5, Tunele

46 5 0
                                    

Kiedy myślałam, że zaczynam tracić przytomność, coś chwyciło mnie za barki i wyciągnęło na brzeg.

Był to brzeg innego miasta, miasta ukrytego pod świątynią. 

Kiedy wyrzucono mnie na suchy ląd, zaczęłam kaszleć jak opętana. Kształty i twarze przez chwilę tańczyły, spowite mgiełką. Musiałam na chwilę zamknąć oczy, zanim wstałam o własnych siłach.

Flawian rozmawiał z człowiekiem o zielonej skórze i dużych uszach. Nosił on na sobie coś w rodzaju grubej tuniki, korona z gałęzi była wręcz przygwożdżona do jego czoła, zupełnie jakby była częścią jego ciała. Oczy miał wielkie, spokojne, mądre. Dostałam ciarek, gdy na mnie spojrzał.

Jednak ani Flawian, ani on nie odezwali się do mnie. Oboje rozmawiali przyciszonymi głosami w takiej odległości, że nic nie mogłam usłyszeć. Rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się w ogromnej sali. Była cztery ... pięć razy większa od Domu Muzyki i Tańca, gdzie raz byłam na balecie. I na pewno nie była to jedyna sala znajdująca się w podziemiach. Jej dużą część stanowiło jezioro, teraz kompletnie zamarznięte - zobaczyłam wyłupaną przeręblę, którą wydostaliśmy się na powierzchnię. 

Wysokie sklepienie podtrzymywały zielone kolumny, smukłe i oplecione bluszczem. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to drzewa! Z ich gałęzi zwisały kwiaty wielkością i kształtem przypominające dynie, w których mieszkały świetliki - to one były jedynym źródłem światła. 

Z domków przy brzegu, których ściany całkowicie pokryte były mchem, zaczęli wychodzić ludzie. Właściwie ... nie wiedziałam, czy to ludzie. Podobni byli do tego, z którym rozmawiał Flawian - mieli zieloną skórę i duże, złociste oczy. Któryś z nich podszedł wystarczająco blisko, żeby wyciągnąć rękę i dotknąć mojego policzka. I zrobił to! Jego palce były bardzo długie i zielone, chociaż wewnętrzna część jego dłoni była taka sama jak moja!

- Nie waż się jej dotykać! - Flawian natychmiast pojawił się przy mnie. - Nawet nie wiesz, przed kim stoisz.

 - Więc wyjaw nam - odezwały się głosy z tłumu zebranego nad brzegiem. Zerknęłam na ich przewodnika z koroną na głowie. Patrzył na mnie, marszcząc niemal niewidoczne brwi. 

- To nasza królowa. - odrzekł Flawian donośnie - Córka Edriana i Zorzy, światło naszych ciemnych dni i świt, który przyszedł, żeby pokonać ciemność.

- Co ty mówisz?! - syknęłam - moi rodzice wcale się tak nie nazywają.

Flawian spojrzał na mnie gniewnie, a człowiek w koronie zaśmiał się.

- No proszę, ostatni raz, kiedy przyprowadziłeś tu dziewczynę podobną do niej byłeś pewny, że to O  N  A  jest wybranką królów! Gdyby następczyń tronu było tyle, ile przeszło z tobą przez to jezioro już dawno bylibyśmy wolni! 

- Lepiej zważ co mówisz, Argo, ty szczurzy pomiocie! - warknął na to Flawian, dobywając miecza. Przez zebranych przeszedł szmer oburzenia - oni też gotowi byli się bronić. Argo tylko uśmiechnął się i odtrącił palcem ostrze miecza, które Flawian przystawił mu do gardła. 

- Tunele nie znają już królów - odparł spokojnie i spojrzał na mnie. - Jeśli istniał kiedyś ktoś, kto mógł nimi rządzić, uciekł jak ostatni pies, do świata ludzi i słuch o nim zaginął. Historia nie zapomni tego tchórzostwa, w przeciwieństwie do Skrzatów znad jeziora. Mamy tutaj swoje prawa, jest tu tyle samo światła, co ciemności. Jeśli przyjcie tu Konrad, żeby rządzić - zabiję go. Jeśli przyjdzie ktokolwiek inny - również go zabiję. Bez względu na to, czy będzie oferował nam wolność i pokój, czy nie. Całe szczęście ta twoje dziewuszka wcale nie wydaje się wielkim zagrożeniem - prychnął, obchodząc mnie jak wilk - nie widzę z nią armii, strzelców i koni, chyba że ty jesteś jej jedynym strażnikiem.

- Jestem wierny koronie. - wycedził Flawian przez zęby. 

- Wierzysz w to, w co chcesz wierzyć. Twoja obsesja na punkcie zaginionej królowej przerasta zdrowy rozsądek, i gdyby twój ojciec żył, powiedziałby to samo. Wierzysz w coś, co nie jest prawdziwe, Flawianie. W wizję przyszłości, która nigdy nie nadejdzie, a legendy o tym nadejściu - są tylko legendami. Dorośnij, synu. Dorośnij, zanim zabije cię Konrad, albo, co gorsza - rzeczywistość. 

Po tych słowach Argo odwrócił się i zaczął odchodzić. Zobaczyłam, że korzenie jego skrzaciej korony splatają się z włosami i poruszają jak żywe, brązowe węże. Zebrani zaczęli rozchodzić się, a gdy ich przywódca był na schodach do najlepiej oświetlonego domu, wbudowanego w jedną z kolumn - drzew, odwrócił się i rzekł:

- Możecie tu zostać przez tą noc. O brzasku odejdźcie i nie kłopoczcie nas więcej. Oboje.

Chciałam już urządzić awanturę Flawianowi, chcąc, żeby wytłumaczył mi co właściwie mówił Argo o tych innych dziewczynach, które zostały tu ściągnięte ponieważ wydawało mu się, że są królowymi, ale nie zdążyłam. Poczułam czyjąś dłoń ciągnącą mnie za rękaw. Był do niski skrzat o wielkiej, siwej czuprynie, zgarbiony i stary.

- Masz wiele obrażeń na twarzy, panienko, zapraszam za mną. - zerknęłam na Flawiana, ale on tylko kiwnął głową. 

W jednym z tych niskich, oblepionych mchem domków, oświetlanych dyniami zawieszonymi wbudowanymi w ściany dostałam ciepłego, herbato-podobnego wywaru i staruszek opatrzył moje rany. Siedziałam na stołku, a on stał przede mną krzywiąc się i przemywając je kawałkiem białej szmaty.

- Mogą zostać blizny? - zmartwiłam się.

- Małe i niewidoczne. - pocieszył mnie z uśmiechem. - To cud, że uszłaś cało przed krukami.

- Kim one są ? Czym są? Dlaczego pełno ich w tej katedrze, przecież wygląda na ważne miejsce dla ludzi z wioski? O ile mieszkają tam ludzie...

- Tak, mieszkają. - starzec zanurzył chustę raz jeszcze w wodzie czerwonej od mojej krwi i nagle jego uśmiech zbladł. - To oczy i uszy Konrada. Katedra to ich główna kwatera, ich gniazdo, ta wychowują młode. Nie mamy już gdzie się modlić. Katedrę wniosła dawna królowa, Zorza. Konrad wiedział, że przez podeptanie naszego szacunku do starych władców może zabić też wiarę w ich powrót. 

- Kim jest Konrad?

- To nowy król ... co ja mówię, nowy ... od prawie siedemnastu lat siedzi na tronie jak smok, jak jaszczur. Zamknął się w zamku na szczycie Szklanej Góry i stamtąd steruje wszystkim. Jego uszy są wszędzie, jego oko widzi wszystko ... Poza tunelami. - uspokoił mnie szybko. - Ktokolwiek wierzył jeszcze w powrót małej królowej, schronił się do podziemi. Ale to niewiele pomogło. Ogniem i wodą wypędzał skrzaty, elfy, czarownice i karły, aż uchowało się tylko nasze miasto. Nie istnieje już nikt, kto może się mu sprzeciwić.

- Jak...jak objął władzę? Przecież to tyran, kto dopuścił go na tron! - najwyraźniej ludzie stąd nie znali demokracji; z uśmiechem przypomniałam sobie, że tam, gdzie ja się wychowywałam ludzie mogli wyjść na ulicę, żeby domagać się odwołania jakiegoś burmistrza, czy wójta, który za kradzione pieniądze kupił sobie auto czy coś innego.

- To...to bardzo smutna i długa historia. - powiedział skrzat, głaszcząc mnie po dłoni. - Lepiej, żebyś odpoczęła...

- Nie! - zaprotestowałam - Nie chcę odpocząć, chcę poznać historię ... proszę.

Pokiwał więc głową. Zapalił fajkę i rozsiadł się w fotelu naprzeciwko, gotowy do opowieści. 

BrzaskNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ