim dalej kłamce, zwyczajnie się z tym pogodzi.

Każdy powiew wiatru powodował, że chłopak delikatnie się trząsł. Postanowił jakoś temu zapobiec, rozglądając się po namiocie w poszukiwaniu jakiejś bluzy. Dostrzegł w kącie dwie, więc przysunął się w ich stronę, próbując dostrzec jak wyglądają.

Jedna, ogromna czerwona bluza, należała do Richiego, a obok była ta Mike'a, którą dał mu nad jeziorem.

Mike.

Cóż, prawda prawdą chłopak nie chciał opuścić głowy Eddiego. Często o nim myślał, zastanawiając się, czy tamten próbował go poderwać. Może zwyczajnie był miły?

Schlebiało mu to zachowanie, ale czuł lekki dyskomfort wiedząc, że jest dopiero po zerwaniu.

Poza tym, wziął jego numer. Eddie, zrozumiał to jaki prosty przekaz, że liczy na kontakt.

Mruknął pare niezrozumiałych słów do siebie, sięgając po bluzę.

Wsunął materiał na swoje ciało, uśmiechając się delikatnie,gdy ponownie było mu cieplej.

Postanowił wrócić do ramion Richiego, szybko kierując się w jego stronę. Chwycił rękę wyższego, przerzucając ją przez swoją talię. Przymknął oczy, ponownie próbując zasnąć co było strasznie trudne.

Chłopak, gdy już raz się obudził ponownie miał problem ze snem. Mimo to czując bliskość Richiego, od razu się rozluźnił.

***

—Eds, wstawaj musimy wracać niedługo—okularnik, dźgnął palcem Eddiego, który protestował przed wstaniem.

—Nie mów do mnie Eds. A poza tym chce tylko chwilkę poleżeć jeszcze.

—To samo mówiłeś dziesięć minut temu—przewrócił oczami, widząc jak mniejszy powoli się przeciąga.—Eddie, czy to nie jest moja bluza?—mówiąc to, chwycił rękaw materiału na ręce chłopaka.

—Było mi zimno w nocy. Mogę ci oddać jeśli chcesz—szybko chwycił skrawek bluzy, chcąc się jej pozbyć, ale dłonie Richiego szybko mu przeszkodziły.

—Nie musisz. Pasuje ci—uśmiechnął się czule, patrząc chłopakowi w oczy.

I mimo, że okularnik starał się zachować spokój, w środku piszczał jak małe dziecko, które dostało zabawkę. Poczuł się lepszy od Mike'a. Był na prowadzeniu, ponieważ był bliżej Eddiego, przy czym chłopak sam wziął jego bluzę. Doskonale wiedział, że ma te Mike'a, a zdecydował się wziąć jego.

Skierował wzrok na mniejszego dostrzegając małą nitkę na jego włosach.

—Masz coś na włosach—mruknął, przybliżające tam swoją dłoń. Widząc jak mocno wplątał się we włosy Eddiego, przybliżył się całym ciałem.

—Wyjmij to szybko—burknął, czekając aż okularnik skończy.

I właśnie to rozproszyło Tozier'a. Stracił równowagę, upadając na chłopaka. Leżeli w dość dwuznacznej pozycji, a oddechy obojga stały się cięższe.

—Chłopaki! Zbierajcie się!—Nowy głos rozbrzmiał w namiocie, który już po chwili ucichł.—Czy wy wszyscy robicie sobie ze mnie pieprzone żarty?—Ben, patrzył na nich, przypominając sobie sytuację z krzaków. Wycofał się ponownie, mrucząc różne słowa pod nosem.

—Ten to ma życiowego pecha—zaśmiał się Rich, po chwili czując jak dłonie Eddiego zrzucają go z siebie.

—Idiota.

—I to jaki—okularnik, pokazał chłopakowi szereg białych zębów.

—Największy—uznał Eddie.—I najlepszy—dodał ciszej, ale Richie już tego nie usłyszał.

Dla Eddiego zawsze będzie najlepszym idiotą. To było pewne.

_________________________________________

Trochę krótszy bo miałam męczący dzień, ale nie byłabym sobą jakbym nie napisała czegoś w nocy

Liczę, że się podoba w jakimś stopniu

Win The Bet || Reddie Where stories live. Discover now