XXVII. "Jesteś już dużą dziewczynką"

4K 174 16
                                    

Lucy wpatrywała się w nas z niedowierzaniem. Ugh, no tak. Przecież w jej oczach byłam dziewczyną Caluma. Sytuacja była bardzo żenująca. Miałam ochotę uciec stamtąd z krzykiem.

-Uczyłem Isis tańczyć- oznajmił Ash tonem mówiącym, że to nie jej sprawa co robiliśmy.

Zmarszczyłam brwi. Nie Isis, tylko Leah, poprawiłam go w myślach. Ash chyba sam zauważył, że strzelił gafę, więc spróbował jeszcze jakoś z tego wybrnąć.

-To znaczy Leah- zaśmiał się nerwowo- tak czasami ją nazywam.

Kopnęłam się w myślach w twarz. Pogrążaliśmy się jeszcze bardziej.

-Jasne. Nie moja sprawa przecież- odparła zdezorientowana Lucy.

Uśmiechała się, ale w jej uśmiechu nie było sympatii tak jak wcześniej. Nie podobało mi się, w jakiej sytuacji się znaleźliśmy.

-Mamy jeszcze kilka sklepów do zobaczenia, więc lepiej chodźmy- zaproponowała, chcąc przerwać tę dziwną atmosferę.

Przytaknęliśmy z Ashem na jej propozycję i zebraliśmy się do wyjścia. Czułam, że mogła z tego wyniknąć gówno burza.

Trzy godziny potem mieliśmy już wszystko. Nie wiem ile butów zostało mi kupione, tak samo jak bransoletek, sukienek, torebek i spinek, ale wiedziałam, że Ash zostawił tu fortunę. Czułam się z tym strasznie źle. Nie wiedziałam, co miałabym powiedzieć, dlatego postanowiłam to przemilczeć.

Przy wyjściu pożegnaliśmy się z Lucy, która od sytuacji z przymierzalnią stała się bardzo wrogo do mnie nastawiona, choć próbowała tego nie okazywać. Miła czy nie, była bardzo skuteczna, bo w ubraniach, które mi doradziła, wyglądałam na zupełnie inną osobę. Kiedy ze względu na gips nie mogłam sobie z czymś poradzić, służyła mi pomocą, mimo że robiła to z przymusu.

-Jesteś głodna, rybeńko?- zapytał Ash, kiedy kierowaliśmy się do wyjścia z galerii.

Czułam się nieswojo, kiedy zostaliśmy sami. Nie wiedziałam, jak mam się zachowywać po tym wszystkim, ale kiedy spojrzałam na niego, widziałam, że on nie wziął tego do siebie tak jak ja.

-Isis, odpowiesz mi?- ponowił pytanie, irytując się, że go zlałam.

-Nie jestem- westchnęłam.

Jak na zawołanie, zaczęło mi burczeć w brzuchu. O nie. Co za przypał.

-Zatrzymaj się- rozkazał.

Zrobiłam, jak kazał i spojrzałam na niego.

-Dlaczego kłamiesz?- zapytał podejrzliwie.

-Już nie będę- odparłem ze skruchą.

-Nie o to pytałem. Dlaczego mnie okłamałaś?- ponowił pytanie, a ja poczułam, jak przeszedł mnie dreszcz na jego ton.

Co miałam odpowiedzieć? Sama nie wiedziałam, czemu go okłamałam. Ash nie potrzebował mnie pytać jeszcze raz, żeby wiedzieć, że moje kłamstwo nie miało żadnego uzasadnienia.

-Chciałem być dla ciebie miły- zaczął- chciałem dać ci normalny dom. A ty mnie okłamujesz?- zapytał, wyraźnie urażony tą sytuacją.

-Przepraszam- odparłam. To jedyne, co mogłam teraz powiedzieć. Nie rozumiałam też, dlaczego aż tak to go dotknęło.

-Nie rozumiem twojego zachowania. Masz tu wszystko. Po co jeszcze się stawiasz?- oznajmił z niedowierzaniem.

Prychnęłam. Zastanawiałam się, czy on mówił tak na poważnie, czy tylko żartował.

-Porwaliście mnie. Odebraliście mi wolność. Biliście mnie. Mam wam dziękować?- krzyczałam.

Czułam, że przeginam, ale nie mogłam przestać. Zirytowała mnie ta sytuacja i to, co do mnie mówił.

Nie obchodziło mnie, że byliśmy na parkingu i że ktoś mógł nas usłyszeć. Zdenerwował mnie niemiłosiernie.

-Jeszcze do ciebie nie dociera, że wyrwaliśmy cię z gówna?!- teraz to on krzyczał- który porywacz kupuje markowe ubrania dla porwanej?! Który porywacz daje jej własny pokój, kosmetyki i tyle wolności?! Żaden! Masz u nas dobrze!- wykrzykiwał, a ja czułam, jak łzy napływają mi do oczu.

-Chcę do domu... do Kanady- wyszeptałam.

-Do czego? Do tego dna? Do matki dziwki i ojca menela?! On nawet nie jest twoim biologicznym ojcem! Zastanów się, co mówisz.

Nie mogłam się powstrzymać od płaczu. On nie mówił na poważnie... na pewno nie. Czy moja mama mogła być prostytutką? To by tłumaczyło, dlaczego tak mnie traktowała... mimo wszystko, nie chciałam w to wierzyć.

-Pogódź się z tym. Jesteś już dużą dziewczynką- odparł beznamiętnie.

Nie rozumiałam, dlaczego tak nagle zmienił ton. Bolało mnie to, co do mnie mówił i nie wiedziałam, czemu specjalnie sprawia mi przykrość.

-Jedziemy na jedzenie- zdecydował, a potem otworzył mi drzwi i dał znać, że mam wejść- korzystaj z tego, że daję ci wybór. Następnym razem możesz nie mieć już takiego szczęścia- skończył, a potem zamknął drzwi i obszedł samochód. Usiadł na miejscu kierowcy, włączył głośno radio i ruszył z piskiem opon.

Westchnęłam w myślach. Będzie tak jak z Calumem. Najpierw da mi poczucie wolności, a potem brutalnie przypomni, że jestem tu nikim.

~*~

Pov. Ash

Teraz

Chodziłem z nią pół dnia po tej jebanej galerii. Oceniałem, pomagałem, doradzałem. Miałem przeogromną nadzieję, że będzie już normalnie. Że Isis przywyknie do rzeczywistości, że okaże trochę wdzięczności za to, co dla niej robimy. Może i zabraliśmy jej wolność, ale chcieliśmy jej ją zwrócić. Dostałaby ją, gdyby nie to, że nie dawała sobie zaufać. Mogłaby robić co chce, a do tego nie żyłaby już w takiej nędzy.

Ale ona musiała być mądrzejsza. Płakała za tym domem, jakby to było nie wiadomo co. Nie miała tam żadnej przyszłości, normalności. Nikt jej tam nie chciał i nie potrzebował. Dobrze wiedziałem, że jej matka była teraz szczęśliwa, a ojciec już jej nie pamiętał, bo codziennie chlał litrami. Nie miałem serca jej tego powiedzieć, ale o pewnych sprawach musiała się dowiedzieć. Miałem ją tylko przekonać, że tu nikt już nie chce jej krzywdy. Że ona pomoże Calumowi, a on da jej co będzie chciała. Prawie ją miałem. Prawie.

Umówiłem się z Calumem, że zadbamy nawet o jej edukację. Chcieliśmy zatrudnić dla niej prywatnego nauczyciela, zapisać na zajęcia z gry na instrumencie. Planowaliśmy jej osiemnaste urodziny.

A teraz? Musieliśmy chyba wrócić do zakluczonych drzwi, krat w oknach i chipów. Swoją drogą, dobrze, że nie zdążyliśmy się ich pozbyć. Młoda musiała chyba sobie przemyśleć kilka spraw. Kiedy Calum mówił mi, że jest specyficzna, że do niej trzeba mieć cierpliwość, śmiałem mu się w twarz. Dopiero zaczęło do mnie docierać, jak ciężki ma charakter. Mimo wszystko miała w sobie coś, co sprawiało, że chciało się z nią przebywać.

Zamierzałem ją zdyscyplinować. Nie krzykiem, nie przemocą, ale musiała znać swoje miejsce w szeregu.

Zabrałem ją na obiad, podałem tabletkę i upewniłem się, że nic ją nie boli.

I to by było na tyle z mojej troski. Daliśmy jej poczucie, że może sobie z nami pogrywać, że nie musi się nas bać, że może nam pyskować. Zamierzałem to prędko zmienić, szczególnie że pojutrze miała poznać rodzinę Caluma.

~*~

Kochani Moi,

mam nadzieję, że nie jesteście na mnie źli za ten mały konflikt. Nie może być przecież tak kolorowo.

Z tego co widziałam, macie przeczucie, że coś się wydarzy na tym spotkaniu. Mam nadzieję, że Was zaskoczę.

I Pamiętajcie- GWIAZDKUJESZ= MOTYWUJESZ!

Całuję :*

Secuestro. PorwanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz