ℝ𝕖𝕓𝕖𝕝𝕤

230 13 0
                                    

Na tle wschodzącego słońca na horyzoncie pojawiły się samoloty wroga. Nie minęło kilka minut a z nieba zaczęły zlatywać bomby. Miasto pustoszało. Ludzie uciekali w popłochu, ale Imperium było bez litosne. Czołgi taranowały wszystko. Uciekinierzy starali się gdziekolwiek skryć się przed kulami, granatami i innymi ładunkami wybuchowymi. Niektórym się udawało, inni padali na ziemię nie mogąc już wstać. Zbiegom pomagała kobieta, wskazując im drogę, która prowadziła do jednego z nielicznych jeszcze bezpiecznych miejsc w okolicy.

A atak nadal trwał.

Ciemnoskóra, dwudziestoparoletnia dziewczyna biegła przez opuszczone i walące się miasto. Ta sama, która kilka godzin temu pomagała uciekinierom, została sama, teraz przedzierała się przez miasto, którego broniła. Zapadał zmrok i czerwone słońce zachodziło na tle zniszczonych budynków. Kobieta przeskoczyła przez kupę gruzu, która leżała na jej drodze i mknęła dalej. Wystające kości policzkowe, bladopomarańczowe usta i duże zielone oczy, teraz przymrużone obserwujące uważnie okolicę.

Miała na sobie brązowy golf i długie za duże przynajmniej o dwa rozmiary pomarańczowe dresy. Cały ten strój był pobrudzony najprawdopodobniej jakimś smarem. Dwa długie, ciemnozielone warkocze obijały się o jej piersi, pomimo, że cała głowa była związana beżową chustką. Przez lewe ramię miała przewieszoną brązową torbę. Widać było, że była pełna, jeśli nie przepełniona. Przy każdym jej kroku zawartość owej torby szczękała jakby kawałki metalu obijały się o siebie. To samo działo się z zawartością plecaka, bo też taki miała. Czarny, kilkakrotnie szyty co było można wywnioskować z brunatnych łat, którymi był pokryty.

Po kilku chwilach przed nią pojawił się zarys sosnowego lasu. W jej oczach było można dostrzec wyraźną ulgę. Przyśpieszyło, by szybciej się tam dostrzec. Jeszcze kilka sekund i dotarła do pierwszych drzew. Potykając się o wystające gałęzie sosen i innych iglaków znalazła się na malutkiej polance. Szaleńczy bieg, przynajmniej na tą chwilę, dobiegł końca. Kobieta zatrzymała się i położyła ręce na zgiętych kolanach. Oddychała ciężko, a i to przychodziło jej z trudem. Odkaszlnęła kilka razy, po czym zrzuciła z ramion plecak, który spadł na zżółkłą trawę. Usiadła obok niego i przymknęła oczy. Zrobiła głęboki oddech, wdychając świeże powietrze. Chciała się położyć, ale odwrócił jej uwagę niepokojący odgłos dobiegający z krzaków. W błyskawicznym tempie wstała i spojrzała w zarośla. Wyłonił się z nich imperialny żołnierz. Najpierw zobaczyła jego posturę. Był to rosły, wysoki mężczyzna. Ubrany był w zielonożółty mundur. Ciemnoskóra odruchowo cofnęła się o kilka kroków. Facet wyciągnął krótkofalówkę i szepnął do niej parę słów. Prawdopodobnie powiadomił innych, że ją znalazł.

- Podnieś ręce - zarządził wyciągając pistolet i celując. Zielonowłosa głośno przełknęła ślinę i wykonała polecenie. Żołnierz zbliżył się do niej, jednak patrzył na plecak który nadal leżał na ziemi. Lufa broni ciągle była skierowana w stronę kobiety, ale mężczyzna właśnie otwierał przedmiot należący do niej. Ciemnoskóra zrobiła kilka kroków w tył. Leżała tam jej torba. Starając się nie poruszyć żadną gałązką chwyciła ją. Zrobiła krok w stronę przeglądające jej plecaka przeciwnika i uderzyła go z całej siły torbą w głowę. Wróg padł na ziemię. Kobieta nie chciała sprawdzać czy żyje, czy też po prostu jest nieprzytomny. Pozbierała paczki zawinięte w gazety i kilka puszek, które wyjął z plecaka. Powrzucała je tam z powrotem.

Ponownie zaczęła bieg. W każdej chwili mogli zjawić się tu wspólnicy tego imperialnego. Ale już po kilku chwilach czuła, że nogi się pod nią uginają. Traciła siły. Przebiegła przecież ponad siedem kilometrów. Już zamiast biec starała się iść szybkim marszem. Gałęzie uderzały i ocierały się o jej twarzy, zostawiały dziury w bluzce. Zatrzymała się. Wiedział, że dłużej nie wytrzyma. Rękami chwyciła się za brzuch. Zaczęła kaszleć. Starała się złapać oddech, jednak miała z tym widoczne problemy. Żółć zebrała się jej w gardle. Zrobiła kilka kroków tył i przewróciła się. Starając się zdjąć plecak i torbę oparła głowę o pień jednej z sosen. Oczy same by się jej zamknęły gdyby nie głos, który bardzo dobrze znała.

𝘴𝘵𝘢𝘳 𝘴𝘩𝘰𝘵𝘴 ⋆⋆⋆ star wars shotsWhere stories live. Discover now