8, Na szlaku centaurów

38 5 0
                                    

Kiedy wyruszaliśmy, nie umiałam rozpoznać - czy to dzień, czy noc, bo lampiony w koronach drzew świeciły tak intensywnie jak wczoraj wieczorem, gdy przybyliśmy do Tuneli, jednak musiałam wierzyć Flawianowi, który oznajmił, że czas na nas. Zjadłam śniadanie z Wierzbą i pewnie Flawian także zadbał o pełny żołądek. Zabraliśmy ze sobą prowiant, ale nie byłam pewna na ile dni nam go starczy.

Wsiedliśmy do czółna i zaczęliśmy cicho wiosłować. Jezioro było wolne od lodu, ale gdzie nie gdzie widać było samotne kry. Skrzatka płynęła z nami w szarym kapturze nasuniętym na twarz, który zdjęła dopiero, gdy pożegnaliśmy tunele i wypłynęliśmy na rzekę. Jej koryto zaprowadziło nas na otwartą przestrzeń. Po dwóch stronach doliny zielenił się las, a nad nim wznosiło szare niebo, które wyglądało  jakby zasłonięte burzowymi chmurami.

- Tak właśnie wygląda dzień tutaj. - skomentował Flawian - Nie widzieliśmy słońca od siedemnastu lat. 

- Pamiętasz słońce?- zapytała cicho Wierzba, wstydząc się zerknąć na niego. Mały kruk, który wczoraj wykluł się z jaja siedział na jej kolanach, a ta głaskała go przez skórzane rękawiczki. Pewnie sprawiła je sobie tylko do tej wyjątkowej czynności – głaskania przyszłej maszyny do zabijania.

- Kiedy byłem mały. Pamiętam, jak oglądałem wschody i zachody z moim ojcem na zamkowym tarasie.

Zanim zdążyłam zapytać co on robił na zamkowym tarasie, Wierzba westchnęła, rozmarzona.

- To musiał być piękny widok...

- Rzeczywiście, codziennie mam nadzieję znowu go zobaczyć.

"Nie, tego za wiele" pomyślałam " Flirtujący towarzysze podróży są jeszcze gorsi od lodowych ptaków! Boże, to tak, jakby być piątym kołem u wozu na randce koleżanki!" 

Zacisnęłam zęby i wiosłowałam dalej. 

W końcu wyszliśmy z łodzi, wzięliśmy broń i prowiant, zapakowane w szare chusty i pozwoliliśmy odpłynąć naszemu środkowi transportu dalej, bez załogi. podczas wspinaczki na wzgórza, porośnięte sadem jabłoni, zapytałam :

- Dobrze, wiem, że pytanie będzie głupie, ale ktoś musi je zadać, a ponieważ jestem w tym świecie od niespełna trzydziestu godzin, będę to ja - czy mamy jakiś plan? 

- Cóż ... musimy się dostać na szklaną górę - odpowiedział Flawian. - znaleźć Konrada. I Królowa użyje mocy, która jest w stanie pokonać całą armię aniołów, jak w legendzie.

- Że ... co, przepraszam ?! 

- Taki jest plan.

- To nie jest plan! To nawet nie jest zarys planu, to są brednie szaleńca, który nic nie wie o taktyce, ani... ani... czy właśnie powiedziałeś, że zamierzasz mnie postawić przed armią aniołów, licząc, że mam MOC, która je pokona?

- Więc...nie masz? 

- Przepraszam, to TY nazwałeś mnie królową, ja o ten tytuł nie prosiłam! - wyrzuciłam ręce w górę, prosząc o jakąś pomoc z tego szarego, chmurnego nieba - a nawet jeślibym nią była, to mogłabym nie mieć równie dobrze żadnej mocy! Ta moc to plotka, w stu procentach fałszywa, zmontowana przez tych, którzy liczą, że coś się zmieni, jeśli będą wierzyć w zmiany wystarczająco mocno.

- Nadzieja może być świtem dla całego naszego królestwa. - rzekł Flawian spokojnie - tak mówił mój ojciec.

- Stamtąd, skąd ja pochodzę mówi się, że nadzieja jest matką głupich, o! A ci najgłupsi zawsze pakują się w kłopoty z których myślą, że nadzieja ich uratuje! O ! Jak my teraz, na przykład! 

BrzaskWhere stories live. Discover now