Rozdział 69

1.6K 177 92
                                    

Zimny pot spłynął po skroni czerwonowłosego, gdy te słowa dotarły do jego uszu. Rozejrzał się, ale widząc, że Uchiha i Haruno, również mają poważny wyraz twarzy i nawet nie zdziwili się pytaniem, poczuł się osaczony. Nie mógł powiedzieć....przecież obiecał, a poza tym nawet gdyby nie było tutaj Akatsuki, to i tak nie chciałby tego zrobić, wydać ich? Siebie? Czuł się dziwnie zżyty z nimi mimo iż poznał ich zaledwie kilka dni temu. Nie chciał ich zawieść.

-Naruto....jeśli to trudne dla ciebie, wyjaśnienie co się dzieje, to powiedz przynajmniej kto ci pomaga-powiedział Kakashi, jednak nadal nie słysząc odpowiedzi i nie widząc nawet chęci do powiedzenia, czegokolwiek, zbliżył się do dzieciaka i odsunął mu z oczu jego grzywkę. Wzrok Namikaze był niczym u spłoszonego szczenięcia. Uciekał przed spojrzeniem drużyny jak tylko mógł, z mocno opuszczoną głową w dół.-...Młody....wiemy, że nie masz domu i ktoś ci pomaga, ale jeśli jesteś teraz w tarapatach to przecież jesteśmy twoją drużyną....pomożemy ci.

Czerwonowłosy odwrócił się do nich. On nie potrzebował pomocy, musiał sam zdecydować czego chce.

-Weź zaufaj nam-powiedziała różowowłosa lekko nadymając policzki.

Jednak tu nie chodziło o zaufanie.....tu nie chodziło o pomoc.....to miała być tylko jego decyzja....tylko jego, której nie chciał żałować. Opuścił niżej głowę i zaprzeczył głową. Nie chciał powiedzieć, bo przecież, ani jemu ani Wiosce nic nie zagrażało od strony Akatsuki. Oni po prostu chcieli go zabrać i chociaż nawet w głębi serca nie potrafił wyobrazić sobie, że są złymi ludźmi to nie mógł jednocześnie uwierzyć w słowa Obito-san. Nie wierzył, że jego mistrz porzucił go, chciał znać tą historię opowiedzianą od strony jego senseia, by pozbyć się zawahania. Może Brzask nim manipuluje? Może po prostu chcą jego chakry.....

-Naruto?-zapytał Kakashi, widząc że dzieciak o wiele bardziej zagubił się w myślach niż powinien.- Jeśli coś ci grozi, potrzebujesz dachu nad głową....proszę, jestem twoim nauczycielem i z chęcią ci pomogę. Obiecuję ci, pomogę, bo tak robią nauczyciele.

Czerwonowłosy drgnął. Nie powinien się teraz nad tym zastanawiać, a powinien wymyślić wymówkę, chociaż nie był dobrym  kłamcą, więc zaprzeczył głową jakkolwiek próbując wymigać się od pytania. Nie chciał mówić, a tym bardziej kłamać.

-Eh! Uzumaki!-warknął Uchiha i podszedł do niego bliżej.- Dzisiaj postawiłeś się Menmie, twojemu ojcu......całej kurwa Wiosce, a nie chcesz teraz naszej pomocy? Może i jesteś ninja, ale nadal jesteś dzieckiem i nie wierzę, że jakiś obcy, przyjemny cywil przyjął cię pod dach od tak, a szczególnie po plotkach, które rozsiewa ta Zaraza zwana twoim bratem.

-Naruto, jeśli ktoś ci robi...krzywdę-zaczęła Haruno, a Namikaze wrócił myślami do pierwszego spotkania sam na sam z fałszywym Mizukage i o co go osądzał. Z jednej strony nadal uważał, że był idiotą tak idąc z nieznajomym, do jego domu, ale nie mógł sobie wyobrazić.....nie, raczej nie chciał....

Szybko przerwał dziewczynie lekko spanikowany.

-N-nie....nic nie jest źle-mruknął nie wiedząc jak się lepiej odezwać w obronie posiadacza Rinnegana.

-Na....-zaczął uspokajającym tonem Hatake, ale dzieciak nie dał sobie nic powiedzieć, znowu zaprzeczył głową, nadal nie patrząc w oczy towarzyszom. Szarowłosy westchnął.- To pozwól nam przynajmniej cię odprowadzić, byśmy wiedzieli, gdzie cię szukać-powiedział czując, jakby tracił grunt pod nogami. W jego głowie ta rozmowa miała wyglądać inaczej, chciał powiedzieć o wiele więcej, ale teraz wszystkie słowa wyleciały mu z głowy, a upartość dzieciaka ścinała go z nóg. Nie wiedział co robić, jak lepiej powiedzieć, przekonać chłopaka, że może im zaufać.

Chłopiec znowu zaprzeczył. Odwrócił się do nich bokiem bojąc się spojrzeć im w twarz. Czuł się tak jakby zdradzał kraj z organizacją terrorystyczną, potwornie winny. 

-Uhg!-warknął Sasuke.- Dość! Naprawdę mam dość niańczenia cię, potrafisz już o siebie zadbać, to radź sobie sam!-Uchiha odszedł naburmuszony.

-Sasuke-kun...?-jęknęła cicho Haruno, by zaraz pobiec za swoim obiektem westchnień.

-Ej! Ej!-chciał go upomnieć Kakashi, ale dwójka geninów już zniknęła z balkonu. Hatake odwrócił wzrok od pustej przestrzeni i spojrzał z powrotem na Uzumakiego, który wyglądał jakby w ogóle nie ruszyły go słowa czarnowłosego.-Pójdę za nimi-mruknął mistrz i zostawił chłopca, jakby mogło się wydawać samego, ale....szarowłosy wiedział, że tak nie jest, chociaż chciał by dzieciak tak myślał.

Dzisiejsze przedstawienie otworzyło oczy wielu osobom. Wiedzieli, że muszą reagować szybko.

Głowy klanów oraz sanin, siedzieli w specjalnie przygotowanym pokoju do narad. Przed nimi rozciągała się ogromna kula, która wyświetlała obraz najstarszego syna Hokage stojącego samotnie na balkonie widokowym.

-Skoro Kakashi nie podołał, to czas zabrać się za to poważniej-mruknął Shikaku.- Orochimaru-sama...czy mógłbym pana prosić?-zapytał się z grzeczności.

-Nie ma potrzeby prosić-odpowiedział mężczyzna.- Moje węże już stoją na straży....tak samo kilka jest rozsianych po Wiosce.

Nara kiwnął głową i spojrzał na głowę klanu wachlarzy. 

-Co z Shisuim i Itachim?

Ojciec jednego z najlepszych użytkowników sharingana w historii, zamachnął dłonią nad kulą. Obraz zmienił się ukazując wymienioną dwójkę shinobi na budynkach niedaleko platformy widokowej, oboje uważnie patrzyli na trzynastolatka nie spuszczając go z oczu. 

Wszyscy kiwnęli głowami i czekali w ciszy. Ani trochę nie wierzyli, że przez zdenerwowanie Naruto posiadał tą bliznę, byli wręcz pewni, że jest to wynik jakiejś narzuconej na niego techniki. Dzieciak bał się o czymś im powiedzieć, nie ufał im...może ktoś mu mieszał w głowie? A jego znikanie jeszcze bardziej wzmagało ich niepokój. Czekając tak w głuchym pokoju, Hiashi odezwał się chcąc otrzymać więcej informacji.

-Co z Kushiną?-Hyuuga kątem oka obserwując obraz na kuli, który z powrotem zmienił się na czerwonowłosego chłopca, zadał pytanie.

-Kyuubi leży przyciśnięty jej Kongo Fusa, jak na razie wszystko jest stabilne, ale jeśli demon ponownie wpadnie w taki szał, to nie powstrzymamy go. Pieczęć jest porządnie nadszarpnięta, a nie możemy ryzykować, że lis ucieknie przy odblokowywaniu tej i nakładaniu następnej.

-Więc na razie trzymacie go od tak na uwięzi?-zapytał się przywódca klanu Aburame.

-Niestety. Wysłaliśmy list z prośbą o posiłki do Skały, to oni mają najlepszą grupę pieczętującą, a pokój z tym krajem w końcu się opłaci.

- A co z Minato?-zapytał się Uchiha krzyżując ręce na piersi.

-To....bardziej skomplikowane niż na początku sądziłem...

***

Minato wpadł do szpitala wraz ze swoimi dwiema córkami. Najpierw chciał odwiedzić syna, który został od razu przetransportowany tutaj, ale zaraz po zakończeniu egzaminu, ANBU doniosło mu o stanie jego małżonki, więc czym prędzej skierował się do jej sali, gdzie ujrzał skrytobójcę trzymającego pieczęć oraz trzech saninów, którzy starali się pomagać jak tylko mogli.

Hokage odsunął siłą zamaskowanego i sam położył dłonie na pieczęci znajdującej się na brzuchu Kushiny. Pot zaczął występować mu na czole Jirayia dołączył do niego i zaczął pomagać w pieczętowaniu. 

Orochimaru stał z boku. Wolał nie ingerować w to. Miał własne sposoby na pieczętowanie, które zupełnie nie współgrały ze stylami Hokage oraz starego przyjaciela.

Czas mijał, a czekanie go nużyło. Widział poprawę u kobiety, która teraz już nie wymiotowała żółcią i krwią, a leżała spokojnie starając się panować nad niebezpiecznym monstrum czyhającym w jej wnętrzu.

Wężowy sanin podszedł do wykończonych mężczyzn, którzy w końcu odsunęli dłonie od jej łona. Wtem coś mignęło mu przed oczami. Jakby oparzony spojrzał na na kark Hokage, a krew zawrzała w nim. Orochimaru złapał mężczyznę za haori i odrzucił go do tyłu.

-Co to ma znaczyć?-słowa niczym jad opuściły jego usta. Nie był w stanie zapanować nad gniewem.

Zatraceni |Naruto|Where stories live. Discover now