Rozdział 50

2.3K 168 47
                                    



To było ponure i ciemne pomieszczenie. Jedynym światłem w tym miejscu były dwie zapalone świece, blisko ołtarza z niezrozumianym obrazem przepełnionym geometrycznymi kształtami, których symbolikę znał tylko On.

W tym nieprzyjemnym pomieszczeniu znajdował się jeden człowiek. Klęczał. Prawdopodobnie się modlił, bo mamrotał coś pod nosem w niezrozumiałym dla nikogo języku.

Światło świec oświetlało mu twarz, dodając mu lat i upiornego wyglądu. Czuł się dobrze w samotności. Mógł na spokojnie pomyśleć, podjąć ważne decyzje oczyszczenia świata od zła. To miejsce było jego sanktuarium. Wszyscy wiedzieli, że gdy tu jest, nie można mu przeszkadzać. Rozmawiał z Bogiem. Nie można było przerywać tego mistycznego momentu.

– Wiktoria nie żyje!

Jednak znalazł się śmiałek, który postanowił przerwać Ojcu w tym ważnym dla niego momencie dnia. Nie zrobiłby tego gdyby nie makabryczne wieści, które dopiero co obeszły cały krąg wspólnoty Rodzinnej.

– Wiem, synu. Bóg mi powiedział, wiedziałem o tym od dawna – mruknął chłodnym tonem, nawet nie patrząc na dyszącego mężczyznę w wejściu.

– Ojcze, teraz to wystarczający powód by się go pozbyć! Jest niewygodny! Niebezpieczny! To prawdziwy dzikus!

– O nie, mój synu. – Jego groźny głos odbił się echem, na co nowo przybył mężczyzna zadrżał. Nie chciał by Ojciec był na niego zły. To zawsze się źle kończyło. – Od teraz to mój syn. Pragnę go by był przy mnie. Jeśli Wiktoria go kochała, to jest warty mojej miłości. Nikt nie ma prawa go tknąć, oprócz mnie. To ja decyduje o jego losach. Inaczej spotkacie się z moją sprawiedliwą ręką.

Zaczyna się nowy rozdział w tej historii. To wszystko było dopiero początkiem.



KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

AbsolutWhere stories live. Discover now