Walentynki

4.1K 335 345
                                    

Miłość przyszła niespodziewanie. Pewnego dnia po prostu to poczułem. To było coś nowego i ekscytującego, coś tajemniczego i zakazanego. Czekałem by znów cię zobaczyć. Czekałem by znów cię usłyszeć.

Dzień zakochanych zaczął się tak jak zaplanowałem. Dokładnie o szóstej do naszego pokoju wleciało kilkadziesiąt sów. Każda niosła po trzy walentynki. Stałem przy oknie i patrzyłem jak wszystkie ptaki siadają na łóżku wokół śpiącego Remusa. Gdy jedna usiadła na nim natychmiast otworzył oczy. Wystraszył się na widok tylu ptaków naraz. Po chwili wziął koperty od sowy spoczywającej na jego brzuchu i otworzył jedną z nich.

-Kocham cię- spojrzał na mnie pytającym wzrokiem i otworzył kolejną- Ti amo- otwierał kolejne koperty i za każdym razem czytał te dwa słowa w innym języku.

-Nie ważne ile razy to powtórzę i tak zawsze będzie za mało. Chcę ci powiedzieć, że jesteś dla mnie najważniejszy. Kocham cię- pocałowałem go. Zaskoczony i wzruszony dopiero po chwili go oddał.

-To chyba najlepszy poranek jaki kiedykolwiek miałem- słyszałem bicie jego serca, idealnie zgrywało się z moim- Kocham cię- usłyszeliśmy bicie brawa.

-Kibicuję wam z całego serca, ale moglibyście przestrzegać ciszy nocnej?- odezwał się James wstając z łóżka.

-Jest ranek- poprawił go Remus. Rogacz przeszedł parę kroków i położył się na naszym łóżku.

-Brakuje ci bliskości?- spytałem przyjaciela. Wymruczał coś co brzmiało jak potwierdzenie.

-Niestety Remus nie ma ochoty na trójkąt- szatyn uderzył mnie w ramię.

-Nie zrobisz dla mnie wyjatku? Myślałem, że się przyjaźnimy- jęknął James patrząc prosząco na chłopaka. Razem z Rogaczem uwielbiamy go zawstydzać.

-A róbcie co chcecie- machnął ręką i odwrócił się na drugi bok. Zachichotałem i pogładziłem jego włosy.

-Pamiętasz nasz plan?- szepnął do mnie chłopak.

-Jasne, ale on musi się zgodzić- wskazałem na szatyna.

-Jaki plan?- podniósł się.

-Nic takiego. Pamiętasz, że dziś u Slughorna jest do wygrania amortencja?- pokiwał głową- Wygrasz dla mnie jedną butelkę? Proszę- zamrugałem kilka razy.

-Po co?- zmarszczył brwi.

-Zobaczysz- objąłem Jamesa ramieniem i razem uśmiechnęliśmy się niewinnie.

-Będzie fajnie. Wierz mi- wstał i poszedł do łazienki. Przybiłem piątkę z przyjacielem.

~~~

W lochach wszyscy zniecierpliwieni czekaliśmy na chłopaka. Gdy drzwi się otworzyły i zobaczyliśmy chłopaka z fiolką w ręce odetchneliśmy z ulgą. Bez tego eliksiru nie moglibyśmy wykonać żartu. Podał mi ją z niezadowoloną miną.

-Wiedziałem, że ci się uda. Teraz szybko na obiad i wcielamy nasz plan w życie. Glizdogonie ty masz najważniejsze zadanie- skinął głową wyraźnie zadowolony. Razem ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. Stanęliśmy przy dużych drzwiach i wrzuciliśmy do środka Peruwiański Proszek Natychmiastowej Ciemności. Peter najszybciej jak umiał wbiegł do środka aby bykonać zadanie.

-Czy on wie na co się skazuje?- zapytał Remus. Wzruszyliśmy ramionami i czekaliśmy aż proszek przestanie działać. Po chwili weszliśmy do środka i zajęliśmy stałe miejsca przy naszym stole. Dyskretnie patrzyliśmy w stronę Ślizgona, któremu Peter wlał eliksir do soku. Uniósł szklankę do ust i upił łyk. Wszyscy oprócz Remusa byliśmy podekscytowani. Czekaliśmy aż eliksir zacznie działać. Nagle Smarkerus wstał i wolnym krokiem podszedł do stołu Gryffindoru. Bez słowa usiadł obok przestraszonego i nic nierozumiejącego Petera.

-Zostaniesz moją walentynką?- spytał głośno chwytając go za rękę.

-Em.. Chłopaki czemu on taki jest?- widziałem po nim, że chce uciec jak najdalej stąd.

-Nie wiem. Przecież wiesz, że nie znam się na eliksirach- skłamałem śmiejąc się cicho.

-Może zjesz trochę?- czarnooki wziął do ręki kanapkę i wcisnął ją do ust blondyna- Pięknie dziś wyglądasz- oplułem się słysząc te słowa z jego ust.

-Dziś inaczej uczesałem włosy. Dzięki, że zauważyłeś- Ślizgon zbliżył się do Petera niebezpiecznie blisko. W ostatnim momencie opiekun domu węża zauważył co się dzieje i odciągnął chłopaka.

-Kto mu dał amortencję?- spytał surowym tonem. Nikt się nie odezwał. Wyciągnął z kieszeni szaty fiolkę i podał ją czarnowłosemu. Ten wypił ją od razu.

-Co tu się dzieje? Czemu siedzę przy tym stole?- potrząsnął głową i wrogo na nas spojrzał.

-Spokojnie Śmiecierusie. Może jeszcze raz powiedz naszemu przyjacielowi jak pięknie wygląda?- zaśmialiśmy się, a on szybko wybiegł z sali. Razem z Jamesem cieszyliśmy się z takiego obrotu spraw. Remus mruczał coś pod nosem, a Peter siedział niezwykle cicho i nie tknął dziś obiadu.

~~~

Szedłem teraz prowadzony przez mojego chłopaka. Kierowaliśmy się w stronę zakazanego lasu. Powiedział, że ma dla mnie niespodziankę. Gdy byliśmy już blisko zakrył mi oczy.

-Gdzie idziemy?- spytałem po raz kolejny.

-Nie powiem. To niespodzianka- upierał się- Poczekaj. Już możesz otworzyć oczy- zrobiłem jak mi kazał i przede mną ukazało się stado pięknych srebrnych koni- Znalazłem je kiedyś jak się tu zgubiłem. Nie wiem dlaczego, ale nie bały się mnie. Nie są takie jak opisują je w książkach- podszedł do jednego i go pogłaskał. Był to niecodzienny widok. Chwycił moją rękę k położył ją na pysku jednorożca.

-Niesamowite- tylko tyle zdołałem wydusić. Chłopak się uśmiechnął.

-Chcę ci pokazać coś jeszcze. Długo uczyłem się tego zaklęcia, a efekt mnie zaskoczył- wyciągnął różdżkę z szaty i wypowiedział zaklęcie- Expecto Patronum- z jego różdżki wyjeciał srebrno-biały obłok, który po chwili uformował się w psa.

-Wygląda jak.. ja- pies biegał wokół nas.

-Patronus może zmienić swoją formę pod wpływem silnych emocji takich jak smutek czy.. miłość- wytłumaczył mi i złapał mnie za rękę. Wiedziałem, że mnie kocha, ale taka forma pokazania tego bardzo mi się spodobała. Patrzyliśmy jak pies rozpływa się w powietrzu, a słońce chowa się za drzewa. Każda chwila spędzona z nim jest idealna.



Ten Jedyny || WolfstarNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ