▪️Rozdział XXVI: Koniec historii▪️

392 59 28
                                    

W porywach wiatru mogłem widzieć jedynie niewyraźne kontury świata, osnute ścianą mgły. Wzrok wbiłem w pogrążone w mroku, mętne odbicie lasu w strumyku, który z tego miejsca zdawał się mieścić po drugiej stronie świata. Tego dnia denerwujące były odgłosy odbijanej od kamieni wody, czy szum fal, a już w szczególności iskrzące się ognisko nieopodal mnie. Kiedy tylko słyszałem cichą grę na gitarze, dźwięk kapsli czy rozproszone w ciszy śmiechy moich przyjaciół, na myśl przychodziła mi tylko jedna osoba, przynosząca za sobą jedynie ból głowy i wyrzuty sumienia. Od ostatniego incydentu nie rozmawiałem z Jungkookiem, a minęły już od niego parę ładnych i nieładnych dni. Nie mogłem zebrać się w sobie, a sama myśl o jakiejkolwiek rozmowie z nim, wywoływała u mnie mdłości. To wcale nie tak, że zacząłem go nienawidzić, miałem nawet wrażenie, że kochałbym go, nawet gdyby zrobił mi największe świństwo tego świata, ale jakakolwiek ingerencja w naszej relacji zdawała się zbyt bolesna, bym mógł jej uświadczyć.

Oddaliłem się wówczas nieco, wciskając w siebie przekąski, choć tak naprawdę nie miałem na nie ani trochę ochoty. To wyjście również nie należało do szczytu moich aktualnych pragnień. Od kiedy pamiętam, spotkania z przyjaciółmi były dla mnie odskocznią od problemów dnia codziennego, teraz jednak stały się one jednym z nich. Atmosfera od początku była napieta - niewykluczone, że tylko ja ją jako taką odbierałem, dlatego wolałem uniknąć ewentualnych sporów czy pokątnych spojrzeń już na samym starcie, by nie pogarszać jej jeszcze bardziej. Siedziałem więc na starej, zatęchłej kanapie mieszczącej się kilka sporych metrów od moich przyjaciół, zajadając się tymi nieszczęsnymi przekąskami, z wysiłkiem starając się również, by przechodziły mi one przez zaciśnięte gardło.

Nie mogłem znieść tego poczucia, które kiełkowało w szybkim tempie w moim sercu, że zostałem perfidnie zdradzony, choć wiedziałem jednocześnie, iż nie mam żadnych podstaw, by móc wysnuć takie wnioski. To było tak dziwne do określenia, bo nie wiedziałem, czy jestem bardziej zły, zraniony czy smutny. Być może wszystko naraz, ale była to bez wątpienia wiązanka uczuć, które dopiero poznawałem. I nie należały one do tych przyjemnych.

Skubałem w zamyśleniu tę śmierdzącą kanapę, starając się skupić myśli na czymś zupełnie innym niezwiązanym z Jungkookiem, ale było to doprawdy niezwykle trudne. Bowiem wszystko w moim życiu zaczęło mieć jakiś związek z tym chłopakiem, który zakradał się do mnie przez okno.
Kiedy wpatrywałem się w gwiazdy, przypominałem sobie każdą noc, kiedy leżeliśmy razem na trawie, w pijackim letargu naśmiewając się z wówczas zabawnych kształtów ledwie wyraźnych chmur, które przykrywały, zdaje się jaśniejące z każdą chwilą, punkciki na niebie.
Natomiast kiedy trzymałem w dłoni szyjkę ciemnozielonej butelki z gorzkim piwem, miałem wrażenie, że każdy nabrany łyk sprawiał, iż czułem jego dłonie na swoim ciele coraz wyraźniej. A przecież siedziałem tam całkowicie sam i nie miałem odwagi nawet, by zwrócić swój wzrok w stronę ogniska. I choć słyszałem jego donośny głos i przepełniony radością śmiech, nie potrafiłem cieszyć się jego dobrym nastrojem, kiedy wówczas ja siedziałem sam na tej obdrapanej kanapie, mając jedynie nadzieję, że szaleństwo i smutek nie zjedzą resztek mojego rozszarpanego serca.

Sięgnąłem do kieszeni jeansowej, miejscami poprzecieranej kurtki i niepewnie wyciągnąłem z niej pogniecioną kartkę papieru. Nie wiedziałem dlaczego, ale od chwili zapisania jej, nie mogłem odstąpić jej na krok, jakby w obawie, że ktoś mógłby ją odnaleźć, leżącą samotnie w kącie pokoju. Wówczas odwiedzał mnie strach i niepokój przed pogwałceniem mojej prywatności i przeczytaniem przez tę osobę mych tajemnic, które wówczas były bardzo pilnie strzeżone. Pogładziłem ją opuszkiem kciuka, orientując się, że drżą mi dłonie. W zasadzie przestałem nawet zwracać na ten fakt uwagę, ale teraz wydawał się on aż zanadto powiązany z kartką, którą trzymałem i tym jak wielkie emocje we mnie wywołała. Bo zacząłem płakać, kiedy przeczytałem kilka pierwszych zdań, tak po prostu. To był pierwszy raz, kiedy czytałem ten list i zorientowałem się, jak bardzo zakochany byłem. Nie poznawałem również samego siebie. Miałem w sobie tyle miłości i nie wiedziałem nawet, skąd się ona we mnie znalazła. Zgniotłem kartkę, kończąc czytać ostatnie zdanie. Gdyby Jungkook zrobił to samo, najprawdopodobniej określiłby mnie jako osoba niespełna rozumu i dopiero teraz zaczynało dochodzić do mnie, jakim błędem była decyzja przekazania mu wszystkich tych sekretów w ten sposób. Co wówczas mógłbym później zrobić? Co Jungkook miałby zrobić? Również napisałby mi list, wręczył go i tak po prostu odszedł? Jak, do cholery, w ogóle wyobrażałem sobie ten marny moment? Musiałem być niezwykle zaślepiony.

A year without Rain || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz