Prolog (+Trailer)

8.2K 321 146
                                    

Przed czytaniem zachęcam do zapoznania się ze zwiastunem załączonym w mediach <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kwiecień 2017

Kiedy słońce już całkowicie chowa się za horyzontem, jedna część miasta zapada w sen, by ta druga mogła się obudzić. Budzi się wraz z wybiciem północy w noc rozdzielającą piąty oraz szósty dzień tygodnia. Wtedy pewna niepozorna ulica staje się miejscem, w którym adrenalina niemal unosi się w powietrzu.

Podążam wzrokiem za pędzącymi po drodze samochodami. Ponad krzykami ludzi i płynącą z głośników muzyką przebijają się głośne warkoty dwóch silników połączone w jedną zgraną melodię. Ten dźwięk działa na mnie jak narkotyk – otumania i wprawia w błogi stan uniesienia.

Jednak obserwowanie tego z boku nijak nie jest w stanie dorównać ekscytacji, która ściska gardło i żołądek, gdy samemu siada się za kierownicą. Wtedy nie liczy się nic poza tą chwilą. Pomimo tej zawrotnej prędkości wszystko gwałtownie zwalnia tempa, każda sekunda przypomina wieczność, ale i tak wydaje się mijać zbyt szybko. Chcemy więcej. Więcej, więcej, więcej... Nigdy dość.

Łomot serca i szum buzującej w żyłach krwi niemal zagłuszają resztę panującego wokół chaosu. Niemal, bo mimo wszystko przebija się przez nie znajomy głos:

– Mitchell!

Rozglądam się, wypatrując Tuckera, jednego z głównych organizatorów całego przedsięwzięcia, co w takim tłumie i przy słabym świetle byłoby nie lada wyzwaniem, gdyby nie fakt, że rzadko rusza się ze swojego stałego miejsca. Stamtąd ma najlepszy widok na umowną linię startu oraz mety, a jednocześnie zachowuje bezpieczną odległość od zawodników. Emocje związane ze zbliżającym się wyścigiem często znajdują ujście w różnego rodzaju przepychankach, dlatego jego przezorność nie jest nieuzasadniona.

W końcu odnajduję go – a raczej jaskrawą czerwień jego założonej tyłem na przód czapki z daszkiem – w towarzystwie grupki mężczyzn, składających ostatnie na dziś zakłady.

– Wołałeś mnie?

Tucker posyła mi podirytowane spojrzenie.

– Zmiana planów. Startujecie następni.

Marszczę brwi na tę informację.

– Przecież mieliśmy być dużo później. Zresztą Ledgera jeszcze nie ma, a trochę trudno ścigać się bez przeciwnika.

– Kolejka się zwolniła. A z nim już gadałem, czeka na starcie, tak że zwijaj się, bo nie mamy całej nocy.

Po tych słowach odchodzi, a gdy mnie wymija, ponownie słyszę, jak mruczy coś niewyraźnie bardziej do siebie niż do kogoś. Nie rozumiem ani słowa, ale tej irytacji w głosie nie da się z niczym pomylić.

Powiedziałabym, że coś mu dziś humor nie dopisuje, ale tak naprawdę zły nastrój to u niego ustawienie domyślne. Natomiast dobry? Mocna anomalia.

Nagle ponad plątaniną najróżniejszych odgłosów przebija się jeden, niezwykle charakterystyczny. Agresywny ryk znajomego silnika sprawia, że mój wzrok wręcz automatycznie wędruje w kierunku źródła dźwięku. Wtedy dostrzegam czarne niczym noc camaro, niecierpliwie oczekujące na swoją kolej. Z tej odległości widzę jedynie zaciśnięte na kierownicy dłonie, ale nie mam najmniejszych wątpliwości, kto siedzi w środku.

Fale dreszczy wstrząsają moim ciałem niczym impulsy o napięciu tysiąca woltów. I niekoniecznie są one wywołane ekscytacją. Nie, przy nim powodem może być jedynie strach. Zwłaszcza że nie mieliśmy okazji porozmawiać o wczorajszym...incydencie.

WINA [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now