XXXIX. "To koniec"

3.5K 174 20
                                    

Klaskanie. Westchnienia. Brawa.

Dookoła dużo się działo, ale ja nie byłam w stanie tego dostrzec. Stan, który mnie ogarniał, przyćmił każde inne uczucie. Nie reagowałam już na żadne bodźce. Czułam się jak w transie, z którego nie mogłam się wyrwać. Wcale nie chciałam.

Na początku z wrażenia nie odwzajemniłam pocałunku. Nie wiem, czy się nie spodziewałam. Skrycie bardzo tego chciałam, ale bałam się konsekwencji. Kiedy do mnie dotarło, co się dzieje, zareagowałam. Nie wiem ile czasu się całowaliśmy, ale były to najlepsze minuty mojego życia.

Musieliśmy się od siebie oderwać, bo brakowało nam tlenu. Od razu odwróciłam wzrok, bo byłam zawstydzona tym, co się przed chwilą stało. Calum uśmiechał się do mnie, ale ja nie mogłam opanować czerwonych policzków i szybko bijącego serca. Zauważyłam, że ludzie wcale nie zwracali uwagi na nas- klaskali na zakończony utwór i świetną zabawę. Łzy wzruszenia mieszały się z uśmiechami wdzięczności, sprawiając, że wszystkim wilgotniały oczy. W każdej parze było tyle miłości, ciepła i wspólnego dobra, że zaczynałam im zazdrościć. Każdy chciałby znaleźć osobę, z którą mógłby przeżyć najwspanialsze chwile swojego życia. Nawet ja.

-Chodź kochanie, tu jest strasznie gorąco- silne ramię Caluma owinęło mnie w pasie, zmuszając do zrobienia kroku. Nie wiem czy byłabym w stanie się ruszyć, gdyby mi w tym nie pomógł. Nim zdążyłam się obejrzeć, znów zostaliśmy otoczeni rodziną.

-To był piękny taniec- Elizabeth klasnęła w dłonie z radości, a Daniel posłał nam spojrzenie pełne uznania- jesteście wspaniali! Tacy młodzi, piękni, zakochani!

Sama nie wiem co teraz myślałam, ale czułam euforię. Cały czas żyłam tym pocałunkiem i nawet przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że Calum mógł tylko udawać. Widziałam go, patrzyłam w jego oczy i dotykałam jego dłoni. Czułam dziecięcą szczerość, a autentyczność jego uczuć była nie do podważenia.

Zaczynałam bać się tej namiętności, czułam, że jest zakazana. Odnosiłam wrażenie, że popełniłam grzech. Bałam się, że będzie przez to ciążyć na mnie jakaś klątwa. Mimo to, im bardziej sądziłam, że nie powinnam, tym bardziej tego chciałam.

Musiałam to w końcu przyznać przed samą sobą. Calum nie był mi obojętny. Darzyłam go jakimś nienazwanym uczuciem, które przemawiało przeze mnie tak głośno, że powoli traciłam świadomość tego, co jest dobre, a co złe.

-Leah, czy ty aby na pewno czujesz się zdrowo?

Chwilę zajęło mi zrozumienie, że matka Caluma pyta o moje samopoczucie. Uśmiechnęłam się do niej słabo, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że nie mam się zbyt dobrze. Poprosiła Caluma, aby wyszedł ze mną na dwór. Jej zdaniem potrzebowałam się przewietrzyć. Moim, musiałam zrobić sobie przerwę od Niego. Mieszał mi w głowie.

-Julie, czy coś się stało?

Stanął przede mną, jakby chciał mi powiedzieć "nie masz drogi ucieczki, więc mów, albo sam się dowiem". Westchnęłam, mając nadzieję, że odpuści, ale on wcale nie miał takiego zamiaru.

-Wiesz...- zaczęłam niepewnie, skubiąc wystającą z torebki nitkę.

-Jestem facetem. Jak nie powiesz wprost, to się nie domyślę- zażartował, chcąc rozluźnić atmosferę. Położył dłoń na moim ramieniu, chcąc dodać mi otuchy, a ja poczułam szybsze bicie serca. To zaskakujące, jak niewiele potrzebowałam, żeby osiągnąć taki stan.

-Nie wiem, czy to co robiliśmy było, no wiesz...- zawahałam się, nie mogąc zmusić się do stania nieruchomo i patrzenia w jego stronę.

-W porządku?- dokończył za mnie.

-Jesteś z Laurą, porwałeś mnie. My nie powinniśmy...- próbowałam mu wytłumaczyć, ale uznał to chyba za zbędne.

Wziął w dłonie moje ręce i zmusił do patrzenia mu prosto w oczy. Często tak robił, a ja nie potrafiłam tego znieść. Czułam się postawiona pod ścianą, bez drogi ucieczki.

-Dalej uważasz, że jesteś tu wbrew własnej woli?- zapytał, patrząc na mnie tak, jakbym sprawiła mu przykrość.

-No...- zastanowiłam się- nie. Chyba nie- odparłam po namyśle.

-Jeśli nie chciałaś mi towarzyszyć, mogłaś odmówić- westchnął- nie wziąłbym cię tu na siłę. Myślałem, że chcesz.

-Chciałam- wyznałam od razu, zmuszona wyrzutami sumienia.

-To czemu uważasz, że jesteś porwana?- zmarszczył brwi- byłaś. Byłaś porwana. Teraz to tylko twój wybór.

-Naprawdę?- poczułam przypływ nadziei, kiedy to powiedział.

-Tak. Mam nadzieję, że teraz nie uciekniesz.

-Chciałam wrócić do domu- oznajmiłam z żalem.

-Julie, do czego?- zapytał nie dowierzając- przecież ty tam nie masz nic. Przyjaciół, rodziny, przyszłości. Naprawdę chciałabyś zostawić to, co tu masz i po prostu odejść?

Ta jego wypowiedź zmusiła mnie do refleksji. Może i miał rację, ale nie chciałam podejmować żadnych radykalnych kroków. Jedna decyzja mogła mnie wiele kosztować.

-Wyjmiesz mi chipy, skoro jestem wolna?- zagaiłam, choć byłam pewna, że odpowie przecząco.

-Wyjmę- obiecał, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Czułam, że mogę go ustawić pod siebie.

-A co z Laurą?- spytałam, kiedy przypomniało mi się, że zawsze jak jest dobrze, to musi się znaleźć coś, co to popsuje.

-Nic. Nie jesteśmy już razem, wyprowadziła się. To koniec- przyznał z dumą, a ja, choć bardzo chciałam, nie mogłam w to stuprocentowo uwierzyć.

~*~

Kochani Moi,

rozdział trochę taki o niczym, ale bardzo się starałam. Zastanawiam się, czemu od jakiegoś tygodnia nie mam żadnych nowych czytelników? Ten, kto mi takiego znajdzie, dostanie ode mnie dedykację na rozdział 40. ^.^

Też odnosicie wrażenie, że to spotkanie trwa już z miesiąc? Jeszcze jeden rozdział i kończymy ten wątek, bo robi się nudno.

Rozdziału nie będzie 31.08, bo wyjechałam i nie będę w stanie nic napisać. Wybaczcie.

Pamiętajcie- GWIAZDKUJESZ= MOTYWUJESZ!

Całuję :*

Secuestro. PorwanaWhere stories live. Discover now