3

19 1 0
                                    

Oznaczało to, że ktoś albo wcisnął guzik w windzie z moim piętrem, albo co gorsza... jest już na piętrze.

Wbiegłam do sypialni i zaczęłam wyjmować broń z poukrywanych w łóżku szufladach. W szafkach była tylko broń krótka i magazynki, więc wzięłam w dłonie dwa pistolety a magazynki schowałam do kieszeni spodenek. Oba były naładowane więc odbezpieczyłam je i ruszałam do drzwi wyjściowych z mieszkania.

Powoli skradałam się obserwując otoczenia, gdy upewniłem się, że nikogo nie ma w mieszkaniu podbiegłam do najbliższego tabletu na ścianie i przeciągnęłam palcem po ekranie uruchamiając alarm w pokoju ochroniarzy.

Podeszłam do drzwi i otworzyłam je powoli, i cicho.

Wystawiłam głowę i rozejrzałam się po korytarzu. Nagle jedna kula przeleciała milimetry od mojej głowy trafiając w ścianę.

-Nie trafiłeś! - krzyknęłam ujawniając całe swoje ciało na celowniku nieznajomego.

Zaczęłam strzelać w miejsca gdzie powinien ukryć się zamachowca. Bo tak można go było nazwać, wtargnął na mój teren i strzela do mnie. Uznajmy to za zamach.

Jedna z kul przeszyła na wylot moje lewe ramie przez co pistolet wypadł mi z dłoni.

-No dalej! jeszcze trochę! - krzyknęłam zapędzając go w moją ukochaną pułapkę zwaną „zabójstwo przeciwnika". Nazwa definiuje to co zaraz zrobię... jeszcze chwila.

Nieznajomy wyszedł zza jednej ścian w którą strzelałam. Stanął na środku korytarza i lekko przekręcił w prawo głowę. Był ubrany w czarną przylegającą bluzę z kapturem, który założony był na głowie Miał na szyi zawieszony karabin jeden z droższych, nie był mój. Ja swoje znakuje na szyjkach.

-Boom - szepnęłam i strzeliłam nieznajomemu w brzuch.

Jeden strzał.

Drugi.

Trzeci.

Co jest kurwa? Jakby jeszcze ktoś się nie zorientował to właśnie zabrakło amunicji a ja czuję się coraz gorzej bo jak można się domyślić krew leje mi się z ramienia.

-Boom. - teraz to on szepnął ale na tyle głośno bym mogła go usłyszeć. Wyciągnął inną broń zza pasa i strzelił mi w nogę, strzałka usypiająca. Wyciągnęłam ją z nogi i ostatni raz patrząc na ledwo przytomnego mężczyznę bo miał za gruby głos jak na kobietę, zemdlałam.

&&

-Aalija Clive, 8 styczeń 1998. Jestem jej znajomym... Tak... Nie. - usłyszałam kawałek rozmowy i udało mi się otworzyć oczy.

Byłam w szpitalu. Był ze mną szef ochrony Mikael Robertson.

-Co się dzieje? - zapytałam zachrypniętym głosem przekręcając głowę w stronę mężczyzny.

-Była strzelanina u ciebie na piętrze. Dostałaś w ramię i strzałkę usypiającą. - powiedział i zaczął pokazywać coś dłońmi do osób obok.

-Uciekł? - zapytałam jeszcze ciszej niż przed tem.

-Złapiemy go, nie martw się. - odpowiedział twardo patrząc mi w oczy.

Lekko się podniosłam by jak najszybciej opuścić teren szpitala, lecz nie było mi to dane bo Mikael od razu zaczął gadać o tym, że mam odpoczywać.

&&

-Mike? - zapytałam gdy tylko łóżko ze mną przekroczyło szpitalną salę - Jak to się stało? - dokończyłam gdy pielęgniarka opuściła salę.

We Are Forever | Dylan O'brienDonde viven las historias. Descúbrelo ahora